Mercedes ML 250 BlueTEC

Za kierownicą Coopera S Coupe czułem się jak gwiazda. BMW 740d sprawiło, że śniłem na jawie, a sportowe i zarazem luksusowe BMW 650i pozwoliło mi zasmakować bogactwa. Czy nowy Mercedes klasy M dołączy do grona aut, które zostawiły po sobie trwały ślad w mojej świadomości?

SUV, czyli Sport Utility Vehicle. W wolnym tłumaczeniu to samochód sportowo-użytkowy o nieco większym prześwicie, wyglądzie podobnym do aut terenowych i bardzo często z napędem na obie osie. Wydawać by się mogło, że SUV jest idealnym środkiem transportu podczas rodzinnych wyjazdów w nieznane, gdzie asfaltowe drogi są rzadkością.

Na przekór temu najwięcej tych sportowo-użytkowych "czterokołowców" można spotkać w ciasno zaludnionych miastach, w których ulice korkami stoją. Pod modnymi klubami, pod knajpkami i restauracjami oraz pod teatrem, czy operą prężą się nobliwe emblematy umiejscowione na przednim grillu SUV-a, łechtając nabrzmiałe ego właściciela, który dumnie eksponuje swój status społeczny.

Co takiego w sobie mają te auta, że moda na nie wciąż nie przemija? Postanowiłem to sprawdzić. Zamykam oczy i...

Czary mary...
...hokus pokus, czar się niesie, Kaczor siedzi w Mercedesie. Za sprawą czarodziejskiej różdżki redaktora naczelnego właśnie siedzę za kierownicą nowego Mercedesa ML, a właściwie Mercedesa klasy M, ponieważ tak brzmi nazwa obecnej generacji tego pojazdu z gwiazdą na masce.

Pierwsze wrażenia? Jest duży i pięknie prezentuje się w świetle księżyca. Zapewne na tych dwóch przymiotnikach dla wielu osób, nie tylko płci pięknej, lista zalet mogłaby się zakończyć. Dla mnie jednak to dopiero początek, a oprócz rozmiaru i koloru liczy się coś więcej.

Z pewnością o designie tego SUV-a nie wykrzyknę głośno: it's beautiful!, niczym mój rodak karmiący krokodyla w dalekiej Ameryce. Tylko czy jakikolwiek inny pojazd zaliczany do tego segmentu zasługuje na miano arcydzieła sztuki współczesnej? Ot, spory kawał blachy na kołach, pociętej w mniej lub bardziej charakterystyczny dla danej marki sposób.

Najnowsze wcielenie klasy M od strony wizualnej łączy bardzo wiele z poprzednikiem. Cechą rozpoznawczą jest charakterystycznie opadający ku tyłowi słupek C. Czy dzięki temu zabiegowi Mercedes zyskuje na atrakcyjności? Dla mnie liczy się to, że ma gwiazdę na masce.

Jak w reklamie
Nie pozostało mi nic innego, jak opuścić szybę, włączyć jakiś utwór zespołu Jarzębina, wystawić łokieć na zewnątrz i być podziwianym przez gawiedź w plebejskich, kilkunastoletnich hatchbackach.

Na pierwsze efekty łechtania mego ego nie musiałem długo czekać. Wystarczył jeden postój na światłach obok zielonego VW Golfa II z blondwłosą niewiastą na prawym fotelu. Pomimo obecności młodego jegomościa za kierownicą tego ubóstwianego w naszym kraju auta, wzrok owej dziewczyny był wyraźnie skierowany w stronę mojego białego i dużego Mercedesa.

Krótka wymiana spojrzeń i na usta sam cisnął mi się pewien monolog: "Popatrz na swojego faceta i na mnie. Jeszcze raz na niego i ponownie na mnie. Chciałabyś, żeby był mną. A teraz siedzę w białym ML-u...". Siedzę i spoglądam na wszystkich z góry. Czuje się niczym pan i władca. Istny król szos, który swoim wielkim SUV-em demonstruje swoje możliwości nie tylko finansowe.

Nie dla wszystkich
O ile wygląd zewnętrzny mogą podziwiać dosłownie wszyscy, o tyle wnętrze mojego auta jest zarezerwowane tylko i wyłącznie dla nielicznych. Panuje w nim nieco tajemnicza atmosfera, dzięki czarnej skórzanej tapicerce oraz subtelnym aluminiowym wstawkom. Gdyby na fotelu, tuż obok mnie siedziała Dżoana, z pewnością z jej ust usłyszałbym, że kabina mojego Mercedesa jest wprost "emejzing".

Podwójne okno dachowe, system audio sygnowany logo Harman/Kardon, super wygodne elektrycznie regulowane, podgrzewane i wentylowane fotele czy bardzo skuteczna klimatyzacja dwustrefowa. To wszystko jest dostępne od zaraz, na każde moje wezwanie.

Jakość wykonania stoi na naprawdę wysokim poziomie, a miejsca w kabinie wystarczy dla czterech dorosłych osób oraz ich bagażu (pojemność bagażnika od 690 do 2010 l). Nie powiem także złego słowa o intuicyjności obsługi, chociaż nie ukrywam, że musiałem kilka razy mocniej pogłówkować, chcąc wejść do konkretnej opcji w bardzo rozbudowanym menu.

Przewrażliwiony
Z mnogością funkcji multimedialnych czy wszystkich innych czasoumilaczy może konkurować ilość systemów bezpieczeństwa. Ok, wiadomo, że bezpieczeństwo to ważna sprawa i w przypadku niespodziewanego spotkania z łosiem na niedawno otwartej autostradzie A2 chciałbym wyjść z twarzą, a nie z porożem między oczami, to jednak cała ta dbająca o moje zdrowie technologia wydaje się być nieco przewrażliwiona.

Podczas jazdy w tunelu bardzo często czujniki martwego pola w lusterkach groźnym mrugnięciem sygnalizowały mi obecność jakiegoś intruza w pobliżu auta. Po chwili zastanowienia okazywało się, że tym intruzem jest ściana tunelu, obok której właśnie jadę.

Na podobną chorobę nadopiekuńczowości cierpi system informujący o zbyt szybkim zbliżaniu się do przeszkody poprzedzającej moje auto. Jadąc z bezpieczną prędkością za jakimś samochodem, zachowując odstęp równy co najmniej jednemu autobusowi przegubowemu, czerwony trójkącik świecący się pomiędzy zegarami mówi mi: "Nie tak blisko. Nie znamy się aż tak dobrze."

Takie zachowanie byłoby dla mnie zrozumiałe, gdybym poruszał się z prędkością bliską prędkości ponaddźwiękowej, ale jadąc grzecznie osiemdziesiątką, takie uwagi mojego "anioła stróża" potrafią być irytujące. Na całe szczęście można te systemy dezaktywować.

Wstydliwy temat
Być może uśpiłem Was trochę tym opisem wszystkich gadżetów dostępnych na pokładzie mojego auta, dlatego teraz przejdę do nieco wstydliwego dla mnie tematu, a jak wiadomo wszystkie tematy tabu wzbudzają największe zainteresowanie.

Od razu zaznaczę, ze nie chodzi o jakąś dziwną chorobę nabytą podczas studenckiego wyjazdu na Ukrainę. Nie chodzi także o moje zdjęcia z imprezy w Holandii, na których dwuznacznie przytulam się z kimś, kto tylko na pozór był kobietą. Tym nieco wstydliwym dla mnie tematem jest jednostka napędowa pracująca pod maską mojej klasy M.

Na zdjęciach możecie zaobserwować, ze tylna klapa mojego Mercedesa pozbawiona jest emblematów świadczących o tym, co kryje się pod przednią maską. Z jednej strony jestem zadowolony z tego, że żadnych cyferek i literek tam nie ma. Z drugiej jednak, czasami muszę mierzyć się z pytaniami z cyklu: "a co Pan tam ma pod maską, bo wizualnie na AMG mi ten Pana Mercedes nie wygląda..."

Na początku, gdy odpowiadałem szczerze, że za napęd mojego SUV-a odpowiada nieco ponad dwulitrowy (dokładnie 2143 cm3), czterocylindrowy silnik Diesla, nie czułem się królem świata. Co najwyżej mogłem poczuć się niczym przedstawiciel handlowy, chwalący się swoją Octavią w dieslu. Dopiero po pewnym czasie wyrobiłem sobie inną, o wiele korzystniej brzmiącą odpowiedź.

- Co Pan tam ma pod przednią maską?
- 204 KM oraz pokaźny moment obrotowy równy 500 Nm, dostępny już od 1600 obr/min.

Prawda, że brzmi lepiej? Jeszcze większe uznanie budzi fakt, że takie parametry udało się wycisnąć, podpierając się tylko pojedynczym doładowaniem.

Ten sam silnik oznaczony jako 250 CDI można spotkać niemalże w każdym aucie z gwiazdą na masce, od C-klasy, poprzez SLK, aż po topową limuzynę klasy S. Pomimo tego odnoszę wrażenie, że ta niezbyt imponująca jednostka napędowa pod maską pełnoprawnego SUV-a, jakim jest bez wątpienia Mercedes ML, wygląda niczym profil prawdziwego samca alfa z kilkudniowym zarostem, który polubił fanpage "małe jest piękne".

Rozmiar nie ma znaczenia
Wstydliwy problem związany z rozmiarem potrafi odejść w niepamięć już po pierwszych kilometrach. Relatywnie niewielki silniczek dwoi się i troi, aby sprawnie napędzać ważące grubo ponad 2 tony auto. Osiągi może nie są piorunujące (9 sek. 0-100 km/h), ale pokaźny moment obrotowy dba o to, aby każdy manewr wyprzedzania kolumny TIR-ów nie był Mission Impossible.

Gdybym zasiadł za kierownicą tego auta, nie wiedząc, jakie argumenty spoczywają pod moją prawą stopą, na pewno nie odgadłbym, że mam do czynienia z najsłabszą i tylko 4-cylindrową jednostką napędową. Jeśli tylko mój współtowarzysz podróży nie zwiększyłby poziomu głośności systemu audio, tego niezbyt imponującego diesla zdradziłby tylko klang wydobywający się spod przedniej maski, który określiłbym mianem "mało reprezentacyjny".

Przyznam się szczerze, że decydując się na tę jednostkę napędową, liczyłem na niskie spalanie. Przecież to, że mam auto za ponad 300 tys. zł nie oznacza, że mam sponsorować koncerny naftowe. Jakim apetytem szczyci się ML w cyklu mieszanym? 9,2 litra na 100 km. W trasie zejście do wartości 8 litrów na setkę jest przysłowiową bułką z masłem, a jeśli do tego dodam, że bak testowanej wersji przypomina studnie ze swoimi 90-litrami pojemności, zasięg przekraczający 1000 km budzi uśmiech na twarzy. Szkoda tylko, że aby zatankować to auto do pełna, trzeba zostawić na stacji benzynowej ponad 500 zł, ale to już temat na inny artykuł.

W poszukiwaniu punktu G
Drażliwy dla mnie temat pieniędzy zostawię w tyle, podobnie jak w tyle zostawiam ciasne ulice miasta stołecznego i pozwolę powdychać nieco więcej świeżego powietrza mojemu ML-owi.

Już pierwsze kilometry trasy szybkiego ruchu sprawiają, że na moje usta ciśnie się jedno słowo: chillout. Pomimo klekoczącego dźwięku, wnętrze samochodu kapitalnie izoluje od całego, plebejskiego zgiełku, który w danej chwili mnie otacza. Auto wręcz płynie nad świeżo wyremontowanymi drogami. Olbrzymia w tym zasługa pneumatycznego zawieszenia AirMatic, które posiada dwa predefiniowane ustawienia: komfort lub sport. Trybu pośredniego brak.

Różnica w ustawieniu pomiędzy trybem komfortowym i sportowym jest więcej niż wyczuwalna. Przy aktywowaniu tego pierwszego samochód reaguje bardzo miękko na każdą nierówność, a ciąg kilku zakrętów następujących po sobie nastraja do zanucenia piosenki "Prawy do lewego" lub "Na prawo most, na lewo most".

W momencie aktywacji trybu sport auto stwarza wrażenie poruszającego się na felgach w rozmiarze, którego nie powstydziłby się 50 Cent, czy inny Snoop Dog. Oczywiście takie utwardzenie pozytywnie wpływa na zachowanie się auta w zakrętach, jednak sportowe zapędy tłumi delikatnie i leciutko pracujący układ kierowniczy.

A co do tego wszystkiego ma wspomniany wcześniej punkt G? Zupełnie nie wiem czemu, ale gdy słyszę tę właśnie literę, od razu mam kosmate myśli, dlatego też wiedząc, że z silnikiem mojego auta współpracuje 7-biegowy automat nazwany przez Mercedesa jako 7G-Tronic, poczułem lekkie zawstydzenie.

Już jedna literka G wywołuje u mnie rumieńce, a co dopiero 7 razy G. Pełen odlot. Niestety, na marzeniach się skończyło, a sam automat niestety nie działa rozkosznie. Rzekłbym nawet, że jest "taki sobie". Nie jest on ani mega szybki, ani aksamitnie płynny. W sumie to nie jest zły, ale właśnie już po takim właśnie opisie można wywnioskować, że jest trochę nijaki.

99 %
Jako, że strasznie nie lubię nijakości, rozprawkę o 7G-Tronicu pozwolę sobie darować. Tym bardziej, że na horyzoncie pojawiła się o wiele bardziej ciekawa rzecz, a mianowicie... kałuża.

Po intensywnych opadach deszczu fragment polnej drogi, która łączy moją posiadłość z drogą wojewódzką, zamienił się w rwący potok. Nie ukrywam, że czułem respekt przed tym mokrym tworem zrodzonym wprost z gniewu niebios. Czy ML na pewno sobie poradzi? Czy nie ubrudzę go zanadto i czy piękny, biały lakier nie ucierpi w starciu ze strasznymi siłami natury?

Zawieszenie AirMatic daje możliwość powiększenia prześwitu auta, co niezwłocznie czynię. Gdy podwozie mojego samochodu dzieli od podłoża dobre kilkadziesiąt centymetrów, ruszam przed siebie. Powoli, niepewnie z respektem. Po kilku sekundach jestem już na drugim brzegu. Uff, udało się. Wodnisty potwór pokonany. Wiedziałem, że zdolności terenowe mojego SUV-a mogą się przydać.

Oczywiście tę jakże trudną przeszkodę bez zająknięcia pokonałby również 12-letni Matiz z pięcioma robotnikami na pokładzie, jednak 99 proc. SUV-ów klasy premium z większym i trudniejszym "terenem" nigdy się nie spotka. Oczywiście stały napęd 4Matic i cała masa elektroniki sprawnie rozdzielająca siłę napędową dają jako takie pole manewru, o czym przekonał się chociażby Piotr Migas, ale na zawody off-roadowe ML-em z pewnością bym się nie wybrał.

Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. W obawie przed uszkodzeniem lakieru, felg czy innych kosztujących krocie i ładnie wyglądających w mieście chromowanych elementów nadwozia. Swoją drogą czy wyobrażacie sobie widok Infiniti FX, BMW X5 i Mercedesa ML taplających się w błocie obok kilkunastoletnich Nissanów Patroli, Trooperów czy starszych Jeepów Wranglerów? No właśnie.

Codziennie niskie ceny
Podobno prawdziwi faceci nie rozmawiają o pieniądzach. Jako, że uważam siebie za 100-procentowego faceta, także o pieniądzach rozmawiać nie lubię. Dla Was jednak zrobię wyjątek. Za mojego Mercedesa ML 250 CDI zapłaciłem ponad 340 tys. zł. Co prawda cena początkowa ML-a z najsłabszym dieslem startuje od 273 tys. zł, ale kilka dodatkowych i dość drogich opcji (zdziwiłbym się, gdyby były tanie) tak właśnie wywindowały cenę.

Nie jest tanio? Przecież Mercedesów nie sprzedają w Biedronce, a hasłem reklamowym marki nie jest slogan "Codziennie niskie ceny". Zresztą u konkurencji walka o cyferki wygląda bardzo podobnie.

24:00
Przyznam się Wam, że jestem bardzo zadowolony z mojego auta. Jest duże, ma gwiazdę na masce, sporo miejsca w środku i zapewnia wspaniały komfort. Jednym słowem: "I'm lovin it". To mówiłem ja - właściciel modnego SUV-a.

Niestety, zbliżała się godzina 24:00 i niczym w znanej bajce o Kopciuszku, czar rzucony na mnie przez redaktora naczelnego przestał działać. Znów stałem się zwykłym, zrzędliwym Kaczorem, który tak bardzo przyczepił się do braku funkcji dual w Renault Lagunie. Jak zatem, już jako nie właściciel SUV-a, oceniam nowego ML-a?

Przyznam, że auto mnie nieco rozpieściło, ale i utwierdziło w przekonaniu, że pokaźnych rozmiarów twór na czterech kołach, jakiego znaczka by nie posiadał na swoim grillu, w mieście nie czuje się zbyt pewnie.

W przypadku testowanego egzemplarza pozytywne zaskoczył mnie silnik, który nie wywoływał u mnie efektu zwanego ziewaniem, czego nie ukrywam nieco się obawiałem. Pomimo tego pozytywnego zaskoczenia chyba i tak wolałbym zrezygnować np. z panoramicznego dachu (9888 zł) oraz oświetlenia Ambient (1976 zł) i zakupić to samo auto z 3-litrowym dieslem V6 pod maską. Różnica w cenie pomiędzy wersją 250 BlueTEC a 350 BlueTEC wynosi 11 tys. zł.

Wracając do samego wstępu tego artykułu. Czy Mercedes ML pozostawił po sobie trwały ślad w mojej świadomości? Z pewnością to auto sprawiło, że moje ego zostało połechtane. Moje niezbyt wątłe ciało zostało także rozpieszczone przez komfortowe właściwości jezdne i równie komfortowe wnętrze.

Nowy Mercedes ML nie sprawił jednak, że za każdym razem przed snem będę długo i namiętnie o nim myślał, a każdy poranek będzie kończył się kołdrą uniesioną w niedwuznacznym miejscu.

Plusy:
+ komfort jazdy
+ relatywnie niskie zużycie paliwa
+ 4Matic - w większości przypadków nie będzie miał zbyt wiele do roboty, jednak w momencie, gdy naprawdę będzie potrzebny, nie zawiedzie
+ jakość wykonania
+ uniwersalność
+ bogate możliwości indywidualizacji

Minusy:
- niezdecydowana skrzynia biegów
- kultura pracy silnika

Podsumowanie:
Duży, komfortowy oraz modny SUV z prestiżowym znaczkiem na masce i sprawnym napędem 4Matic. Pomimo całej sympatii do 4-cylindrowego silnika diesla, warto rozważyć wybór większego, mocniejszego i bardziej kulturalnego silnika wysokoprężnego.