Chevrolet Cruze Kombi 1.7D LT Plus

Za pierwszym razem, kiedy zetknąłem się z Cruze Kombi, uznałem go za bardzo sensowny samochód rodzinny. Za drugim razem, gdy po tygodniu oddawałem Chevroletowi wersję wyposażoną w silnik diesla, robiłem to z przeświadczeniem, że wysokoprężna alternatywa może być jeszcze ciekawsza.

Oczywiście, można się sprzeczać, czy jednostka wysokoprężna na pewno będzie lepsza - w końcu jest droższa (o tym później) i teoretycznie bardziej awaryjna niż silnik benzynowy. Z drugiej strony, testowany przeze mnie wcześniej Cruze również nie miał najprostszego silnika, a nowoczesną turbobenzynę o pojemności 1.4. Tym razem do palety trafił nowy silnik 1.7D, znany m.in. z Opla Astry. W nieco słabszej niż ostatnio wersji wyposażenia, polakierowany na srebrno, kolejny Chevrolet sprawdza przy mojej pomocy, czy pierwsze wrażenie utrzymuje się na dłużej.

Jak to możliwe
Kiedy ostatnio testowałem Cruze, narzekałem na układ kierowniczy. Nie mam pojęcia, pod względem technicznym, czy wersja z silnikiem diesla jest zmodyfikowana, ale wrażenia z kręcenia kółkiem w kombi 1.7D są zupełnie inne. Oczywiście wciąż czuć elektrykę, która powoduje, że układ jest nieco gumowy, ale nie ma mowy o totalnym braku czucia i kręceniu typu "playstation". Możliwe, że odpowiada za to również cięższa jednostka napędowa z przodu, ale niezależnie od powodów, jest znacznie lepiej. Reszta zawieszenia sprawdza się równie dobrze jak w wersji benzynowej. Cruze prowadzi się dobrze, stabilnie, bez skłonności do nerwowości. W sam raz, żeby zapewnić bezpieczną podróż rodzinie. Udało się też zachować kompromis w kwestii komfortu. Nierówności pokonywane są dość gładko, a układ wyłapuje nasze przeszkody drogowe w sposób zrównoważony. Na to wpływają również 16-calowe felgi - o rozmiar mniejsze niż w najbogatszej wersji LTZ. Jest to krok w kierunku większego komfortu jazdy, a samochód na szczęście nie traci przy tym za wiele pod względem estetyki.

Zarówno koleiny, jak i poprzeczne nierówności, nie powodują zbytniego dyskomfortu, a w zakrętach raczej nie będzie paniki z powodu nad, czy przede wszystkim podsterowności. To dość udany kompromis, zwłaszcza jak na klasę samochodu - standardowy układ zawieszenia w postaci kolumn MacPhersona oraz belki skrętnej inżynierowie General Motors zestroili bardzo przyzwoicie. Nie widać wielkich różnic w porównaniu z opartą na tej samej płycie podłogowej Astrą J.

Dobra alternatywa
Do dyspozycji dostałem dość świeżą w gamie Chevroleta jednostkę - diesla o pojemności 1.7 litra i mocy 130 KM. Silnik ten zastępuje jednostkę 2.0 o mocy 125 KM, która była dostępna na początku "kariery" Cruze i również znany jest z "siostry" spod znaku Opla. Na wstępie od razu przekonuje nas, że na pewno pod względem kultury pracy daleko mu do jednostek benzynowych. Zwłaszcza jeśli jest nierozgrzany, klekocze sobie radośnie. Potem jest lepiej. Dużo lepiej. Podobnie jak w przypadku wersji benzynowej, Cruze z mniejszym dieslem jest świetnie wyciszone. Podczas normalnej, płynnej jazdy w trasie słychać głównie szum opływającego nas powietrza. Przy przyspieszaniu motor wzbudza się, jednak nie ma mowy o tym, żeby był bardzo głośny, albo natarczywy.

Jeśli chodzi o dynamikę, nie ma powodów do narzekań. Na papierze przyspiesza niecałą sekundę wolniej niż wersja benzynowa o mocy 140 KM, jednak wrażenia są zupełnie inne. Częściowo wynika to z dużo mniejszej liniowości przyrostu mocy. Nie można mówić o dramatycznie wielkiej turbo-dziurze, ale jednak wyczuwalny jest moment, w którym turbina zaczyna "pompować", a samochód rusza do przodu. 300 Nm momentu obrotowego dostępne jest tu dość wysoko, bo między 2000 a 2500 obrotów na minutę, mimo wszystko nie trzeba było specjalnie wachlować sześciobiegową przekładnią, aby uzyskać dobre wyniki w elastyczności. Subiektywnie Cruze (na "pusto") jest wystarczająco dynamiczne dla większości użytkowników, zwłaszcza tych, do których adresowany jest Chevrolet. W połączeniu z dobrym wyciszeniem, niezłą skrzynią biegów jest to naprawdę przyzwoita opcja zwłaszcza do miasta (gdzie spalanie obniża fabryczny system StartStop), ale również na trasę.

Cruze przekonuje również spalaniem. Okres testu przypadł na "białe święta"... czyli ostatnią Wielkanoc. Brnąc w białym puchu przez Warszawę, kombi od Chevroleta rzadko przekraczało 6,5 l/100 km, nawet gdy musiało postać w korku. W trasie jest jeszcze lepiej. Co prawda 4 litry, które obiecuje producent, nie mają za wiele wspólnego z rzeczywistością, ale na pewno przy spokojnej jeździe pojawi się czwórka z przodu (4,6-4,9 l/100 km). Normalna, dynamiczna jazda w trasie, z drogami ekspresowymi i nie przekraczaniem prędkości 120 km/h pozwoli nam zamknąć się w niewiele wyższej kwocie za paliwo na stacji - co sto kilometrów ubędzie 5,2 litra. Na autostradzie niecały litr więcej. W tej klasie aut to wyniki bliższe popularnym jednostkom diesla 1.6 o mocach w okolicach 110-115 KM.

Decydują szczegóły?
Kompaktowe kombi to, poza zastosowaniem jako samochód służbowy, w naszym kraju najpopularniejszy nowy samochód rodzinny. Dla rodziny ważna jest przestrzeń bagażowa oraz przestronność wnętrza. Jeśli chodzi o to pierwsze, Cruze nie ma się czego wstydzić. Bagaże zmieścimy w 500-litrowym kufrze z niską krawędzią załadunku. W razie czego bagażnik możemy powiększyć do 1478 litrów. Podłoga jest płaska, a przestrzeń bardzo ustawna (z małym schowkiem pod podłogą i wnękami na mniejsze bagaże po bokach). W tym aspekcie nic rewolucyjnego się nie wymyśli, ale ważne jest żeby nie zepsuć tego, co najlepsze - co Chevroletowi się udało. Test praktyczności zdany.

Nieco mniej praktyczne, choć na pewno poprawiające klimat we wnętrzu, są materiałowe wstawki na desce rozdzielczej. Pomysł oryginalny i na pewno wyróżniający się wśród konkurencji, która ostatnio zdaje się oszczędzać na każdej nitce, więc miękkich materiałów na drzwiach widzimy coraz mniej. Pod względem ergonomii Chevrolet również niczym nie zaskakuje - część przełączników jest "autonomiczna", a część przejęta wprost z Opla. Wszystkie jednak pracują poprawnie i nie są skomplikowane.

Za multimedia odpowiada system MyLink (w standardzie w testowanej wersji LT+). Zarówno do jakości dźwięku, jak i obsługi również nie można mieć większych zastrzeżeń. Poza tym, że (znów) funkcja parowania smartfona z systemem nie jest kompatybilna z moim telefonem. I (znów) musimy wybierać - MyLink, czy nawigacja. Niestety, wciąż nie jest możliwe połączenie tych dwóch systemów.

Jeśli chodzi o przestrzeń, również nie ma się czego wstydzić. Chevrolet będzie dla czwórki osób wystarczająco komfortowy, aby udać się na długie wakacje. Dla piątki mniej, ale umówmy się, że 99 proc. dostępnych w tej klasie samochodów nie oferuje cudów na tylnej kanapie. A Chevrolet ma ją całkiem wygodną, podobnie zresztą jak przednie fotele. Są nieco zbyt mało wyprofilowane, ale pozycja jest w nich naprawdę dobra.

Wyposażenie, jak na tę klasę samochodu, jest niemalże kompletne - we wnętrzu brakuje tylko elektrochromatycznego lusterka wstecznego (standard w LTZ) i wspomnianej nawigacji. Mamy więc i możliwość słuchania muzyki z sześciu głośników, podłączonej przez bluetooth, otrzymujemy też tempomat, kamerę cofania, wszystkie szyby elektryczne oraz klimatyzację automatyczną (niestety jednostrefową).

Pomijając więc fakt, że z silnikiem 1.7 nie można zestawić wersji LTZ, dopłata do niej wydaje się być mało sensowna. Jeśli sprawdzimy wyposażenie dla np. silnika 2.0 diesel, różnica wyniesie 4000 zł. Za to dostaniemy większe felgi, chromowane wykończenia linii okien, wspomniane wyżej lusterko oraz tapicerkę z elementami skóry ekologicznej. Bez sensu.

Dziwna polityka
Ceny w Chevrolecie w ogóle przyprawiają o głęboką zadumę. Porównując możliwości i wyposażenie samochodu do konkurencji, można uznać, że Cruze Kombi 1.7D LT+ jest wyceniony dość korzystnie (74 890 zł). Konkurencyjne Renault Megane 1.6 dCi Dynamique będzie po doposażeniu do podobnego poziomu kosztować 80 210 zł, z kolei Kia cee'd_SW 1.6 CRDi L, również po doposażeniu, nawet 82 490 zł.

Dlatego wydaje się, że największym problemem Cruze (poza postrzeganiem marki) jest polityka cenowa wewnątrz palety. W przeciwieństwie do wielu konkurentów, dopłata do jednostki wysokoprężnej nie jest wysoka - 1.4 Turbo LT+ będzie tańszy o 4000 zł. Więc jeśli ktoś robi większe przebiegi, nie zaboli go to bardzo, a oszczędności na paliwie mogą być znaczne. Tyle tylko, że po drugiej stronie cennika - na samym jego szczycie, jest dość udana, dynamiczna jednostka dieslowska o pojemności 2.0 i mocy 163 KM. Ta z kolei jest... w dokładnie tej samej cenie co 1.7. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Do tego wspomniana wcześniej niemożność zestawienia 1.7 z wersją LTZ i robi się impas. Wybór to tylko kwestia preferencji i ewentualnie stawki ubezpieczeniowej.

Zalety:
+ oszczędny
+ praktyczny
+ dobrze wyciszony

Wady:
- dziwne możliwości konfiguracji
- jeszcze dziwniejsza polityka cenowa
- gumowy układ kierowniczy

Podsumowanie:
Cruze 1.7D Kombi to bardzo dobra propozycja dla rodzin, które często podróżują. Dynamika jest wystarczająca, spalanie niewielkie, a cena dość dobrze skonfigurowana. Nie jest może mistrzem w żadnej dziedzinie, ale to solidny, rodzinny samochód, z dużym bagażnikiem i przyzwoitym wykończeniem oraz silnikiem będącym rozsądną alternatywą dla wersji benzynowej. Tyle tylko, że mocniejsza wersja kosztuje tyle samo. I co teraz?