Czy Bestia będzie na prąd? Prezydent Biden chce elektryfikować auta rządowe
Joe Biden przejął stery w Białym Domu i zaczyna prowadzenie nowej polityki. W jego planach jest inwestowanie w elektryfikację. Docelowo większa część rządowej floty mają stanowić auta na prąd. Czy słynna Bestia też stanie się samochodem elektrycznym?
Prezydent Joe Biden jest wielkim pasjonatem motoryzacji, mającym w swoim prywatnym garażu kilka prawdziwych perełek, w tym świetną Corvette Stingray. I choć lubi brzmienie i moc dobrego V8, to jednak stawia w przyszłości na auta elektryczne. Jego urząd może upłynąć pod znakiem wielkich zmian w amerykańskiej motoryzacji. Już na samym początku Biden podkreślił, że chce zelektryfikować większą część federalnej floty. A to oznacza, że na celowniku może być też jego "prywatna" limuzyna - Bestia.
Bestia to unikalne auto, w którym Biden może czuć się jak w fortecy
Jego oficjalna nazwa to Cadillac One, ale z żadnym produkcyjnym Cadillaciem nie ma nic wspólnego. W przeciwieństwie do starszych prezydenckich limuzyn, Bestia jest konstrukcją stworzoną całkowicie od podstaw. Bazą jest tutaj rama z lekkiej ciężarówki, odpowiednio wzmocniona i zabezpieczona przed ładunkami wybuchowymi. Nadwozie wykonano z grubej stali oraz wzmocniono kevlarowymi płytami. To samo tyczy się szyb, które spełniają najwyższe standardy bezpieczeństwa. Kabina posiada też własny obieg powietrza (aktywowany w sytuacji awaryjnej), a w specjalnej lodówce zawsze jest zapas krwi dla prezydenta.
Tak według GM Authority może wyglądać odświeżona Bestia
Secret Service z oczywistych powodów nigdy nie chwali się specyfikacją tego auta. Wiadomo jedynie, że pod maską kryje się 8,1-litrowe V8 Vortec. Mocy jest tutaj bardzo dużo, ale nie przekłada się to na osiągi, gdyż prędkość maksymalna to jedynie 90 km/h. Wszystko ze względu na masę, która sięga 9000 kg, co nie raz sprawiło, że Bestia miała problem z wyjazdem z niektórych miejsc.
Bestia jednak nie wpisuje się w pomysły Bidena
Prezydencka limuzyna z pewnością jest skuteczna, ale należy do mało ekologicznych pojazdów. Średnie zużycie paliwa ma tutaj wynosić od 30 do 70 litrów na sto kilometrów, co zapewnia dość ograniczony zasięg na pełnym zbiorniku. Z drugiej strony ta limuzyna nigdy nie pokonuje wybitnie długich dystansów. Z reguły jeździ na trasie pomiędzy lotniskami a miejscami spotkań, co zwykle oznacza dystans na poziomie 20-40 kilometrów.
Czy auto elektryczne sprawdziłoby się w takiej roli? Niestety obawiam się, że nie. I choć prezydent Joe Biden może perswadować swój pomysł, to jednak Secret Service nie da się przekonać. Dlaczego?
Przede wszystkim problemem może być masa. Ważące ponad 9000 kg auto dodatkowo obciążone baterią może być bardzo problematyczne. Drugą kwestią jest też zużycie energii i dopracowanie samego procesu ładowania. W końcu nie każde odwiedzane miejsce może być wyposażone w szybką ładowarkę, co przy wysokim zużyciu energii również może stanowić problem.
Z drugiej strony technologie się zmieniają, co może wykorzystane przy budowie takiego auta. Elektryczna prezydencka limuzyna to także jasny sygnał dla innych, pokazujący widoczny i "namacalny" kierunek zmian.
Najbliższe lata mogą być bardzo ciekawe
Prezydent Joe Biden od samego początku pracuje na najwyższych obrotach. Sugeruje to, że jego kadencja może upłynąć pod znakiem zdecydowanych działań i wielu zmian. Czy to oznacza, że potężne silniki V8 niebawem znikną z rynku? Jest to niestety bardzo prawdopodobny scenariusz - coraz więcej firm rozważa podjęcie takiej decyzji. Wśród nich jest między innymi Stellantis, mające na celowniku rodzinę jednostek Hellcat.