Buick Signia wypalał oczy tak, że Fiat Multipla staje się wzorem stylu
Buick Signia pokazany został w 1998 i szybko zapomniany. Słusznie, bo wygląda jakby ktoś zainspirował się popularną w memach rybą zwaną Blobfish.
Słowo "crossover" oznacza w motoryzacji samochód będący mieszanką kilku segmentów. Buick Signia jest mieszanką kapciowatego Park Avenue, nabrzmiałej ryby Blobfish, karawanu pogrzebowego, i mocno podlanej LSD wariacji na temat samochodów ery Art Deco. Prawdziwy crossover.
Buick Signia to zapowiedź SUV-ów?
Tak podają niektóre źródła, że oryginalny projekt amerykańskich stylistów mógł być jednym w pierwszych zwiastunów nowej grupy aut. Gdyby tylko w tym samym roku nie pokazano seryjnego BMW X5.
Tymczasem w Signii nic się nie zgadza. Samochód z przodu, na każdym zdjęciu, wygląda jakby lampy i atrapę wklejono nieudolnie w Photoshopie. Do tego całość ma jakiś dziwaczny, "nadęty" kształt. Z przodu opływowy, z boczną linią w stylu nudnych sedanów i... czymś co wyrosło z tyłu, od przetłoczeń na błotnikach, po garbatą linię klapy bagażnika.
Zaraz, czy ja napisałem klapy bagażnika? Buick Signia nie ma takiej. Ma zrobioną z jednego kawałka szybę sięgającą od połowy dachu i do tego dwie boczne, które tworzą szklaną kopułę broniącą dostępu do bagażnika. Dolna część z kolei otwiera się niczym dwuskrzydłowe drzwi. A za nimi wysuwa się rozkładany stół z babcinego mieszkania.
Nie zrozumcie mnie źle. Uwielbiam drewniane wstawki i wykończenia w samochodach, ale wysuwana podłoga bagażnika "w jodełkę", która dodatkowo rozsuwa się nad złożoną tylną kanapą, to ciut za bardzo "meblarski" element, jak na samochód.
No i to wnętrze. Kolejny przykład niezbyt udanej sztuki ludowej i rzeźby w drewnie, połączony z wczesnym ekranem dotykowym i... chyba to jest waga łazienkowa. Albo zegar. Nie wiem. I kierownica z losowo rozmieszczonymi przyciskami. Nie potrafię wskazać jednej rzeczy, która by mi się "zgadzała".
Mechanicznie bez fajerwerków
Nawet jeśli chodzi o mechanikę, Buick Signia nie miał nic, co by porywało. Tak naprawdę pod spodem to Buick Park Avenue, albo po prostu platforma G od General Motors. Przednionapędowa, z poprzecznie umieszczonym silnikiem. Ten miał porażającą moc 240 KM. Niby całkiem spoko, tyle że to było 3.8 V6 z kompresorem. Wersja bez kompresora miała 208 KM.
Ta wprawka stylistyczna powstała więc tylko po to, żeby pokazać, że w Buicku projektanci mają dobrego dealera. Według niektórych źródeł, samochód nawet nie doczekał się zniszczenia. Po prostu zgnił sobie po cichu w jakimś kącie, bo nikt nie chciał na niego patrzeć.
My też nie chcemy.