Hothatchami przez Col de Turini i śladami Rajdu San Remo

Lazurowe Wybrzeże wielu osobom kojarzy się z pięknymi plażami, luksusem i gwiazdami kina. My, zapaleni kierowcy z benzyną we krwi kierujemy swoje oczy w innym kierunku.

Drink, leżak, słońce i szum morza. Lazurowe Wybrzeże rozpieszcza wszystkie zmysły, serwując zarówno cudowne widoki jak i niepowtarzalne smaki. Czasami warto to jednak potraktować jako deser, który należy się po ciężkim dniu w motoryzacyjnej siłowni. Gdzie ją znajdziemy? Wystarczy skierować wzrok na północ. To właśnie tutaj, w Alpach Nadmorskich znajdziemy drogi, po których poruszały się prawdziwe legendy motoryzacji. Droga Napoleona, Col de Turini, San Remo - te miejsca zaliczyliśmy podczas dwudniowej wycieczki w hothatchach z Wolfsburga.

Śladami Rajdu Monte Carlo

Zabawa zaczęła się od losowania kluczyków na lotnisku. Do dyspozycji mamy całą gamę sportowych Volkswagenów - od up'a GTI, przez Polo GTI, Golfa GTI aż po Golfa R. Wszyscy z chęcią rzucili się na mocniejsze auta, a ja z pełną premedytacją wybrałem nieco pomijanego up'a. Na papierze model ten niespecjalnie zachęca - 115 koni mechanicznych generowanych przez litrowy, 3-cylindrowy silnik, 8,8 sekundy do setki oraz około 200 km/h prędkości maksymalnej. GTI? Abarth zjada takiego up'a na śniadanie, nawet w bazowym wariancie. Doskonale wiedziałem jednak, że zabranie up'a na Col de Turini będzie strzałem w dziesiątkę.

Po krótkiej walce z nicejskim ruchem wydostajemy się na autostradę i dalej drogę krajową ciągnącą się wzdłuż rzeki Var. To właśnie ten szlak w kierunku Grenoble jest jednym z najchętniej uczęszczanym przez benzynogłowych kierowców, prowadząc nas prosto na alpejskie wiraże. Puste szerokie odcinki trasy ekspresowej zachęcają do szybkiej jazdy. Nogę z gazu jednak szybko ściągamy - liczba fotoradarów ustawionych na trasie mogłaby zafundować nam sesję godną gwiazdy Pudelka, przy okazji czyszcząc do zera wszelkie oszczędności.

Kilkanaście kilometrów za małą miejscowością Levens, w której to jakby nigdy nic mechanicy naprawiają pod jednym z serwisów Alpine A310 i Renault 5 Alpine, zjeżdżamy z szerokiej głównej drogi i kierujemy się szosą M32 w stronę Col de Turini. Tutaj też zaczęła się prawdziwa zabawa - piekielnie ostre zakręty poprzecinane lekko pogiętymi prostymi stanowią prawdziwy sprawdzian dla samochodów. Jedziemy kolumną - na czele stoi Golf R Variant, tuż za nim pędzi Polo GTI, zaś my zamykamy skład up'em. 300, 200 i 115 koni mechanicznych. Myślicie, że najmniejszy Volkswagen nie dawał rady?

Nic bardziej mylnego - korzystając głównie z pierwszego i drugiego biegu siedzimy na zderzaku poprzedzającego auta, przy czym zarówno kierowca Golfa jak i Polo zdecydowanie nie oszczędzał auta ale też "ogarniał jazdę" w takich warunkach. Ich hamowała jednak szerokość drogi - coś, z czym up nie miał żadnego problemu. Lekki i zwinny składał się w kolejne zakręty bez żadnego zająknięcia. Litrowy silnik chętnie wkręca się na obroty, serwując w zasadzie sto procent swoich możliwości od około 2000 obrotów na minutę. Układ kierowniczy nie wymaga walki - jest lekki i komunikatywny. Jednocześnie nie ma w nim przesadnej sztuczności. Zresztą z czym tutaj walczyć, skoro auto waży raptem 1080 kilogramów. W upie GTI wprowadzono szereg zmian. Zawieszenie jest obniżone o 15 mm, zaś z przodu pojawiły się zaprojektowane na nowo wahacze. To by było na tyle - w modelu tym pozostawiono nawet seryjne bębny z tyłu, o dziwo przyzwoicie radzące sobie podczas intensywnej jazdy. Zresztą już seryjny up cieszy lekko gokartowym prowadzeniem. Tutaj wrażenie to spotęgowano, co owocuje wielkim uśmiechem na twarzy oraz niesamowitą radością z każdego pokonanego zakrętu.

Dopiero długie proste, które pojawiły się nieco później sprawiły, że up! oderwał się od czołówki i został w tyle. Był to jednak odcinek, na którym szybką jazdę zamieniliśmy na podziwianie widoków. Tuż przed Col de Turini zaczynamy bowiem jechać drogą, którą wiedzie trasa Rajdu Monte Carlo. W ten sposób docieramy na szczyt, położony nieco ponad 1600 metrów nad poziomem morza. Tam też znajduje się Hotel "Les Trois Valees", będący miejscem pielgrzymek fanów motoryzacji. Każdy element wnętrza jest tutaj oklejony pamiątkowymi tabliczkami, naklejkami oraz zdjęciami gości. Pod tym budynkiem stał cały przekrój motoryzacji - od aut grupy B, przez WRC aż po nowe supersamochody, takie jak LaFerrari czy Bugatti Veyron.

Power Stage

W tym roku Power Stage znajdował się tuż za Col de Turini, na odcinku pomiędzy La Bollene-Vesubie a Peira Cava. Osiemnaście kilometrów piekielnie ostrych zakrętów "w dół" to prawdziwy sprawdzian dla auta. Na ten fragment podróży wybraliśmy już Polo GTI - doroślejsze i mocniejsze. Na dzień dobry powitały nas znacznie lepsze fotele, zapewniające doskonałe trzymanie boczne. Skrzynia DSG w połączeniu z łopatkami za kierownicą pozwalała na pełną kontrolę nad samochodem bez odrywania rąk od sterów.

Auta z volkswagenowskiej gamy GTI nie każdemu przypadną do gustu. Wielokrotnie używałem wobec nich określenia "skalpel", gdyż najlepiej opisuje ono moje wrażenia z obcowania z tym autem. Sportowe Volkswageny są bardzo precyzyjne i skuteczne. Nie mają ognistego temperamentu, lecz pozwalają na szybką jazdę niezależnie od okoliczności. Brakuje tutaj tego czynnika niepewności i zadziorności, który na przykład dla mnie jest jedną z najważniejszych rzeczy w hothatchu. Wiem jednak, że wiele osób oczekuje od takiego auta uniwersalności i przede wszystkim pewności prowadzenia. Zresztą każdym GTI z logo Volkswagena można pojechać naprawdę dynamicznie już po kilku kilometrach za kierownicą, nawet nie mając wybitnych umiejętności. Podczas tego wyjazdu jeździłem z Grzegorzem Marczakiem, szefem Antywebu. Sam podkreślał, że nie jest "motoryzacyjnym freakiem" i raczej nie miał do czynienia z naprawę szybką jazdą po drogach tego typu. Mimo to w Polo GTI radził sobie naprawdę dobrze, szybko pokonując kolejne zakręty.

W górach przekroczyliśmy granicę francusko-włoską i dalej ruszyliśmy w kierunku naszego celu, czyli San Remo. Końcówka trasy wiodła głównie autostradą, gdzie mogliśmy nieco ochłonąć po naprawdę intensywnych kilometrach za kierownicą.

Poszukiwania

Dzień drugi ponownie zacząłem z upem GTI. Tym razem jednak postanowiłem odnaleźć trasy rajdu San Remo. Do 2003 roku rajd ten był stałym elementem kalendarza Rajdowych mistrzostw świata. Później San Remo porzucono na rzecz Sardynii, lecz o drogach w okolicy tego znanego z muzycznego festiwalu miasta nie zostały zapomniane - odbywa się tutaj jedna z rund rajdowych mistrzostw Włoch oraz wiele innych imprez, takich jak rajdy historyczne czy eko-rajdy.

San Remo (lub wedle włoskiej pisowni Sanremo) wyróżnia się unikalnym położeniem. Na bardzo stromym zboczu liguryjskiego wybrzeża tarasowo położono kolejne części miasta, które połączone są wąskimi i bardzo krętymi ulicami. Przejazd szerokim autem może zakończyć się zawałem serca - nawet w upie miejscami składałem lusterka, gdyż mijanki ze starymi Pandami 4x4 (ale tymi starymi starymi, jedynymi słusznymi) odbywały się na przysłowiowe zapałki. Wszystko to na bardzo stromych podjazdach oraz drogach niewiele szerszych od auta. Ciężko jest mi uwierzyć, że wielu kierowców gnało tutaj "na limicie".

Pokonanie raptem 10 kilometrów potrafi zająć nawet 40 minut - właśnie ze względu na mijanki oraz różnie nieprzewidywalne sytuacje, takie jak pokruszony kamień, który stoczył się ze zbocza czy robotników odpoczywających sobie na skraju zakrętu. Finiszem był taras widokowy nad miastem. Jest to piękny zakręt z cudowną widocznością na całe miasto. Niegdyś mekka kibiców motorsportu, teraz idealne miejsce dla osób uprawiających kolarstwo.

Splendor

Na deser zostawiłem dwa egzemplarze Golfa R - Varianta oraz hatchbacka, którego dodatkowo wyposażono w wydech Akrapovica. Auta te świetnie radzą sobie na krętych drogach, lecz jeszcze lepiej sprawdzają się na autostradach. Podróż do Monako to zawsze czysta przyjemność. Choć miasto to jest na dobrą sprawę paskudne i składa się głównie z potężnych apartamentowców, to jednak panujący tam klimat jest absolutnie niepowtarzalny. Poza tym mnogość aut, które można spotkać przyprawia o ból głowy. Ferrari? Absolutna codzienność, choć w jednym z zakątków udało mi się spotkać rozebrane F40 (w serwisie), stojące w towarzystwie F50 oraz 288 GTO. W zasadzie Monako warto odwiedzić głównie pod kątem motoryzacyjnych, gdyż ciekawej architektury i czystego zwiedzania nie ma tutaj zbyt wiele.

Z Monako skierowaliśmy się w kierunku lotniska w Nicei, jadąc właśnie Golfem R z wydechem Akrapovica. Naturalne brzmienie (zabijające paskudne dźwięki z głośników) dobrze koreluje z 300-konnym silnikiem. Świetna przyczepność, sprint do setki w 4,5 sekundy - czego chcieć więcej?

Legenda GTI

Modele z gamy GTI są dla wielu osób już wręcz kultowe. Trzeba się cieszyć, że Volkswagen po latach marnych projektów (takich jak Golf III i Golf IV GTI) powrócił do formy wraz z piątym wcieleniem tego kompaktowego auta. Aktualny, siódmy już Golf GTI to wybitnie skuteczne auto, które doskonale nadaje się do codziennej eksploatacji. Nie znajdziecie tutaj zbyt wielu emocji, lecz w zamian otrzymujecie wysoką skuteczność.

Pierwszy Golf GTI zadebiutował w 1975 roku, zaś oferowany był od 1976 roku. Ważył niecałą tonę, a silnik 1.6, który znajdował się w nim pod maską generował raptem 115 koni mechanicznych. Pierwszy Golf mierzył też nieco ponad 3,7 metra długości. Czy nie widzicie tutaj pewnego podobieństwa? up! GTI ma 115 koni, waży 1080 kilogramów i mierzy 3,5 metra. Można śmiało pokusić się o stwierdzenie, że to właśnie ten model ma w sobie najwięcej cech pierwszego GTI, choć wszystkie ewoluowały dopasowując się do aktualnych standardów.