Szwedzki eksperyment, czyli turbina gazowa i elektryfikacja. W 1993 roku, w Volvo 850

Samochody elektryczne i hybrydowe to rzecz, z którą producenci eksperymentują od samego początku motoryzacji. To Volvo 850 z 1993 roku cały czas szokuje napędem, gdyż połączono tutaj niespotykane elementy.

Walka ze zużyciem paliwa nie jest wynalazkiem ostatnich 10-15 lat. Producenci od dawna prześcigają się w tworzeniu szalonych koncepcji, które pozwoliłyby na stworzenie możliwie najbardziej ekonomicznych samochodów. Ekologia wtedy nie grała aż takiej roli, choć także była brana pod uwagę. Jednym z najbardziej "odlotowych" pomysłów, dosłownie i w przenośni, pochwalili się Szwedzi w 1993 roku. To Volvo 850 jest bardzo nietypową hybrydą.

Volvo 850 Gas Turbine

Volvo 850 z turbiną gazową i silnikiem elektrycznym? Tak, w 1993 roku

Szwedzi dali nam Abbę, dużo zespołów grających rock i wszelkie odmiany metalu, Ikeę i kiszonego śledzia, którego zapach odrzuca na kilometr. Niewiele brakowało, a dostalibyśmy od nich także pierwszą hybrydę na rynku, wyprzedzającą nawet Priusa. Co więc poszło nie tak?

Cóż, krótko mówiąc - ktoś przekombinował temat. Otóż w tym aucie nie znajdziemy klasycznego silnika spalinowego. Zapewne Sven z działu samochodowego i Johan pracujący w sekcji silników samolotowych wybrali się na piwo po pracy. Sącząc kolejną szklankę złocistego napoju Sven napomknął Johanowi, że pracują nad samochodem hybrydowym i szukają dobrych i atrakcyjnych rozwiązań.

"A myśleliście może o turbinie gazowej z samolotu?"

Być może takie hasło zapaliło w głowie Svena zieloną lampkę, wszak Volvo miało już doświadczenie z takim napędem. Kilkadziesiąt lat wcześniej taki napęd zyskało eksperymentalne Volvo 264 z 1978 roku. Skoro wydajność takiej turbiny gazowej jest optymalna, a jej wymiary idealne, to czemu by nie spróbować?

Volvo 850 Gas Turbine

Tak oto Volvo 850 stało się platformą do unikalnych testów

W miejsce klasycznych silników spalinowych wciśnięto małą turbinę gazową, która pochodziła z działu Volvo Flygmotor i była zapewne wykorzystywana jako tak zwane "APU" w samolotach. Inżynierowie marki połączyli to jednak z nietypowym napędem elektrycznym.

Miejsce bagażnika zajął wielki akumulator kadmowo-niklowy, zaś przy kołach zamocowano jednostkę elektryczną. Na co komu taki zestaw?

To proste - turbina gazowa miała tutaj pełnić rolę bardzo wydajnego generatora. Ładowała ona baterię, która przekazywała prąd do silników elektrycznych. Te zaś odpowiadały za poruszanie samochodem.

95 KM nie robiło wrażenia, ale zapewniało odpowiednie osiągi - setka pojawiała się na zegarach w 12,8 sekundy. Do tego kierowca miał pełną dowolność w wyborze ustawień - auto mogło poruszać się w trybie czysto elektrycznym, hybrydowym (zarządzanym komputerem) i przy wykorzystaniu wyłącznie turbiny gazowej. Wystarczył jeden ruch pokrętłem, aby wybrać tryb jazdy.

Co ciekawe znalazł się tutaj także system odzyskiwania energii (rekuperacji) - tak, już 30 lat temu.

Moc na koła przekazywała specjalnie stworzona przekładnia. Po wybraniu kierunku jazdy auto nie pełzało aż do momentu, w którym kierowca nacisnął pedał gazu.

To nie mogło się udać

Skomplikowana i kosztowna konstrukcja konstrukcja sprawiły, że auta skończyły swój żywot pod testach. Jeden z zachowanych egzemplarzy ma na liczniku nieco ponad 4 000 kilometrów przebiegu i niedawno zmienił właściciela. Sprzedano go na aukcji za 62 100 euro, co jest naprawdę przyzwoitą ceną jak na eksperymentalne i ciekawe auto. To bez wątpienia rarytas dla kogoś, kto ceni sobie szalone wynalazki.