Jest kierowcą F1, ma 18 lat i prawo jazdy, ale służbowym Mercedesem-AMG GT 63 S nie pojeździ przez trzy lata
Andrea Kimi Antonelli dołączył w tym roku do zespołu F1 Mercedesa, zastępując w nim Lewisa Hamiltona. Młody, bo raptem 18-letni kierowca, szybko zaskoczył wszystkich solidnymi wynikami.
Wyobraźcie sobie to uczucie: służbowo ujeżdżacie ponad 1000-konną wyczynową maszynę, walcząc w gronie 20 najlepszych na świecie kierowców (no, 19, bo Lance Stroll jest trudny w ocenie). Macie raptem 18 lat, ale mierzycie się z legendami pokroju Lewisa Hamiltona czy Maxa Verstappena. Zresztą miejsce tego pierwszego zajmujecie, po tym, gdy zamienił on Mercedesa na Ferrari. Andrea Kimi Antonelli "wszedł w buty" legendy Formuły 1 i ma przed sobą bardzo trudne zadanie. Póki co wywiązuje się z niego wzorowo, więc AMG wynagrodziło to małym prezentem - samochodem.
Autem do jazdy "po godzinach" został Mercedes-AMG GT 63 S Pro, czyli najostrzejsze (ale nie najszybsze) wydanie drugiej generacji tego auta. Piękna granatowa kompletacja robi wrażenie, a moc z pewnością będzie łatwa do opanowania w rękach tego kierowcy. Problem w tym, że w jego rodzinnych Włoszech, tych samochodem sobie nie pojeździ. No, przynajmniej nie przez trzy lata.
Zasadniczo Andrea Kimi Antonelli nie może pozwolić sobie na jakiegokolwiek Mercedesa, o AMG nie wspominając
Wszystko za sprawą przepisów dla młodych kierowców, które obowiązują w tym kraju. Robiąc prawo jazdy w wieku 18 lat, automatycznie wchodzi się w trzyletni okres próbny. W tym czasie mandaty są wyższe, limit punktów niższy, a maksymalna moc samochodu, którym wolno jeździć, to... 95 KM. Przynajmniej taka wartość tyczy się aut spalinowych - elektryki mogą być nieco mocniejsze (około 120 KM).
Zasadniczo więc chłopak, który może wyszumieć się w swoim służbowym 1000-konnym bolidzie na najlepszych torach wyścigowych świata, musi przykryć służbowy samochód kołderką i wrócić do niego za trzy lata. No, chyba, że będzie nim jeździć poza Włochami.
Przepisy obowiązują tylko w tym kraju, tak więc w Niemczech może pozwolić sobie na sprawdzenie potencjału drugiej służbówki. A gdy minie znak odwołujący ograniczenia prędkości, spokojnie rozpędzi się do 300 km/h. Co jak co, ale to uczucie zna doskonale.
Jak jednak wiemy "dura lex, sed lex". Możesz mieć licencję wyścigową, możesz mieć nawet superlicencję, ale przepisów nie przeskoczysz. Choć, znając Włochów, to przy pierwszym spotkaniu z policją skończyłoby się na autografach, zdjęciach i przygazówce dla chłopaków z drogówki.