Jest sposób na to, aby Ferrari F40 nie chciało "się rozbić". Musisz mieć gruby portfel

Nie od dzisiaj wiadomo, że Ferrari F40 nie jest samochodem łatwym w prowadzeniu. Jest jednak sposób na to, aby je nieco ucywilizować.

Dwa lata temu Officine Fioravanti pochwaliło się projektem, który zrobił ogromne wrażenie. Było to Ferrari Testarossa, które uzbrojono w opracowane od podstaw zawieszenie, zbudowane na komponentach firmy Öhlins. To sprawiło, że auto, które tak naprawdę prowadziło się przeciętnie, nagle zyskało nową twarz. Teraz podobny zabieg przeprowadzono w klasycznym i pożądanym Ferrari F40. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że jest to niemal idealny restomod.

Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: na pierwszy rzut oka niemal nie zauważycie zmian. Waszą uwagę mogą przykuć co najwyżej felgi, choć te także zdają się być niemal takie same, jak w oryginalnym aucie.

Tymczasem Ferrari F40 dostało najwięcej zmian tam, gdzie były potrzebne

Czyli właśnie w zawieszeniu. Tutaj także postawiono na doświadczenie firmy Öhlins, której zestaw TTX 36 zainstalowano w tym samochodzie. Jednocześnie przebudowano wahacze, piasty i łożyska, aby zapewnić lepszą geometrię. Co to dało?

Przede wszystkim koło ma lepszy kontakt z nawierzchnią, czyli zyskujemy więcej przyczepności. To oczywiście przekłada się na stabilność i pewność jazdy, co przy analogowym turbodoładowanym V8 pracującym za plecami jest dużą zaletą.

Nowością są też hamulce Brembo, które wyposażono w nowoczesny system ABS. Tym samym F40 nie tylko skuteczniej hamuje, ale także stało się bezpieczniejsze. Nie trzeba już szukać limitu blokady kół (co oczywiście niektórzy odbiorą jako wadę), ale za to szybka jazda będzie po prostu bardziej komfortowa.

Trzecim elementem, który Fioravanti wprowadziło w tym samochodzie, jest... felga

Tak, jej wzór jest identyczny, jak w oryginale. Jest jednak znacznie większa - mają one 18-cali z przodu i 19 z tyłu, aby pomieścić wydajniejsze hamulce. Jednocześnie obuto je w opony Michelin Pilot Sport Cup 2, co także będzie dużym plusem. To znowu kolejny bonus w kwestii przyczepności i pewności prowadzenia.

Officine Fioravanti nie dobrało się za to do silnika. Jego specyfikacja pozostaje fabryczna, tak więc zachowano charakterystyczny "strzał z turbosprężarki", który niedawno doprowadził do doszczętnego rozbicia jednego egzemplarza w Wielkiej Brytanii. Do tego F40 należące do Lando Norrisa, kierowcy Formuły 1, także uległo delikatniejszemu wypadkowi. Tam zawinił kierowca - kolega Norrisa, który pożyczył samochód.

Ferrari F40 Alte Prestazioni, czyli wydanie Fioravanti, niebawem trafi na rynek. Cena modyfikacji nie jest znana.