Lepiej chodzi się na nogach, niż na rękach. To proste! Volvo C40 - TEST
Nie wiem, czy kiedykolwiek w historii motoryzacji przeprowadzono lifting, w ramach którego przednionapędowy samochód stał się tylnonapędowy. W przypadku elektryków jest to nieco prostsze, ale i tak wymaga szeregu zaawansowanych modyfikacji. Volvo C40 Recharge jest właśnie takim rodzynkiem. I choć można zadawać sobie pytanie "a na co to komu", to odpowiedź Was zaskoczy - otóż warto było, bo zmiana jest tutaj odczuwalna już po pierwszych kilometrach.
Ten samochód jest paradoksalnie odpowiedzią na pytanie, które postawiłem w poprzednim teście tego modelu. Nieco ponad półtora roku temu w moje ręce trafiło pachnące jeszcze nowością Volvo C40 w wersji AWD, oferujące 408 KM.
To naprawdę udany samochód, który trapiła jedna wada, bardzo dziwna. Otóż był zwyczajnie zbyt szybki. Uznałem wtedy, że najlepszym wyborem jest w przypadku tego modelu wersja jednosilnikowa, wówczas z napędem na przednie koła.
Egzemplarz w takiej specyfikacji, choć w nadwoziu modelu XC40, dostałem podczas podróży na Bornholm. To był strzał w dziesiątkę - zużycie energii miło zaskoczyło, a dynamika nie pozostawiała niczego do życzenia. Jedyną kwestią była lekka podsterowność na mokrej nawierzchni, która wynikała z charakterystyki napędu.
Nie wiem, czy Volvo aż tak dokładnie czyta moje recenzje ich samochodów, ale ktoś ewidentnie wziął sobie do serca krytykę klientów i dosłownie "zresetował" gamę C40 i XC40. Przy okazji identyczne zmiany objęły spokrewnionego Polestara 2.
Tym samym napęd na przednie koła zniknął, a jednosilnikowe wersje przekazują moc wyłącznie na tył. Pojawiły się też większe i wydajniejsze akumulatory. Brzmi to jak przepis na sukces, nieprawdaż?
Tak też jest w rzeczywistości. Nowe Volvo C40 Recharge miło mnie rozpieściło, nawet pomimo fatalnych warunków pogodowych
Dawno nie było już listopada z tak obfitymi opadami śniegu i z mrozami. Kiedyś nikt nie wzruszyłby nawet ramionami widząc niskie temperatury, teraz staje się to rarytasem. Znak czasów i zmian klimatycznych.
Nie od dzisiaj wiadomo, że elektryki niespecjalnie lubią się z chłodem. Co jak co, ale akurat Volvo w tej kwestii powinno być dopracowane, nie tylko ze względu na sam klimat panujący w tym kraju. Szwedzi zawsze stawiali na kompleksowe podejście do samochodów - i na szczęście pod władzą grupy Geely o tym nie zapomnieli.
Volvo C40 Recharge 82 kWh RWD - TEST. Tu wszystko gra!
Przede wszystkim zmieniło się tylko to, co jest "pod samochodem". Tym samym wnętrze i nadwozie zachowało swój dotychczasowy charakter, co jest plusem.
Doceniam świetną wełnianą tapicerkę, która jest absolutnym strzałem w dziesiątkę. Dajcie mi takie rozwiązanie do innych samochodów, a mogę zrezygnować ze skóry - naprawdę. W zimie jest przyjemnie ciepło, w lecie z pewnością nie parzy, a do tego ładnie wygląda.
Wnętrze to sprawdzona koncepcja marki. Centrum dowodzenia stanowią multimedia z oprogramowaniem Google (wreszcie działającym prawidłowo). Mapy, Spotify, kalendarz i szereg innych funkcji łączy się z naszymi ustawieniami ze smartfonów i laptopów, "przedłużając" na swój sposób dostęp do tych funkcji.
Zegary przekazują kluczowe informacje w jasny i klarowny sposób, a powtórzona z ekranu głównego mapa ułatwia podróżowanie przy użyciu nawigacji.
Jakość wykończenia? Bardzo dobra. Szkoda, że Volvo wycofało się z kolorowych mat podłogi i drzwi, gdyż były świetne we wczesnych egzemplarzach XC40. Teraz możemy wybrać jedynie niebieskie wykończenie kabiny w C40, ale tylko w zestawieniu z konkretnym lakierem.
Skupmy się na najważniejszym - jak sprawdza się ten samochód w polskich "zimowych" warunkach?
Tutaj zaliczyłem same pozytywne zaskoczenia. Do Volvo C40 przesiadłem się prosto z Mercedesa EQE SUV, który niestety nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań. Szwedzki SUV (ale produkowany w Gandawie w Belgii) był tutaj całkowitym przeciwieństwem.
Przede wszystkim nawet "na zimno" zadowalał się stosunkowo niewielką ilością prądu. Wynik na poziomie 22 kWh z miasta przy niedogrzanym akumulatorze jest rewelacyjny, zwłaszcza przy temperaturze -3 na zewnątrz.
W trasie także nie zabrakło niespodzianek. Nawet silny wiatr i wspomniany chłód nie podbił drastycznie wyników. Powiem więcej - przy 130-140 km/h wciąż dałoby się przejechać niecałe 300 kilometrów.
W mieście magiczna granica 400 kilometrów nie stanowi żadnego wyzwania. Przy lepszych warunkach zbliżenie się do 500 kilometrów będzie banalnie proste.
Volvo C40 Recharge Single Motor Extended Range 82 kWh - zużycie energii (temperatura -3 stopnie Celsjusza)
przy 100 km/h: | 17,5-18,1 kWh/100 km |
przy 120 km/h: | 22-25 kWh/100 km |
przy 140 km/h: | 28-30 kWh/100 km |
w mieście: | 16-21 kWh/100 km |
Dynamika nie pozostawia niczego do życzenia. Na tylne koła trafiają tutaj 252 KM, a sprint do setki zajmuje 7,3 sekundy. Różnicą względem starszej wersji Single Motor jest lepsza trakcja i pewniejsze prowadzenie przy mocniej dociśniętym pedale gazu. Niestety, dla fanów jazdy bokiem nie mam dobrych informacji - ESP nie da się wyłączyć.
Układ kierowniczy pracuje lekko i nie zachęca do bardzo szybkiej jazdy. W mieście można też docenić system One Pedal Drive, który automatycznie uruchamia odzyskiwanie energii przy odpuszczeniu pedału gazu. Dzięki temu mocno oszczędzamy klocki i tarcze, a akumulator zgarnia bonusowy prąd.
Można więc śmiało powiedzieć, że Szwedzi idealnie doszlifowali to, co najważniejsze w tym samochodzie
Stylistykę zostawili w spokoju, podobnie jak i wygląd wnętrza. Zmieniono za to kluczowe podzespoły i przebudowano architekturę napędu, stawiając na większą wydajność. Efekty są tutaj odczuwalne i namacalne, co jest dużym plusem.
Cenowo nie jest już tak kolorowo, aczkolwiek mówimy o samochodzie skierowanym do specyficznego odbiorcy. Ceny tego modelu startują od 256 900 złotych za wersję Single Motor z akumulatorem o pojemności 69 kWh. Dopłata do wersji Extended Range wynosi 9 000 złotych.
W ofercie pozostały dwie wersje wyposażeniowe - Plus (bazowa, ale dobrze wyposażona) i Ultimate. Ceny tej drugiej startują od 280 900 złotych. Po dołożeniu wszystkich opcji, tutaj w postaci tapicerki Midnight Zinc, otrzymujemy kwotę na poziomie 299 700 złotych.
Tanio więc nie jest, ale C40 nie pełni już roli "bazowego" elektryka w gamie Volvo. Tutaj pałeczkę pierwszeństwa przejęło mniejsze Volvo EX30, które cenowo mocno uderza w konkurentów. Tym samym C40 pozostało wyborem dla bardziej wymagających klientów.
W Polsce raczej nie będzie hitem sprzedaży, aczkolwiek na ulicach Warszawy widuję je regularnie. Myślę, że fani marki, poszukujący drugiego samochodu (do miasta i nie tylko) mogą się skusić na ten model. Jeśli oczekują samochodu o charakterze bliższym większym Volvo, to będzie to strzał w dziesiątkę. EX30 jest jednak bardzo ascetyczne i nie każdemu przypadnie to do gustu.