Elektromobilność ma nowe wyzwanie. Możecie mieć problem ze sfinansowaniem zakupu takiego auta
Firmy leasingowe zaczynają grozić palcem regulatorom. Elektromobilność znalazła nowe wąskie gardło - a jest nim kwestia finansowania samochodów na prąd.
Nikt nie chce podejmować nadmiernego ryzyka - zwłaszcza banki i instytucje finansowe, które zajmują się finansowaniem zakupu samochodów elektrycznych. Elektromobilność ma przed sobą nowe wyzwanie, a jest nim walka z gigantyczną utratą wartości. To właśnie ona sprawia, że coraz większa liczba największych graczy zajmujących się oferowaniem leasingów i najmów długoterminowych dla samochodów na prąd nie tylko podnosi raty. Niektórzy wręcz sugerują, że mogą wycofać się z finansowania samochodów na prąd.
Bruksela dociska finansujących, Ci mówią "nie". Elektromobilność stoi przed ogromnym wyzwaniem
Ayvens, francuska firma, która powstała w wyniku fuzji ALD Automotive i LeasePlan, ma w swoim "banku" 3,4 miliona samochodów. Około 10% floty stanowią pojazdy bezemisyjne. Tim Albertsen, szef Ayvensa, mówi wprost: "jesteśmy dociskani zbyt mocno, elektryfikacja postępuje zbyt szybko względem zmian na rynku. Nie chcemy ryzykować i wypaść z gry. Jeśli my wycofamy się z rynku (samochodów elektrycznych), to kto zaryzykuje obecność w tej trudnej branży?"
Takie komentarze nie są zaskoczeniem. Wartość rezydualna samochodów po najmach jest dużo niższa, niż pierwotnie zakładano. Pojazdy wyceniane na 300 tysięcy złotych po dwóch latach kosztują mniej niż połowę pierwotnej wartości. Niektóre tracą jeszcze więcej - na przykład Porsche Taycan, czy Mercedes EQS.
Ten sam problem dotyka wypożyczalnie, które rozbudowywały floty samochodów elektrycznych. Hertz sprzedał ponad 20 000 pojazdów na prąd w mocno obniżonych cenach, gdyż zainteresowanie takimi autami było znikome. Sixt z kolei twierdzi, że w 2023 roku przez BEV-y zarobił o 40 milionów euro mniej.
W efekcie podmioty finansujące samochody elektryczne podnoszą raty, ograniczając w ten sposób swoje straty
Według Reutersa średnia rata dla samochodu spalinowego wycenianego na 45 000 euro wynosi teraz 468 euro. Za podobnie wycenionego elektryka trzeba zapłacić 621 euro miesięcznie. Dla porównania w 2021 roku za samochód spalinowy płaciło się średnio 473 euro, zaś za elektryka 284 euro miesięcznie. Różnica jest więc ogromna.
Dla finansujących dodatkowym problemem jest brak dopłat, które łagodziły skutki wysokiej utraty wartości pojazdów na prąd. Jednocześnie przełożyło się to także na spadek sprzedaży BEV-ów.
W tym samym czasie Unia Europejska chce docisnąć rynek i rozważa wprowadzenie celów sprzedażowych dla elektryków - wzorem Wielkiej Brytanii. Według organów finansujących zakupy taka decyzja jeszcze bardziej zwiększy straty i podniesie ryzyko podejmowane przez te firmy.
Niektórzy decydują się na przedłużenie życia samochodu w ofercie firmy
Wyższe raty to nie wszystko. Czołowi gracze chcą oferować samochody elektryczne w swojej ofercie nawet przez 5-8 lat, maksymalizując przychody z jednego egzemplarza. To jedyna szansa na to, aby uniknąć strat związanych z utratą wartości.
W tym samym czasie organizacja Transport & Environment, która lobbuje za szybszą elektryfikacją, stara się zachęcić Komisję Europejską do podjęcia radykalnych kroków. T&E twierdzi, że duże floty i firmy leasingowe powinny oferować wyłącznie auta elektryczne od 2030 roku. Argumentują to faktem, że rotacja samochodów po najmach i kontraktach przyspieszy proces elektryfikacji parku maszynowego na Starym Kontynencie.
Tu warto zaznaczyć, że leasingi stanowią 60% finansowania nowych samochodów w Europie. W przypadku elektryków jest to nawet 80%. Tym samym napięcie na linii finansujący - Unia Europejska może tylko rosnąć.
Eksperci zakładają, że elektromobilność ma przed sobą trudne czasy. Przez 5-10 lat samochody na prąd będą bardzo wrażliwe na zmiany cen
Szybki rozwój technologii, coraz tańsze baterie i upowszechnianie nowoczesnych rozwiązań sprawia, że nawet roczne modele mogą szybko tracić na znaczeniu w zestawieniu z nowszymi wersjami.
Warto też dodać, że w szeregach Unii Europejskiej coraz większą siłę zdobywają opcje polityczne, które sprzeciwiają się zakazowi sprzedaży samochodów spalinowych od 2035 roku. Póki co jednak Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, nie bierze pod uwagę wcześniejszego rozważenia zmian. KE ma spojrzeć na sytuację na rynku dopiero w przyszłym roku.
Źródło: Reuters