Motoryzacja przeciwko koronawirusowi. O tym jak producenci włączają się do walki

Można śmiało powiedzieć, że cały świat jest w stanie wojny z niewidzialnym wrogiem. Koronawirus zmienił zasady gry i wymusił radykalne działania, które już nie są wyłącznie gestem dobroci, a ostatnią deską ratunku.

Gospodarka rozpada się jak domek z kart. Fabryki stoją, ludzie mają obcinane pensje lub w ogóle tracą pracę. Jesteśmy w samym środku wojny z niewidzialnym wrogiem, który atakuje w podstępny i brutalny sposób. Życie toczy się dalej, ale niepewność i strach widoczne są na twarzy każdego człowieka. Opuszczenie domu, bezpiecznego azylu, zaczyna stanowić wyzwanie. Maski, rękawiczki, stres i niepewność, unikanie innych osób, kontakt z zachowaniem odległości pomiędzy ludźmi. Nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni, a teraz stanowi to naszą codzienność - nie wiadomo na jak długo. Koronawirus.

Koronawirus

Można zapytać - jak to jest, że wirus, który powoduje śmiertelność na poziomie 5%, może tak bardzo zmienić świat? 810 000 chorych i blisko 40 000 zmarłych to znikome liczby w perspektywie całej Ziemi. A mimo to wszystko się zatrzymało i każdy próbuje odnaleźć się i przetrwać w tej rzeczywistości.

Koronawirus: branża motoryzacyjna jest w bardzo trudnej sytuacji

Ostatnio w rozmowie ze znajomym usłyszałem, że koncerny samochodowe nie mają się o co martwić, wszak ich konta bankowe wręcz pękają od miliardów euro czy dolarów, które są tam zgromadzone. To jednak złudna wizja. Koncerny to ludzie, których trzeba opłacić. Fabryki, które teraz przerażają absolutną ciszą, kontrastującą z typowym dla nich hałasem. Nikt nie może pozwolić sobie na masowe zwolnienia, bowiem kiedyś to wszystko ruszy. Kiedyś koronawirus zniknie i trzeba będzie wrócić do normy.

Nikt nie wie jednak ile czasu to zajmie. Naukowcy, lekarze i eksperci podają różne estymacje. Wyciągając z nich średnią można dojść do jednego prostego wniosku - powrót "wolności" nie nadejdzie szybko.

Jak się okazuje 810 000 chorych (a liczba ta rośnie) wystarczy, aby systemy zdrowotne zaczęły się kruszyć. Brakuje podstawowych elementów wyposażenia, takich jak niezbędne w tej sytuacji maseczki, fartuchy, przyłbice czy rękawiczki. Wydawać by się mogło, że mamy ich tak dużo.

Koronawirus

Brakuje też sprzętu. Kluczowe przy walce z koronawirusem są respiratory, które dla wielu osób są ostatnią szansą na przeżycie i pokonanie wirusa atakującego ich organizmy. Skąd więc pozyskać więcej takich urządzeń? Kluczowe stają się tutaj właśnie firmy motoryzacyjne, które w przerwie od produkcji aut mogą jakkolwiek wspomóc świat. Prezydent USA Donald Trump na mocy "Defense Production Act" zlecił General Motors masową produkcję respiratorów. Firma w pocie czoła pracuje teraz nad przestawieniem fabryk na wytwarzanie takiego sprzętu przy wykorzystaniu dostępnych podzespołów.

Koncern FCA z kolei stara się produkować maseczki. Toyota w USA postawiła na przyłbice, a dodatkowo niebawem ma ruszyć produkcja respiratorów. To samo czyni Ford w fabryce w Michigan. Przy współpracy z GE Healthcare w miesiąc ma tam powstać nawet 30 000 respiratorów, a celem jest stworzenie łącznie 50 000 w 100 dni.

Ciekawy jest także pomysł zaprezentowany przez Scuderia Cameron Glickenhaus. Ten producent unikalnych supersamochodów zaprezentował maskę z filtrem, którą można wykonać w domu. Wymaga ona zakupienia kilku elementów, takich jak maska do nurkowania (z wyjściem na snorkel), filtra i specjalnych przejściówek. Wszystko wskazuje jednak na to, że jest ona w pełni użyteczna i chroni przez COVID-19.

Działania podjęły także inne marki

W Europie władze również zacieśniły współpracę z producentami samochodów celem tworzenia osprzętu medycznego. Koncern PSA i Seat pracują nad swoimi projektami respiratorów. Mają być one możliwie proste i szybkie w produkcji. PSA zakłada, że byłoby w stanie wytworzyć łącznie 10 000 takich urządzeń w 50 dni.

Ci, którzy nie decydują się produkcję sprzętu medycznego, starają się pomóc w inny sposób. Niektóre firmy przekazują pieniądze na zakup sprzętu lub pomagają w imporcie maseczek z Chin. Sprawdzają się tutaj zwłaszcza firmy, które działają w spółkach joint-venture z lokalnymi producentami w Państwie Środka.

Jak wiadomo epidemia koronawirusa została tam już opanowana, a większość zamkniętych dotychczas zakładów wraca do pracy na pełnych obrotach. Część z nich postanowiła jednak wesprzeć Europę i USA, wysyłając na Stary Kontynent oraz do Ameryki niezbędne maseczki - zarówno te proste, jak i bardziej zaawansowane, ze specjalnymi filtrami.

Niektórzy producenci starają się także wykorzystać swoje kanały social media do promowania odpowiednich zachowań. Nie chodzi tutaj o zmienione logotypy, a o namawianie ludzi do pozostania w domach.

Kluczowe stają się także samochody

Wiele marek zrezygnowało z testów dziennikarskich z obawy o zachowanie odpowiedniej higieny we wnętrzu aut. Krótko mówiąc - staranna dezynfekcja po każdym użyczeniu jest czasochłonna, więc niektórzy postanowili zawiesić działania na czas koronawirusa. Nie oznacza to jednak, że auta stoją bezczynnie. Wiele marek przekazuje pojazdy do szpitali i instytucji, którym teraz przydają się auta do szybkiej komunikacji, chociażby dla lekarzy. Zrobił tak m.in. Hyundai czy Toyota. Koronawirus.

Koncern Jaguar Land Rover w Wielkiej Brytanii przekazał całą swoją flotę prasową Czerwonemu Krzyżowi. Nowe Defendery oraz inne auta tych marek będą służyły wożeniu medyków, sprzętu i leków.

Każdy wie, że w tym wszystkim jest odrobina autoreklamy. "Jesteśmy dobrzy, pomagamy w trudnych chwilach". Nie ma w tym jednak nic złego - zwłaszcza w sytuacji, gdzie chodzi o ratowanie ludzkiego życia.