Kiedyś to było! Dziś GMC Syclone Marlboro Special Edition nie miałby racji bytu
Niepraktyczny pickup z mocnym V6, oklejony w barwy firmy z branży tytoniowej. GMC Syclone Marlboro Special Edition to bardzo niepoprawne politycznie auto.
Kiedyś to było inaczej. Nie mówię, że lepiej, ale na pewno inaczej. Branża tytoniowa była tak mocno powiązana z motorsportem, że trudno wyobrazić sobie wiele kultowych aut w malowaniu innym niż związane z papierosami. Bolidy Lotusa z logiem John Player Special, rajdowe Porsche w barwach Rothmansa, czy Ferrari i Marlboro - to połączenia ikoniczne. To przenosiło się też na marketing. W latach 90-tych marka West znana była z fioletowych Volkswagenów T3 w swoich barwach. Podobnym gadżetem jest GMC Syclone Marlboro Special Edition.
Podobnym, ale nie takim samym. O ile ospoilerowane Volkswageny były wyłącznie zagrywką marketingową i jeździło na imprezy sponsorowane przez firmę. Dopiero w drugim obiegu trafiły na rynek, to GMC Syclone Marlboro Special Edition było ściśle limitowaną wersją. Choć również nie trafiło do sprzedaży, to można było wejść w posiadanie jednego. Jak? Wystarczyło wygrać konkurs Marlboro Racing's '92 Contest. Firma sponsorowała wtedy mnóstwo sportów motorowych na całym świecie. Od Ferrari w F1, przez MotoGP, aż po IndyCar. Dla zwycięzców loterii przygotowano właśnie dzień na torze w teamie Marlboro Indy, sesję zdjęciową oraz wyładowanego gadżetami pickupa.
GMC Syclone od Marlboro to podwójnie biały kruk
Samo GMC Syclone nie jest popularnym autem. W latach 91-92 powstało ich zaledwie 2 998 sztuk. Z czego Marlboro Special Edition było tylko 10.
Samo GM Syclone już w standardzie oferowało wiele. W 1991 było najszybszym pickupem na świecie. Miało doładowane 4,3 V6 o mocy 284 KM i momencie obrotowym 475 Nm. Dzięki napędowi na 4 koła rozpędzało się do 100 km/h w 4,3 sekundy, co pozwoliło mu dotrzymywać kroku Ferrari 348ts i "objeżdżać" Corvette jak chciało. Po prostej.
Niepoprawna politycznie wersja Marlboro miało sporo zmian, jak na takie auto. Nie ograniczono się wyłącznie do czerwonego lakieru (PPG Hot Licks) i naklejek. Firma ASC (American Sunroof Company) przerobiła pickupa na targę, z możliwością zamontowania zdjętego panelu dachu na skrzyni ładunkowej. Tylna szyba była opuszczana. Doszła też płaska pokrywa paki.
Samochód stał 3 cale niżej niż seryjny, dzięki zawieszeniu wielowahaczowemu Bell Tech. Wyróżniał się też felgami Cobra od Boyda Coddingtona i oponami Goodyear Eagle GS-C. 4,3-litrowy silnik z turbosprężarką Mitsubishi był lepiej słyszalny dzięki wydechowi Borla, i pracował nieco lepiej dzięki dodatkowemu chipowi.
W środku znalazła się dedykowana kierownica Momo, kubełkowe fotele Recaro z pięciopunktowymi pasami bezpieczeństwa. No i nagłośnienie Sony. To był typowy tuning lat 90-tych, ale nie mogę powiedzieć, że to był "szybki skok na kasę" i tani marketing. Zresztą, przy aucie pomagał m. in. Larry Shinoda, kultowy projektant GM, a wcześniej Forda. To spod jego ręki wyszły 30 lat wcześniej Corvette Sting Ray oraz później Ford Boss Mustang.
Jeśli obecnie trafiłby się ten model gdzieś na aukcji, można spodziewać się ceny między 75, a 85 tysięcy dolarów netto. Całkiem sporo, jak na 30-letniego pickupa.