Dwa lata, aby uratować Volkswagena. Tyle czasu ma ta marka na naprawę finansów
Zegar tyka nieubłaganie, a radykalne kroki muszą stać się rzeczywistością. Arno Antlitz, dyrektor finansowy firmę z Wolfsburga, powiedział wprost: "mamy rok, może dwa lata, aby postawić Volkswagena na nogi".
Nie jest to pierwszy raz, gdy Volkswagen znajduje się w tak trudnej sytuacji. Finanse marki przed premierą Golfa III generacji były na wyczerpaniu, a marka miała przed sobą widmo bankructwa w perspektywie miesięcy. Na nogi postawił ją wówczas Ferdinand Piëch, który żelazną ręką wprowadził wiele zmian, budujących finalnie potęgę tego koncernu.
Teraz niemiecka grupa jest w podobnej sytuacji. Konieczność cięcia kosztów sprawia, że Volkswagen ma przed sobą szereg radykalnych decyzji do podjęcia. W poniedziałek ogłoszono, że konieczne może być zamknięcie dwóch fabryk. Oczywiście taka zapowiedź zadziałała na związki zawodowe jak płachta na byka, co nie jest wielkim zaskoczeniem.
Władze marki dolewają jednak oliwy do ognia. Arno Antlitz, dyrektor finansowy i operacyjny Volkswagena, mówi wprost: "mamy rok, może dwa lata, by naprawić to wszystko". Co to realnie oznacza?
Z czego wynika problem, z którym mierzy się Volkswagen?
Są tutaj trzy kluczowe czynniki, które warto wziąć pod uwagę. Po pierwsze: elektryfikacja kosztuje dużo, a póki co nie oznacza sprzedaży na poziomie, o którym marzono i który zakładano jeszcze 3-4 lata temu. Drugą kwestią jest ogólna sprzedaż, która słabnie. Z planów Volkswagena wyparowało 500 000 samochodów. To wystarczy, aby właśnie dwa zakłady stały się zbędnymi planami na mapie. Trzecią kwestią są Chiny: jako konkurent i jako rynek, który z żyły złota zamienił się w największy problem.
Myślę, że ta ostatnia kwestia jest tutaj szczególnie ważna. Dla europejskich producentów rynek chiński był przez lata tym wspaniałym kociołkiem ze złotem na końcu tęczy. Auta tworzone w ramach spółek joint-venture, tworzone specjalnie dla Chin, sprzedawały się doskonale. Chińczycy chcieli jeździć europejskimi produktami, bo to było modne.
Aż do momentu, w którym przestało. Łatwo go wskazać palcem - mowa tutaj o pandemii. To był reset i ta chwila, w której chińskie marki dosłownie zalały rodzimy rynek naprawdę dobrymi produktami. I nie zatrzymały się na granicy tego kraju, a pojechały dalej, w szybkim tempie.
Tym samym Chiny, które miały być miejscem, w którym robi się najlepszy biznes, teraz są rynkiem, gdzie ten biznes nie przynosi już tak dobrych pieniędzy.
Drugą kwestią jest konkurencyjność produktu
Chińczycy wypuścili na rynek tanie samochody elektryczne, które spełniają potrzeby wielu osób. Niczym w starym powiedzeniu, tylko lekko sparafrazowanym: "tanie elektryczne samochody są dobre, bo są tanie i dobre". Do akcji wkroczyła więc Unia Europejska, nakładając cła na pojazdy z Chin. Przy okazji uderzyła w europejskich producentów, produkujących niektóre swoje modele właśnie w Chinach, przy współpracy z partnerami z Państwa Środka. Z tego powodu też objęto je cłem: mowa tutaj chociażby o Cuprze (Tavascan) i o MINI (Cooper E/SE).
Ludzie są pragmatyczni i mimo wszystko na koniec dnia kierują się portfelem. Jeśli mogli i wciąż mogą dostać "to samo, ale taniej", to nie będą aż tak sentymentalni wobec europejskich firm. Co więcej - wiele osób po prostu woli zostać ze swoim starszym samochodem. Coraz większa część społeczeństwa rezygnuje z wymiany pojazdu na nowy ze względu na ceny i... brak konieczności takiego ruchu. Nawet 10-letnie auta wciąż mogą być bardzo konkurencyjne, wydajne i komfortowe.
Rynek po prostu się kurczy
Do pandemii konsumowaliśmy wszystko w dowolnej ilości. Teraz nie jest to już tak oczywiste. Sprzedaż aut nigdy nie wróci do poziomu z roku 2019 - mowa tutaj o wynikach mniejszych o około 2 miliony aut. Tu właśnie znika też te 500 000 pojazdów Volkswagena, co przekłada się na przyszłość zakładów.
Marka z Wolfsburga nie ma jednak łatwego zadania. Związki zawodowe, IG Metall, będą broniły miejsc pracy i fabryk do ostatniej chwili. Nie wykluczone są strajki, co już zapowiedzieli przedstawiciele tej grupy. Realistycznie jednak bez zamknięcia zakładów Volkswagen nie osiągnie swojego celu, którym jest zmniejszenie kosztów i wprowadzenie dużej stabilności do finansów. A jedyną szansą dla utrzymania fabryk jest ich przejęcie przez inne podmioty - niestety, potencjalnie te chińskie, które przyłożyły się też do tego problemu.