FCA stworzyło z Maserati markę masową. I to był błąd

Mike Manley, nowy prezes FCA i następca Sergio Marchionne oficjalnie przyznał się, że zmiana profilu Maserati była dużym błędem.

Mike Manley zajął fotel prezesa koncernu FCA po śmierci Sergio Marchionne. Jednocześnie przyszło mu podjąć się niezwykle trudnej misji uporządkowania portfolio tego koncernu oraz doprowadzenia do osiągnięcia celów postawionych przez charyzmatycznego poprzednika. I o ile w przypadku Jeepa, Fiata czy Alfy Romeo sytuacja wygląda coraz lepiej, o tyle Maserati jest w potężnym dołku.

Włosi stawiali bowiem na rynek amerykański - to tutaj Maserati miało "chwycić" i stać się popularną marką. Tak się jednak nie stało. Od początku bieżącego roku do nabywców trafiło niecałe 10 000 samochodów, zaś w ubiegłym miesiącu było to tylko 950 aut. Oznacza to, że względem 2017 roku spadek wynosi aż 16 procent.

Problemem jest nie tylko przecięta oferta tej marki, ale przede wszystkim jej pozycjonowanie. Jak podkreślił Manley "uczynienie z Maserati marki masowej było ogromnym błędem. Wylądowała ona bowiem pod jednym dachem z Alfą Romeo, a tak być nie powinno. Przede wszystkim klienci stracili zainteresowanie Maserati, a po drugie marka straciła swój unikalny i ekskluzywny charakter". 

Maserati walczy też ze spadkami na rynku chińskim oraz problemami w Europie związanymi z przystosowaniem samochodów do normy WLTP. Od początku roku ta włoska marka sprzedała zaledwie 26 400 samochodów na całym świecie. Zakładany przez Marchionne plan 75 000 aut został niedawno zredukowany do 50 000 samochodów, a już wiadomo, że i ten wynik nie będzie osiągnięty.

Kolejnym problemem Maserati jest przesadna bliskość z Jeepem. To właśnie z tej marki zapożyczono wiele elementów, takich jak paskudne przełączniki (dźwigienki kierunkowskazów) czy system multimedialny. Taka marka zasługuje na coś więcej - nawet Alfa Romeo wypada pod tym kątem znacznie lepiej.