Aston Martin już wie jak stanąć na nogi. Wystarczy mniej robić, to proste

Nowy szef marki z Gaydon ma piekielnie trudne zadanie: musi postawić ją na nogi. Jego przepis jest kontrowersyjny, ale może zadziałać. Chodzi o to, aby... robić mniej.

Wbrew pozorom ta marka nie jest w najlepszej kondycji. Aston Martin przepala ogromne pieniądze i wciąż notuje straty. Brytyjczycy co prawda mają swoje lepsze momenty, niemniej od momentu, w którym właścicielem został Lawrence Stroll, problemy tylko narastają. Teraz fotel dyrektora zarządzającego zgarnął Adrian Hallmark, weteran branży, który do Astona przeszedł z Bentleya. Po kilku miesiącach "adaptacji" przyszedł czas na działanie.

I to właśnie te działania będą zaskoczeniem - bo mówimy tutaj o... braku działań.

Robić mniej, zarabiać więcej. To jest plan, który Aston Martin chce wdrożyć w życie

Nowy szef Astona dał sobie 12-18 miesięcy na odbudowę kondycji marki. Dla lepszego zrozumienia: notowania brytyjskiego producenta idą w dół, a inwestorzy co chwile muszą dokładać pieniądze. Dlaczego? Powód jest wbrew pozorom banalnie prosty.

Przede wszystkim Aston Martin produkuje zbyt dużo samochodów, zwłaszcza "na stock", który potem zalega. Do tego niektóre modele nie cieszą się dużym uznaniem. DBX, który miał być przełomem i koniem pociągowym, nijak nie powtórzył sukcesu Lamborghini Urus.

Aston Martin Adrian Hallmark

Adrian Hallmark ma więc trudne zadanie, ale ma też przepis, który powinien zadziałać. A mowa tutaj o rozwiązaniach, które wdrożył w Bentleyu, którego postawił na nogi i który za jego czasów był w rozkwicie.

Przede wszystkim Hallmark chce zmniejszyć produkcje. W swojej wypowiedzi dla Automotive News podkreślił, że "Aston Martin nie potrzebuje 13 000 samochodów rocznie, aby być wybitną marką. 7 000 pojazdów wystarczy". Tutaj więc w grę wchodzi ścisłe limitowanie produkcji i ograniczanie dostępności samochodów.

Do tego w najbliższym czasie nie ma w planach debiutu kolejnych modeli. Za to Aston Martin ma nam serwować limitowane wersje dotychczasowych produktów, które można opracować mniejszym kosztem. Jednocześnie budzą one pożądanie fanów marki, więc o sprzedaż martwić się nie trzeba.

Konieczne będą też koszty optymalizacji produkcji - stąd nacisk na tworzenie serii specjalnych, które zabezpieczą wydatki firmy. Pod znakiem zapytania stoi też dalszy rozwój drugiej fabryki Astona Martina. O ile sportowe auta powstają w Gaydon, o tyle DBX budowany jest w zakładzie w St Athan w Walii. Przygotowanie tego zakładu było drogie, a jego wykorzystanie jest na znikomym poziomie. Tym samym tutaj także pozostaje duże pole do popisu.