Ford Ka 1.2 Trend
Jaki jest najtańszy nowy samochód sprzedawany na polskim rynku? Okazuje się, że odpowiedź na to pytanie wcale nie jest taka oczywista. Jeśli myślicie, że chodzi o Fiata, Skodę albo Dacię, to możecie być mocno zaskoczeni. W naszym teście Ford Ka, czyli prawdziwe miejskie auto budżetowe.
Po co wziąłeś to do testu? Lexus LS600h, to był samochód! Ale to? Ma to w ogóle "klimę" czy zaraz się zagotujemy? Oto reakcje pasażerów przewożonych przeze mnie Fordem Ka. No cóż, bohater dzisiejszej recenzji do luksusowych pojazdów faktycznie nie należy, ale żeby od razu tak narzekać? To się dopiero porobiło! W bazowej wersji za 25 650 zł "Kaczka" jest obecnie najtańszym nowym samochodem na polskim rynku. Biorąc to pod uwagę, trudno mieć wobec niej wygórowane wymagania. Wróćmy jednak na chwilę do naszego pierwszego pytania: dlaczego właściwie postanowiłem przetestować małego Forda? Sprawa jest prosta.
Otóż jak zdążyliście zapewne zauważyć, wszyscy redaktorzy autoGALERII to absolutni motoryzacyjni maniacy. To oznacza, że interesuje nas każdy pojazd i uwielbiamy oceniać nawet te najtańsze i najprostsze z nich. Po prostu: taka już nasza natura. Ka, pomimo niskiej ceny, wcale na słabeusza nie wygląda, a przy tym reprezentuje jeden z biegunów rynku motoryzacyjnego. To ważne, bo właśnie możliwość poznania obu "brzegów" samochodowej "tafli rynku" sprawia, że jesteśmy w stanie docenić prawdziwe piękno czterech kółek. Różnorodność doznań, jakie zapewnia zarówno jeżdżenie wartym 25 tysięcy złotych "wozidłem", jak i dwudziestokrotnie droższą limuzyną jest niesamowita. W każdym z tych aut można dostrzec słabe i mocne strony i każde potrafi wywołać uśmiech na twarzy. Wystarczy tylko odrzucić nastawienie na przepych i spróbować ujrzeć coś więcej prócz ilości koni mechanicznych i elektronicznych bajerów. I dziś właśnie to będę robił. Od czego zaczniemy?
500 minus lans
Może na początek wyjaśnijmy sobie, że Ford Ka nie zawsze był tak tani, jak obecnie. Wystarczy, że przeczytacie nasz redakcyjny test sprzed pięciu lat i od razu zobaczycie, że ówczesna cena za wariant bazowy (też benzynowy 1.2) była o ok. 10 tys. zł wyższa. To nie przypadek i nie koniec małych "odkryć". Testowany model jest na rynku od 2009 roku, więc zapewne słyszeliście już wielokrotnie, że to "klon" Fiata 500. Dzieli z nim płytę podłogową i powstaje równolegle na tej samej linii produkcyjnej w Tychach. Można więc spodziewać się, że ceny obu samochodów są do siebie zbliżone, a tymczasem....
Najtańszy Fiat kosztuje o ponad 16 tys. zł więcej od Forda! 16 tysięcy! To 62 % ceny Ka! Przypominam, że pod względem mechanicznym oba modele są prawie identyczne i mają pod maskami te same silniki (sprawdzone czterocylindrowe wolnossące 8-zaworowce konstrukcji Fiata). Żeby nie było: doskonale rozumiem, że "wożenie się" 500-ką jest czymś zupełnie innym od zwykłej jazdy Ka. Mimo wszystko tak wielka różnica w cenie pachnie czystym paradoksem. I to jakim! Dokładając do naszych 42 tysięcy jeszcze tysiączek lub dwa (na przykład na lakier metalizowany do Fiata), w cenie fabrycznie nowej 500-ki można mieć (uwaga!): fabrycznie nowego Ka oraz używaną 500-kę (tak sobie, do lansu). No i co? Komu teraz głupio?
Na pewno nie Fordowi, bo ten wreszcie poszedł po rozum do głowy i zaczął sprzedawać swój model za kwotę odpowiadającą jego wartości. To w końcu samochód miejski, powinien więc kosztować niewiele, mieścić dwójkę ludzi z zakupami, mało palić i zręcznie przemykać między zatłoczonymi parkingami. Jak łatwo przewidzieć, patrząc na tego 3,6-metrowego drogowego brzdąca, można dojść do wniosku, że spełnia on większość stawianych powyżej wymagań. Omówienie ceny mamy już za sobą, czas więc na krótki opis kabiny Forda.
Cóż, jest tu jak... Jak w Fiacie 500
Wąskie wnętrze z całkiem wygodnymi fotelami zamocowanymi wysoko zapewnia odpowiednie warunki bytowania na krótkich trasach. Pozycja za kółkiem jest typowa dla miejskich samochodów - kierownicę wykończoną śliskim i twardym plastikiem trzeba specyficznie "obłapiać", siedząc troszkę jak na stołku. Nie lubię tego, ale w większości innych konkurencyjnych autek jest podobnie, więc nie ma co zbytnio narzekać.
Pochwalić należy sposób regulacji oparć przednich siedzeń: dobrze, że zastosowano zwykłe pokrętła zamiast skokowo pracujących dźwigni. Żeby nie było zbyt różowo, przyczepię się do samej budowy foteli. Moje pytanie brzmi: dlaczego do jasnej Sierry, przednie siedzenia Ka są dziurawe? Tak, nie pomyliłem się. Ford to samochód z dziurawymi fotelami. Po wyregulowaniu wysokości siedziska, pomiędzy nim a oparciem powstaje wielki prześwit. Efekt? Rzeczy położone na prawym fotelu po ruszeniu samochodem z miejsca prześlizgują się przez dziurę do tyłu. Czyli tam, gdzie od biedy zmieszczą się nogi trzeciej osoby z nami podróżującej.
Przy rozstawie osi 2300 mmm nie ma co liczyć na megaprzestronność wnętrza, ale w Ka zastosowano sprytny manewr powiększający ilość przestrzeni dostępnej dla trzeciego, "rezerwowego" pasażera - schowek w desce rozdzielczej maksymalnie zagłębiono w stronę przedniej szyby. Tym sposobem można bliżej przysunąć prawy fotel i zrobić więcej miejsca dla kogoś siedzącego na 2-sobowej kanapie. Sprytne. Ten sam "patent" wykorzystuje Peugeot w modelu 208.
Twardo, plastikowo, solidnie...
Mówiąc o wnętrzu małego Forda, wypada wspomnieć też o samym wykończeniu elementów kabiny. Jeśli po najtańszym samochodzie na rynku spodziewamy się, że będzie raził jakością zastosowanych materiałów, to możemy być miło zaskoczeni. Mnie osobiście trudno przeboleć, że nowe auta coraz rzadziej dysponują choćby kawałeczkiem tapicerki na boczkach drzwi, ale akurat w odniesieniu do Ka podobny zarzut wydaje się być zdecydowanie na wyrost. Dobrze, że w ogóle osłonięto tu wszystkie połacie blachy plastikami i dobrze, że elementy z tworzyw sztucznych dopasowano w miarę solidnie. Na wybojach nic nie trzeszczy, a przy ruszaniu dźwigienkami/przełącznikami nie odczuwa się wrażenia, jakby miały nam one zostać w dłoniach. Ogólnie, nie doznamy w Fordzie uczucia "taniości", chociaż...
We wnętrzu unosi się charakterystyczny zapach "nowych Fiatów" (ktoś, kto miał z nim do czynienia, na pewno wie o co chodzi). To, co plastikowe, jest w "Kaczce" twarde jak skała, ale spójrzmy prawdzie w oczy: za 26 tys. zł. lepiej nie będzie. Cieszyć może na przykład fakt, że producent nie oszczędzał na zestawie zegarów i zamontował normalny termometr płynu chłodzącego (wiem - ostatnimi czasy mam prawdziwą obsesję na punkcie tego elementu). Potężna konsola środkowa z wstawkami z białego tworzywa sztucznego nieco rozwesela szare wnętrze Ka, podobnie jak robią to "kwieciste" wzorki umieszczone na obiciach foteli - w sam raz dla dziewczyn.
Nie jestem pewien, czy akurat dziewczynom spodoba się sposób obsługi fabrycznego radioodtwarzacza zamontowanego w Fordzie. Można nim sterować z kierownicy i... Właściwie tylko z kierownicy. Radio umieszczono na szczycie deski rozdzielczej i wyposażono je w mikroskopijnej wielkości niewygodne przyciski. Na domiar złego niestety dogadanie się z portem USB zlokalizowanym w dolnej części konsoli środkowej okazało się być czynnością przekraczającą moje umiejętności. Pomimo usilnych prób uruchomienia złącza (zakończonych nawet przestudiowaniem instrukcji), niestety nie posłuchałem muzyki z pendrive-a. Być może jest na to jakiś tajemny sposób. Tak czy owak...
Czas zakończyć zabawę z radiem i wyruszyć w miasto
Tutaj, w gąszczu ulic, zwrotny Fordzik powinien odnaleźć się najlepiej. Jak jeździ? Muszę przyznać, że całkiem przyzwoicie. Zawieszenie z MacPhersonami z przodu i tylną belką skrętną wzbogaconą o stabilizator poprzeczny, sprawuje się dobrze. Praca podwozia jest cicha i wystarczająco komfortowa. Jednocześnie wyraźnie czuć, że mamy do czynienia z układem twardszym niż w przypadku włoskiej 500-ki. Podobne słowa można kierować pod adresem elektrycznego wspomagania kierownicy. Jest lepsze od "fiatowskiego", działa nieco ciężej i daje prowadzącemu zdecydowanie więcej czucia w środkowym położeniu. Nie posiada też bezsensownej funkcji City, z której nigdy nie skorzystałem więcej niż raz (czyli w celu sprawdzenia, czy działa).
Piętą achillesową Forda jest z pewnością wyciszenie wnętrza. Przy prędkościach dochodzących do 80 km/h szumy dobiegające z zewnątrz i z komory silnika są jeszcze akceptowalne, gdy jednak wybierzemy się za miasto i zechcemy osiągnąć inne (całkiem przepisowe) szybkości, będzie znacznie gorzej. 100 km/h oznacza już niemały huk w kabinie, a 120 km/h... Cóż, lepiej pozostać przy 100 km/h. Lepiej nie tylko z uwagi na hałas, lecz także ze względu na komfort prowadzenia. Wąskie i dość wysokie nadwozie, które sprawdza się w typowo miejskiej jeździe, w trasie okazuje się być przekleństwem. Samochód jest podatny na boczny wiatr, a jakość prowadzenia pogarsza mały rozstaw osi, który odpowiada za specyficzny efekt kołysania nadwoziem podczas pokonywania nierówności. Wszystko to nie jest tak naprawdę niczym nadzwyczajnym, bo przecież Ka stworzono do krótkich tras przemierzanych z niewielkimi prędkościami. Gdy to sobie uświadomimy, nie będziemy też zdziwieni osiągami, a raczej ich brakiem.
0-80km/h i nic więcej
Prosty, 1,2-litrowy benzyniak z wielopunktowym wtryskiem paliwa zapewnia wystarczające przyspieszenia, ale... W zakresie prędkości 0-80 km/h. Tak to właśnie wygląda i w wykonaniu 69-konnego motoru bez turbodoładowania nie należy oczekiwać niczego więcej. Mówiąc szczerze, testowanie "Kaczki" przypomniało mi dawne czasy, gdy pożyczałem od brata rodzinne Seicento. Nim też najlepiej jeździło mi się do 80 km/h i ono także wykazywało charakterystyczną słabość po włączeniu trzeciego biegu. Skoro już o tym mowa, wspomnę o udanym mechanizmie zmiany przełożeń. Wysoko wysunięty lewarek Forda pracuje mięciutko i trafia się nim bezbłędnie w poszczególne biegi. Po zawieszeniu i układzie kierowniczym jest to kolejny, całkiem mocny punkt Ka.
Oprócz niego spodobał mi się też system Start-Stop, a dokładnie rzecz biorąc fakt, że można go zupełnie wyłączyć. W wielu nowych autach odpowiedni przycisk dezaktywuje go tylko do kolejnego uruchomienia pojazdu. Tutaj samochód zapamiętuje wybrane ustawienie. Jak dla mnie bomba, bo jakoś nadal nie wierzę w sam sens montowania wynalazków gaszących silniki na postoju. W przypadku "Kaczki" zużycie paliwa kształtuje się na poziomie ok. 5,5 l/100 km w trasie i 7,5l/100 km w mieście. Zważywszy na wiek konstrukcji jednostki napędowej należy uznać te wyniki za przyzwoite.
Podsumujmy...
Uwierzcie mi: w zwyczajowo pisanych na koniec recenzji mankamentach chciałem umieścić znacznie dłuższą listę minusów Ka. Co sprawiło, że jest ich tak mało? W ostatnim momencie złapałem się za język i uzmysłowiłem sobie, że wiele z wad Forda wynika w naturalny sposób z jego wielkości i głupio byłoby obnażać je jako słabostki akurat tego modelu. Prawda jest taka, że Ka to całkiem dobre miejskie auto, które wreszcie ma sensowną cenę i to jest w nim najważniejsze.
Ja wiem - testowany model nie stanowi propozycji dla ludzi, którzy witają nowy dzień sentencją "w imię ojca i syna i stylówy...". Nie pobudzi Waszych zmysłów na poziomie Fiata 500, nie będzie starał się być na siłę fajny niczym Opel Adam i nie walnie Was po żołądku jak czerwona Dacia Sandero. Ale za to wygodnie poprowadzi Was po miejskich uliczkach i jazda nim nie zrujnuje domowego portfela. Realną konkurencją dla tego samochodu są tzw. Trojaczki z Kolina, które w swej dojrzałej formie rynkowej zbliżają się cenowo do pułapu Forda. Ka zresztą też powoli zmierza w stronę emerytury rynkowej i chyba na do widzenia życzyłbym mu, aby jego następca był samochodem... Jakby to powiedzieć? Nieco bardziej "zwariowanym". Oczywiście najlepiej za te same pieniądze...
Zalety:
+ całkiem przyzwoity układ kierowniczy
+ cicho i skutecznie pracujące zawieszenie
+ niezła skrzynia biegów
+ zwrotność i poręczność
Wady:
- ograniczona widoczność do tyłu po skosie
- "dziurawe" fotele przednie
Podsumowanie:
Oto kolejny testowany przeze mnie Ford, który okazał się lepszy niż się spodziewałem. Przyzwoite miejskie autko za przyzwoite pieniądze. Benzynowy silnik 1.2 może i nie jest mistrzem dynamiki, ale zapewne przeżyje całą resztę komponentów samochodu. Przymierzając się do "Kaczki", warto pamiętać o żelaznej zasadzie zakupu autek budżetowych: nie szaleć z wyposażeniem dodatkowym. Klima i radio wystarczą. Gdy dołożymy kilka gadżetów, cena podskoczy nam do poziomu Fiesty, albo... Fiata 500.