Wszyscy zapłacimy za samochody ekologiczne?
Rząd rozpaczliwie szuka pieniędzy na realizowanie postulatów o elektromobilności. Oczywiście, najłatwiej będzie mu sięgnąć do kieszeni wszystkich kierowców. Powstaje więc projekt nowej opłaty.
Opłata emisyjna będzie doliczana do każdego litra benzyny i oleju napędowego i zasilać będzie kasę nowoutworzonego Funduszu Niskoemisyjnego Transportu. Każdy z kierowców spalinowego samochodu będzie musiał dopłacić ok. 8 groszy netto do litra paliwa. To znaczy niekoniecznie - bo założenie jest takie, że opłata ma być nałożona "wyżej" niż na nas. Tylko wiadomo, że koncerny przerzucą sobie te koszty na ceny na stacjach paliw.
Wpływy z opłaty emisyjnej mają dołączyć do odpisów z akcyzy za paliwa transportowe oraz 0,1 procenta zwrotu z inwestycji Polskich Sieci Energetycznych. Wszystkie te pieniądze poprzez FNT oraz Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Mówi się, że samych wpływów z paliwa ma być ok 1,4 mld złotych w pierwszym roku obowiązywania ustawy.
Pieniądze mają wesprzeć inwestycje m.in. w produkcję biopaliw, stacje tankowania CNG i LNG, a także infrastrukturę do ładowania samochodów elektrycznych. Część nowopowstałego budżetu zasilni też fundusze na badania i rozwój w zakresie paliw alternatywnych.
Ustawa dziś ma trafić do rządowej komisji prawniczej, a wejść w życie ma pół roku po uchwaleniu. Prawdopodobnie będzie to początek 2019 roku. Chyba, że podobnie jak opłata w paliwie na rzecz dróg samorządowych, po zmasowanych protestach społecznych, opłata emisyjna zostanie zablokowana. Już teraz w cenie paliwa ponad 50% to różne opłaty i podatki.