Abarth 500 Esseesse

Masz dziwne przeczucie, że za moment wydarzy się coś gwałtownego i niepokojącego? Wyciągnij zawleczkę tkwiącą w granacie wrażeń. Oto nieprzyzwoicie mocny Abarth 500 Esseesse - samochód, który przekształca zwykłą jazdę w absurdalną wirówkę emocji. Wciśnij gaz do dechy!

Dobrze się pan czuje? - zapytała pielęgniarka, pobierając krew z mojego prawego ramienia. Z głową odwróconą w drugim kierunku starałem się uwierzyć, że to tylko luźna rozmowa dla podtrzymania kontaktu z pacjentem. W rzeczywistości dobrze wiedziałem, że tak nie było. Przeczuwałem, że to wstrętne babsko grzebiąc w moich żyłach, napotkało na jakieś nieprzewidziane trudności, które w powiązaniu z chorą wyobraźnią pacjenta już za chwilę doprowadzą mnie na skraj urojeń o szpitalnym pokoju wypełnionym krwią aż po parapety.

Nie myśl o ręce. Nie myśl o niej... Tylko o niej nie myśl, a wszystko będzie dobrze... Wyobrażałem sobie hipopotamy z ptaszkami, wyjadającymi resztki pożywienia spomiędzy ich wielgachnych zębów i tureckie plaże wypchane bladymi grubasami z północy Europy. Zwodzenie podświadomości szło mi całkiem nieźle, do momentu, gdy znów odezwała się pielęgniarka. Bo wie pan... coś mi tu nie leci - wypaliła znienacka. To może ja poruszam dłonią - zaproponowałem, udając kozaka, na którym igły do strzykawek nie robią najmniejszego wrażenia. - Nie trzeba, ja tu sobie próbuję żyłę rozepchać - odrzekła pani w białym fartuchu. W tym momencie pomyślałem, że mój mięsień sercowy wybije dziurę w mostku i wyskoczy na zewnątrz, galopując w kierunku wyjścia z gabinetu.

Oto ja: siedziałem na białym krześle związany gumową rurką i wysłuchiwałem o rozpychaniu moich własnych żył! Nietrudno zgadnąć, że zaraz po pobraniu krwi miałem ochotę wstać i udusić pielęgniarkę swetrem, po czym wrzasnąć na cały korytarz: "Wszystkich was wymorduję!" Tak mało dzieli nasze codzienne życie od totalnej furii... Cienka granica. Linia, której nie przekraczamy.

Za nią czai się coś przerażającego - czysty obłęd. Coś, co mogłoby się stać, gdyby tylko na moment puściły nam nerwy. A teraz wyobraź sobie, że na własne życzenie, całkiem świadomie, przekraczasz tę granicę i dotykasz szaleństwa. Więcej: okazuje się, że to szaleństwo mieszka w pobliżu, tuż pod twoją kuchnią wypełnioną dźwiękiem radia, zapachem kawy i porannymi wiadomościami. Towarzyszy ci, gdy myjesz zęby, patrzysz w lustro... Każda czynność wydaje się być do bólu normalna, lecz gdzieś wokół żołądka krąży tajemnicza niepewność. Strach. Przeczucie, że za moment wydarzy się coś gwałtownego. Coś, co przewróci schemat dnia do góry nogami. Coś całkowicie irracjonalnego. Złego i ekscytującego jednocześnie...

Ten obłęd zbliży się, gdy zejdziesz do garażu i w stacyjce krwistoczerwonego autka umieścisz klucz opatrzony wizerunkiem skorpiona. Nim uruchomisz maszynę strachu i zadowolenia, musisz wiedzieć, że zasiadając za sterami Abartha 500 Esseesse, dzierżysz w swoich dłoniach granat wypełniony prawdziwym szałem. Oto samochód, który służy do wszystkiego, czego nie wolno Ci robić na publicznej drodze i co tak bardzo pociąga Cię w motoryzacji. To wcielenie małej, złośliwej furii drogowej, której zapach zwęszysz, trzasnąwszy drzwiami obitymi twardym plastikiem znanym ze zwykłego Fiata 500.

W kabinie jest czarno-czerwono, ciasno i "krótko"... Gdy usadowisz się w głęboko wyprofilowanym fotelu ze zintegrowanym zagłówkiem, silnik zaśpiewa złowrogim, chropowatym warknięciem pochodzącym z czterolufowego wydechu. To turbo-demon T-Jet o pojemności 1,4 litra, upchany pod króciutką maską Abartha 500 Esseesse, zacznie wydmuchiwać z siebie opary pierwszych mililitrów twojej własnej endorfiny zmieszanej z adrenaliną. Dreszcz przejdzie Ci po plecach. Całkiem słusznie...

160 koni mechanicznych w 3,6-metrowym samochodzie o masie ledwo przekraczającej tonę zapowiada strach i przyjemność odważone w proporcjach pół na pół. Bój się, bo wszystko jest tu niepoprawne, twarde i dzikie. Nawet dowód rejestracyjny, w którym formalna moc Abartha Esseesse (99 kW) jest niższa od rzeczywistej (117 kW), zwiększonej między innymi za pośrednictwem nowego oprogramowania sterującego pracą silnika.

Już na postoju 500-ka głaskana gazem grzmi niczym przepalona lufa, z której za chwilę wytrysną strumienie jadu. Na samą myśl o rasowym warkocie układu wydechowego aż chce się zacisnąć drżące dłonie na grubej, spłaszczonej u dołu i obszytej nieco "plastikową" skórą kierownicy. Pozycja do jazdy - wysoka. Rozstaw osi - absurdalnie krótki (2,3 m). Do tego grzmoty dopływające z tłumika i świadomość przyspieszenia od 0 do 100 km/h w 7,4 sek. (maksymalna prędkość: 211 km/h). Przeróbka słodkiego, miejskiego Fiacika na kipiący mocą pocisk... To nie może być rozsądne. To nie może być bezpieczne. To musi być cholernie dzikie i pozbawione jakiejkolwiek racjonalności. I takie właśnie jest! Na co więc czekać?

Wrzuć jedynkę, chwytając za lekko, lecz precyzyjnie, pracujący lewarek usytuowany tuż pod prawą dłonią i rusz przed siebie na szybki pojedynek z własnym strachem. Szybko przekonasz się, że przejażdżka Abarthem Esseesse jest trochę jak spacer z psem, o którym wiesz, że kiedyś zagryzł kogoś na śmierć. Niby to ty jesteś panem sytuacji i trzymasz w ręku smycz, ale...

Na początku wszystko idzie zgodnie z planem. W normalnym trybie jazdy szybka i wyjątkowo sztywna 500-ka daje się poskromić każdemu. Oprócz głośno pracującego układu wydechowego oraz niemiłosiernie twardego zawieszenia z czerwonymi sprężynami sztywniejszymi w stosunku do zwykłej wersji Abarth, Esseesse daleko jest do furii, którą zapowiadają wszystkie parametry techniczne. Gdy jednak wciśniesz magiczny guzik SPORT umieszczony na desce rozdzielczej, raz na zawsze zapomnisz o nudzie i nieco galaretowatym pedale gazu. Elektryczne wspomaganie kierownicy stwardnieje, zaś silnik podskoczy, dostając zastrzyk dodatkowych 29 Nm momentu obrotowego (w sumie 230). Pedał gazu nabierze odpowiedniej wrażliwości. Wciśnij go do oporu, a zacznie się prawdziwa przyjemność spijania kontrolowanego szaleństwa. Głęboko w układzie dolotowym zasilanym sportowym filtrem powietrza BMC ożyje prawdziwe oblicze Abartha Esseesse. Trzymaj wtedy kierownicę mocno!

Piętno furiata wyryte w sercu Abartha stanie się widoczne, niczym znak skorpiona umieszczony na czerwonej obudowie pokrywy zaworów. Tuż pod nią, skromne 3 litry oleju zaczną krążyć coraz szybciej w obiegu małej, dzikiej maszyny, smarując cztery cylindry doładowane turbosprężarką IHI. Chropowatym dźwiękiem Abarth zażąda większych dawek paliwa. Zapomnij o jego cenach i o zużyciu, dochodzącym w mieście do 11 l na 100 km. Po prostu daj się ponieść karuzeli wrażeń!

Po przekroczeniu granicy 3500 obr/min., gdy turbina na dobre rozkręci się, zapewniając prawdziwą eksplozję siły napędowej, spróbuj poskładać rozbiegane myśli. Na łuku drogi elektroniczna szpera o skomplikowanej nazwie Torque Transfer Control przytrzyma Abartha w ryzach, redukując nieco efekt uciekającego przodu. Niewyłączalne ESP błyśnie na "budce" zegarów przesłaniającej widok do przodu, po czym malutka, jadowita 500-ka wystrzeli przed siebie, plując z tłumika donośnym jazgotem. Oto styl jazdy, w którym zakochasz się od pierwszego wgniecenia w fotel. Później będzie już tylko szybciej!

Na wyjściu z ciasnego ronda o zdradliwie śliskiej nawierzchni przytrzymaj gaz w podłodze aż po zaświecenie się bezsensownie krzykliwej lampki sygnalizującej zmianę biegu. "Shift!" - zakrzyczy napis na wskaźniku ciśnienia doładowania. Gdy kątem oka ujrzysz wartość 1,2 bara, wszystko na moment stanie się absurdalne i upajająco... złe.

Tak złe, jak twardo zawieszona kabinka, w której siedząc, będziesz cisnął prawy pedał niczym furiat wyskakujący z gabinetu po nieudanym pobraniu krwi. To strach czy chwilowa euforia podszyta galopadą pulsu... Wbij "trójkę" powyżej 5000 obr/min., ujmując szybko gaz, a czerwony włoski chuligan z wrzaskiem trzaśnięcia dochodzącego z tyłu wydechu złapie kolejny oddech, pozostając na wysokiej fali momentu obrotowego.

Teraz upojony nabieraniem prędkości zejdź delikatnie z wysokich obrotów, a usłyszysz "turbinowe szuranie" dobiegające gdzieś z zakamarków silnika. Doskonała ścieżka dźwiękowa ucieszy twoje uszy i zabije resztki motoryzacyjnej poprawności. Pamiętasz, że tak nie wolno? To takie dziecinne, by bawić się wydechem w środku zatłoczonej dżungli miasta niczym nastolatek dosiadający pożyczonego Seicento. Miej to gdzieś!

Natłok myśli zaleje głowę w tempie szybszym niż 120 km/h, których nawet nie zdążysz dostrzec na prędkościomierzu Abartha. Tak samo jak wyboi, przetaczających się pod 17-calowymi oponami o profilu 40. Za chwilę gapiostwa na lekko połatanej drodze Esseesse odpłaci mocnym podskokiem do góry. Strach we własnej osobie przedefiluje wtedy po twoim karku, przerywając furię składającą się z gwałtownych przyśpieszeń i nie mniej gwałtownych hamowań, zapewnianych dzięki wzmocnionym hamulcom firmowanym przez Brembo (przednie tarcze mają 284 mm średnicy). Dla odpowiedniej skuteczności wymagają one dość brutalnego traktowania środkowego pedału.

Przypomnisz sobie o tym, przeżywając taniec na nierównościach w wykonaniu małego Abartha. Do twojej świadomości dotrze wtedy jedna, niezaprzeczalna prawda: w Esseesse pełne panowanie nad zabójczą szybkością to całkowita iluzja. Coś, czemu nie wolno ulegać. Pomimo obecności niewyłączalnego ESP i seryjnego kompletu poduszek powietrznych (łącznie z kolanową) ten, kto choć na sekundę za bardzo da się ponieść wariackiej jeździe 160-konną 500-ką, szybko skończy w zamrażarce dla mistrzów kierownicy...

To właśnie strach - obawa przed odpaleniem do końca petardy spoczywającej pod prawym pedałem Abartha jest jego największą zaletą i przekleństwem jednocześnie. 500 Esseesse nie potrafi być dobry, spokojny i ułożony. Choć postronni obserwatorzy widzą w nim słodki wózek na zakupy podobny do tysięcy innych 500-ek z kolorowymi dodatkami zdobiącymi ich karoserie, to warto pamiętać, że bąblowaty kształt "szalonej biedrony" przyozdobionej białymi felgami (mogą być też szare) to tylko kamuflaż, maskujący morderczą twarz małej włoskiej wyścigówki. Abarth Esseesse jest bezkompromisowy i trudny w obyciu. Czasem męczy i potrafi być niezwykle wredny, ale taka właśnie jest jego natura.

Przez mały rozstaw osi, na szybkich wirażach prowadzi się go niespokojnie, wybierając kierunek podążania przodu, za którym nerwowo "doskakuje" tył. Cóż z tego, skoro i tak stworzono go wbrew jakimkolwiek zdroworozsądkowym regułom przyświecającym produkcji masowych aut... Mały, ciasny i niewiarygodnie szybki uzależnia kierowcę niczym złość furiata. Za ok. 76 tys. zł. pozwala dotknąć stanu drogowego szaleństwa, w którym granica paranoi zawęża się do pasa jezdni rozmytego tuż przed oczami kierowcy. Czyż jest coś piękniejszego od takiej półprzytomności?

Plusy:
+ mocny i wystarczająco ekonomiczny silnik
+ niesamowicie brzmiący wydech
+ wygodnie zestrojony układ kierowniczy
+ agresywny i jednocześnie gustowny wygląd

Minusy:
- zbyt wysoka pozycja za kierownicą
- mały rozstaw osi powoduje nerwowość na szybkich łukach

Podsumowanie:
Dobrze, że w czasach liczenia gramów dwutlenku węgla wciąż powstają samochody nieprzyzwoicie bezsensowne i stworzone wyłącznie do sprawiania kierowcy przyjemności. Abarth 500 Esseesse jest jednym z nich. Gaz do dechy!