Hyundai Sonata 2.0 CRDi Style
Podobnie jak sonata nie zawsze musi być kojarzona z muzyką, tak i samochody koreańskie nie koniecznie muszą być tandetne i plastikowe. Poza tym Hyundai'a Sonatę zna więcej ludzi niż Daejeon Philharmonic Orchestra.
Koreańskie orkiestry zostawmy jednak w spokoju, a skupmy się na samochodach. Poprzednia generacja Hyundai'a Sonaty, a dokładniej model po lifcie (od 2000 roku), była po prostu brzydka. Wyglądała tandetnie jak chińska imitacja Jaguara S-Type i nie zdobyła nawet w połowie takiej popularności, co wcześniejsze modele. Do tego była droga i klienci zdecydowanie bardziej woleli odwiedzić salony marek japońskich czy niemieckich. W 2005 roku nastąpił przełom. Kierownictwo stwierdziło, że Hyundai musi zacząć liczyć się nie tylko na rynku koreańskim i amerykańskim, lecz również europejskim. I to właśnie pod gusta Europejczyków pod koniec 2005 roku zaprezentowaną czwartą generację Sonaty.
Samochód na Starym Kontynencie dostępny jest z trzema silnikami benzynowymi tj. 2.0 DOHC 145 KM, 2.4 DOHC 161 KM i 3.3 V6 DOHC 235 KM (w Stanach możemy kupić jedynie 2.4 i 3.3) oraz 140-konnym turbodieselem oznaczony symbolem CRDi, który dołączył do gamy w zeszłym roku. Właśnie w ten ostatni została wyposażona moja testowa Sonata w podstawowej wersji Style (jest jeszcze niższa Comfort, ale dostępna jedynie z 2-litrową benzyną). Na niecały tydzień stała się moją "limuzyną prezesa", a więc koniec z jeansami i wytartymi podkoszulkami. Życie biznesmena czas zacząć.
Dziś wiążę krawat i zakładam garnitur
"Zaprojektowany przez Europejczyków dla Europejczyków", tak można przeczytać o nowej Sonacie. Najnowszy model miał trafić w nasze gusta, stać się samochodem eleganckim i gustownym. Po prostu miał się podobać. Czy tak jest? Jeśli zerkniemy na poprzednią edycję limuzyny i na obecną, stwierdzimy, że w dziedzinie designu w Hyundai'u nastąpił taki przełom, jaki dokonuje się przynajmniej w ciągu kilkunastu lat u innych producentów. Powiem szczerze - nowa Sonata podoba się. Mierząca 4,8 metra długości (1,8 m szerokości i prawie 1,5 metra wysokości) limuzyna ma zgrabną linię, nie przypomina walenia jak niektórzy konkurenci i cieszy nasze oko. Co prawda widać, że koreańscy styliści "wzorowali się na najlepszych" i przednie reflektory soczewkowe oraz zderzak przypominają te z poprzedniej generacji Audi A4, a tylne wyglądają na podobne do tych z Lexusa IS, jednak całość jest spójna i elegancka. Poza tym to jedno z najładniejszych aut, jakie zawitały do nas z Korei.
Wprawne oko zauważy z przodu ciekawie przeprofilowaną "zawiniętą" maskę, która jest dość oryginalna. Poprzez chromowaną listwę płynnie przechodzi w atrapę, która jest czarna, a mogłaby być również pokryta chromem. Odnajdziemy go za to na solidnych i dużych klamkach oraz na listwie podokiennej. Seryjne 16-calowe alufelgi (swoją drogą wzór mało wyszukany) z oponami 215/60 R16 dodają Sonacie stylu, choć na 17" dostępnych w droższych wersjach (wersje benzynowe dostają już od modelu Premium, a Diesel jedynie w najdroższej Prestige) wygląda jeszcze lepiej. Minusem jest brak listew ochronnych na zderzakach. Rozumiem, że chodzi o wygląd, jednak osobiście wolałbym kawałek czarnego plastiku ochronnego niż porysowany lakier pod marketem. Zwłaszcza, że Sonata do małych aut nie należy. Dobrze chociaż, że testowy egzemplarz dostał czujniki parkowania. Dla niektórych najgorszym elementem zewnętrznej stylizacji będzie również... logo Hyundai'a, ale tego już nie jesteśmy w stanie zmienić. Albo kochaj, albo rzuć.
Utrzymaj czystość
"Przed zajęciem miejsca we wnętrzu ubierz kapcie lub porządnie oczyść obuwie". To bynajmniej nie tabliczka przyklejona na progu Sonaty (tu mamy za to stylowe listwy metalowe), ale moja dobra rada dla przyszłych posiadaczy limuzyny Hyundai'a. Otóż całe wnętrze wykończone jest jasnoszarym welurem oraz w takim również kolorze plastikami. Szalenie niepraktyczne, ale jakże eleganckie i stylowe.
Czyste włoskie buty, jasny garnitur i z przyjemnością zasiadam za kierownicą. Fotel kierowcy jest duży, posiada manualną regulację w każdym kierunku i podgrzewanie, jednak jego wyprofilowanie jest zbyt płaskie, a siedzisko nieco za krótkie. Co prawda na dystansie 300 kilometrów nie odczułem żadnego dyskomfortu, jednak osoby większej postury i wzrostu mogą mieć pewne problemy. Nie będą ich za to mieli pasażerowie tylnej kanapy. Tam czekają na nich trzy miejsca (lub dwa plus podłokietnik z miejscami na napoje), które oferują najwyższy komfort osobnikom mierzącym ponad 190 cm wzrostu. Na kolana również miejsca nie zabranie. Salonka z prawdziwego zdarzenia, wygodna i komfortowa. Szkoda, że brakło tylnych nawiewów i indywidualnych lampek dla nich. Niby nic, a cieszy. Tu akurat nie.
Deska rozdzielcza jest dwukolorowa. Dół to wspomniany jasnoszary plastik, a góra ciemna. Niestety im niżej, tym gorsza jakość materiałów. Całość przedzielono w połowie "karbonowopodobną" listwą. Materiał ten również wykorzystano do wykończenia skórzanej kierownicy ze sterowaniem radia, konsoli na tunelu środkowym oraz przy panelu klimatyzacji. Wygląda to... na pewno lepiej niż udawane drewno, choć jak wspomniał mój znajomy fakturą podobne jest również do węży ogrodowych. Szkoda, że nie zielone, tylko szare.
Całość jest przyjazna kierowcy. Obsługa wszystkich przycisków łatwa i przyjemna, pokrętła nawiewów klimatyzacji aż nadto chyba za duże (Sonata to nie to auto, do którego zanim wsiądziemy musimy przeczytać 300-stronnicową instrukcję obsługi), a radio CD posiada możliwość odczytu plików MP3 oraz... kaset magnetofonowych. Cóż za dbałość o nostalgicznych klientów. Seryjne 6 głośników dobrze gra, szkoda tylko że na wyświetlaczu nie uświadczymy funkcji RDS. Nie zapomniano o dodatkowych gniazdach 12V (jedno obok zapalniczki, drugie w bagażniku), a także o schowkach. Tu konstruktorom Sonaty należą się wielkie brawa, bo miejsc, gdzie możemy coś ulokować w aucie jest normalnie od zatrzęsienia. Standard to kieszenie w drzwiach (w których znajdziemy praktyczne przyciski otwierania wlewu paliwa i bagażnika) oraz schowek przed pasażerem. Przy swoim lewym kolanie znajdziemy otwierany magazynek np. na monety, w konsoli środkowej zaraz pod panelem automatycznej klimatyzacji (dlaczego nie 2-strefowej?) kolejny z otwieraną klapką, poniżej wnękę choćby na komórkę (obydwa wyściełane gumowym dywanikiem), pomiędzy lewarkiem a podłokietnikiem (w którym są kolejne dwa - jeden płytki, a drugi głębszy) zamykany klapką na napoje. Mało? Z boku deski jest otwierany haczyk na torbę, a przy samościemniającym się lusterku schowek na okulary przeciwsłoneczne.
Najwięcej zaskoczeń kryje bagażnik. Świetnie, że zawiasy nie chowają się do środka, tylko są teleskopowe i nie przeszkadzają w załadunku. Poza tym Sonata oddaje nam do dyspozycji 523 litry (Chevrolet Epica 480 l, Kia Magentis 420 l), a to prawdziwy respekt. Mamy jeszcze możliwość złożenia oparć tylnej kanapy, a więc przewieziemy i dłuższe przedmioty. Najbardziej tajemniczym elementem bagażnika Sonaty jest pomarańczowa rączka na klapie z napisem PULL. Otóż postanowiliśmy sprawdzić jej zastosowanie. Na ochotnika zgłosił się Redaktor Krępa, który ochoczo wskoczył do bagażnika Sonaty (zmieścił się bez problemów, a więc przeciętna koreańska rodzina również w nim może zamieszkać) i z radością stwierdził, że ów rączka nie dość, że jest fosforyzująca i świeci na zielono to jeszcze służy do otwierania bagażnika z wewnątrz. Czy jest to zabezpieczenie Hyundai'a przed klientami z mafii (wożenie dłużników w bagażniku, betonowe buciki i te klimaty), trudno powiedzieć. Tak czy inaczej powiało grozą.
Co tam pod maską?
Prawdziwy biznesmen rzadko zagląda pod maskę (nie może przecież ubrudzić mankietów białej koszuli), jednak musiałem to zrobić w drodze wyjątku. Jednostka napędowa ma pojemność 2-litrów, 16 zaworów, moc 140 koni mechanicznych i żywi się olejem napędowym. Moment obrotowy wynoszący 305 Nm robi swoje i ważąca niecałe 1600 kg Sonata pomyka dość żwawo na trasie. Według producenta pierwsza setka pojawia się po nieco ponad 10 sekundach, a wskazówka prędkościomierza opiera na liczbie 203. Z wyprzedzaniem nie ma problemów, w większości wypadków redukcja nie jest konieczna.
Przyjemności z podróżowania nie zabiera bardzo dobrze zestopniowana 6-biegowa skrzynia biegów, choć właśnie ten ostatni bieg wchodził czasem zbyt opornie (może przez to, że rzadko używany). Generalnie na trasie skrzyni rzadko używamy, częściej w mieście. Sam silnik nie jest głośny, daje znać o sobie tylko zaraz po obudzeniu, ale przez krótki okres czasu. Później przypomina o sobie tylko przy wyraźnym depnięciu gazu, a tak to nie przeszkadza nam nawet przy wyższych prędkościach autostradowych. Dobra aerodynamika wpłynęła również na to, że do naszych uszu nie docierają praktycznie żadne szumy, a więc komfort akustyczny stoi na wysokim poziomie.
Zawieszenie jest twardo zestrojone. Zapewnia pewne prowadzenie w trasie, jednak odbiera dużo komfortu w mieście. Czujemy większość dziur, skaczemy po koleinach i wsłuchujemy się w stuki pochodzące z tyłu samochodu. Przy pełnym obciążeniu auta pasażerami już nie słychać niepokojących odgłosów, ale to żadne pocieszenie. Zamontowane na wszystkich czterech kołach tarcze (z przodu wentylowane), seryjny system ABS oraz ESP - do dbałość o nas, jeśli chodzi o bezpieczeństwo na drodze. Jeśli chodzi o drogę hamowania producent podaje odległość wynoszącą ok. 43-44 metrów. To mało zachwycający wynik, jednak w rzeczywistości jesteśmy w stanie zatrzymać Sonatę ze 100 km/h przed 40 metrem.
Kilka słów o spalaniu. Najniższe zanotowane spalanie to 6,3 l/100 km na trasie, najwyższe 9,1 litra w mieście. Średnia z całego testu wyniosła 7,3 litra na każde 100 kilometrów, co jest wynikiem dobrym. Nie ma zachwytów, ale też powodów do narzekań. Samochód swoje waży, wysokoprężny silnik do dychawicznych nie należy i wynikiem jestem usatysfakcjonowany.
Adidasy i jeansy
Wysiadam z Hyundai'a Sonaty. Nie czuję się zmęczony ani przebytą trasą, ani noszeniem garnituru. Ten styl mi odpowiada, podobnie jak i testowa limuzyna. Jest wygodna, wystarczająco szybka, w miarę oszczędna i dobrze wyposażona. Cena testowanej wersji wynosząca 92 900 złotych do niskich nie należy, jednak szukanie większych uchybień w koreańskiej limuzynie to nieporozumienie. Stukające zawieszenie, pewne braki w szczegółach wyposażenia i kilka detali to naprawdę wszystko.
Sonata w roli limuzyny dla biznesmena sprawuje się bez zastrzeżeń, a co najciekawsze po godzinach pracy pozwoli bez tzw. "obciachu" zajechać z rodziną pod restaurację czy teatr. Jeśli zamiast nich pomyślałeś o McDonalds'ie i kinie, to niestety Hyundai Sonata nie jest raczej autem dla Ciebie. Z drugiej strony jeśli jednak podoba Ci się ten samochód i logo marki zupełnie w niczym Ci nie przeszkadza, to mam dla Ciebie propozycję. Idź do dealera, obejrzyj Sonatę i przejedź się. Naprawdę warto.