MINI Cooper S dostało twarz elektryka. Na szczęście wciąż warczy i daje dużo radości
Wyglądem upodobniło się do elektryka, ale to zmyłka. MINI Cooper S wciąż może mieć spalinowy silnik, wciąż lubi sobie warknąć i wciąż daje sporo radości.
Mam słabość do tej marki. W moim prywatnym garażu kilka lat temu stało MINI Clubman, to "pierwsze nowe" z dodatkowymi drzwiami z boku. Uwielbiałem ten samochód, nawet pomimo jego problematyczności. Był praktyczny, oszczędny i przede wszystkim zaskakująco ładny. Od tamtej pory zawsze cieszę się, gdy wskakuję za kierownicę samochodu tego marki. Co prawda z nowym Countrymanem nie znaleźliśmy wspólnego języka, ale już elektryczny hatch, którego testował Marcin Napieraj, przekonał mnie po pierwszych kilometrach. Chwilę wcześniej miałem okazję sprawdzić jego spalinowego kuzyna, czyli tak naprawdę gruntownie odświeżoną dotychczasową generację. Jakie jest "poprawione" MINI Cooper S? Zobaczcie sami.
To samochód, który trzeba lubić. MINI Cooper S nie jest dla każdego
To, co BMW zrobiło z tą marką, można nazwać absolutnie idealnym zagraniem. Niemcy doskonale wiedzieli, że "lajfstajlowa" marka będzie strzałem w dziesiątkę - i nie mylili się. Kolejne generacje małego MINI sprzedawały się i sprzedają jak ciepłe bułeczki.
Do tego koncern z Monachium nie popełnił błędu, którego nie ustrzegli się konkurenci. BMW wiedziało, że postawienie na jedną kartę, w tym przypadku na elektryfikację, nie będzie dobrym pomysłem. Dlatego właśnie skupiono się na rozwoju elektrycznego wariantu, który zyskał nowy design i opracowaną od zera konstrukcję, a później dopasowano do niej model spalinowy.
Jest to więc "stary znajomy", który zyskał nowe wnętrze, zmodyfikowane nadwozie i odświeżoną paletę jednostek napędowych. Tu dobra wiadomość dla fanów najmocniejszych wersji - Cooper S wciąż ma solidną dwulitrówkę pod maską, generującą 204 KM. Na brak koni mechanicznych narzekać nie można.
Tym bardziej, że mają one do pociągnięcia "tylko" 1360 kilogramów
Dla porównania elektryczne MINI jest o dokładnie 300 kilogramów cięższe. Spalinowy wariant wciąż ma więc w sobie wystarczająco dużo lekkości, aby dać dużo przyjemności z jazdy.
Nowe wcielenie nie jest już jednak tak zadziorne, jak poprzednie generacje. Przede wszystkim elektronika mocno ogranicza jego zapędy, a reakcja na gaz jest nieco bardziej ospała. Bardzo "opóźniono" też czas reakcji na naciśnięcie łopatki, tak więc jazda w trybie manualnym zasadniczo nie ma większego sensu.
Nie zmienia to jednak faktu, że na krętym odcinku wciąż można szeroko się uśmiechnąć, wykorzystując potencjał drzemiący w tym podwoziu. Układ kierowniczy daje nam dużo informacji i ma świetnie dobraną siłę wspomagania, co docenią wszyscy fani nieco szybszej jazdy w zakrętach.
Szkoda tylko, że silnik słychać głównie z... głośników. Wydech jest bardzo cichy i nie serwuje nam już żadnych chrapliwych odgłosów przy zmianach biegów, ani też nie zafunduje żadnych "strzałów" przy odpuszczeniu gazu na wysokich obrotach.
Dynamika nie rozczarowuje - sprint do setki zajmuje 6,6 sekundy, a licznik zatrzymuje się oficjalnie na wartości 242 km/h. Gdy jednak nie chcemy korzystać z potencjału drzemiącego w dwulitrowej jednostce, możemy docenić niskie zużycie paliwa i stosunkowo przyzwoite wyciszenie w trasie.
przy 100 km/h: | 5,1 l/100 km |
przy 120 km/h: | 6,5 l/100 km |
przy 140 km/h: | 7,7 l/100 km |
w mieście: | 9,1-11,2 l/100 km |
Poza tym mamy tutaj wszystkie nowości, które zaserwowało nam MINI
W kabinie jedynym wyświetlaczem został ten centralny, idealnie okrągły, wykorzystujący technologię OLED. Wygląda ciekawie, ale niestety działa zbyt wolno. Reakcja na dotyk i przełączanie między funkcjami wymagają czasami chwili namysłu ze strony systemu. Do tego Apple CarPlay i Android Auto w formie kwadratu wyświetlanego na okrągłym ekranie wyglądają dziwnie. Szkoda, że MINI nie postawiło na bardziej panoramiczną możliwość prezentacji danych.
Poza tym w kabinie mamy tylko kluczowe przełączniki - starter, wybierak skrzyni biegów, pokrętło głośności, awaryjne, tryby jazdy/systemy asystujące i... to by było na tyle.
Ten mini-malizm wymaga przyzwyczajenia. Mi osobiście brakuje prędkościomierza/obrotomierza za kierownicą, który był wyróżnikiem tego modelu do czasu dużego liftingu.
Wyposażenie oczywiście nie rozczarowuje. Dostaniemy tutaj nagłośnienie Harman/Kardon, komplet systemów wspierających kierowcę, świetne światła LED, a także szereg różnych bajerów. Na przykład sygnaturę świetlną przednich i tylnych lamp można zmienić z poziomu systemu multimedialnego. Do wyboru są trzy opcje i każda ma własny charakter.
Cennik MINI Cooper S otwiera kwota dostępne jest w kilku wariantach
Możecie wybrać tańszą wersję Essential, która kosztuje 124 900 złotych. Testowany wariant, z pakietem JCW, wyceniono na 153 800 złotych. Po dołożeniu opcji zatrzymujemy się na poziomie niecałych 180 000 złotych. Jak na 204 KM w hothatchu jest to bardzo dobra kwota - zwłaszcza, że mówimy o samochodzie z segmentu premium.
Poza tym MINI w zasadzie nie ma teraz konkurencji. Abarth jest elektryczny i bardzo "miejski", a inne samochody zniknęły z rynku. BMW podjęło więc doskonałą decyzję utrzymując przy życiu spalinowy wariant - myślę, że klienci marki z pewnością to doceniają.
Czy jest to auto, o którym warto pomyśleć?
Jeśli chcecie mieć w garażu "małego wariata", który potrafi dać dużo radości z jazdy, to jest to dobry adres. Zresztą, tak jak już wspomniałem, konkurencji w zasadzie nie ma. Do stylistyki, a zwłaszcza do nowego pasa tylnego, trzeba się tutaj przyzwyczaić. Nie jest to jednak coś, co skreślałoby ten samochód.