Jaka jest Mazda 6e? Przejechałem się nowym elektrykiem z Hiroszimy i mam parę uwag
Japońska marka wiąże z tym modelem duże nadzieje. Pierwsze wyniki sprzedażowe "w ciemno" sugerują, że Mazda 6e może być mocnym graczem. A jaka jest naprawdę? Przejechałem się jedną z wersji i już wiem.
To nie do końca jest samochód, którego oczekiwali miłośnicy Mazdy. Ale Mazda 6e to ważny model, pierwsze "duże" auto elektryczne marki i solidny argument w walce w segmencie klasy średniej w Europie. Do tego jest stworzony w kooperacji z Chińczykami z Changana, co może budzić pewne obawy. Wybrałem się więc na zaproszenie marki do Niemiec, aby sprawdzić, jak jest naprawdę z tym samochodem.
Bo że Mazda 6e może się podobać, widać już na zdjęciach. Zresztą, to wizualnie ciekawy samochód również na żywo. Nieco może zaskakiwać tył auta, z podciętą klapą liftbacka, a także dość spore powierzchnie drzwi względem szyb. To jednak popularna koncepcja wizualna w autach elektrycznych. Ważniejsze jest więc to, co oferuje nowy projekt.
Wspomniany "tablet" widzieliśmy po raz pierwszy, bo do tej pory wystawiane Mazdy nie miały jeszcze w pełni stworzonego interfejsu. Ten jest dość prosty. Z tych, które lubimy, czyli wzorowany m.in. na Tesli. Panel sterowania funkcjami auta wygląda bardzo podobnie i jest podobnie łatwy w obsłudze. Na dole mamy panel skrótów oraz "domek", czyli ekran startowy. Łączy on kilka widoków i ma konfigurowalne widgety z najważniejszymi aplikacjami. Łatwo, całkiem ładnie i szybko.
Mazda 6e stawia na detale
W ramach pierwszych jazd otrzymaliśmy wersję wyposażenia Takumi Plus, wyposażoną więc we wszystko co się da. Od szklanego dachu po cudowną karmelową tapicerkę, łączącą skórę z alcantarą. Japońskie auto prezentuje się w środku naprawdę ciekawie, choć korzysta z dość prostego projektu deski rozdzielczej. Wysoko poprowadzony tunel, duży tablet sterujący wszystkimi funkcjami i niewielki ekran cyfrowych zegarów. Nie ma tutaj finezji, ani nawet prostego, nieco oldschoolowego charakteru innych modeli marki. Tego, który osobiście tak lubię. Tu jest wszystko zupełnie po nowemu.
Ale Japończycy postarali się, żebym czuł się dobrze. Materiały są naprawdę świetnej jakości, jak na ten segment. Plastiki są dość miękkie, albo mają przyjemną fakturę. Podłokietniki są miękkie, pojawiło się też kilka przeszyć i ciekawych rozwiązań. Bardzo podoba mi się, że maskownice głośników są obszyte materiałem. To już się rzadko zdarza.
Niestety, brakuje nieco fizycznych przycisków. Przynajmniej te na kierownicy takie pozostały. Za to biegi (i tempomat) przełączamy manetkami, które ostatnio widziałem chociażby w autach XPenga. Ciekawe, dlaczego.
Fotele i tylna kanapa w Maździe są bardzo poprawne. Zapewniają odpowiedni komfort, w aucie siedzi się wygodnie, z dobrą pozycją za fajną w chwycie, dwuramienną kierownicą. Z tyłu jest sporo miejsca, choć mam wrażenie, że ze względu na podniesioną podłogę, nogi miałem nieco zbyt do góry. Przy niskim wzroście kierowcy, czy pasażera (albo krótkich nogach) Mazda ma problem "nowego BMW". Czyli bardzo szerokie progi, przez które trzeba się przedrzeć, aby wsiąść lub wysiąść z samochodu.
Japończycy informują, że ich liftback ma 466 litrów przestrzeni bagażowej. Nie brzmi to dumnie. Ale, po pierwsze, dostęp jest pierwszorzędny, z nisko poprowadzonym progiem załadunku. Po drugie. Znam samochody, w których 500 (i więcej litrów) jest mniejsze niż bagażnik w Maździe. Jest to duży i ustawny kufer. Niestety, brakuje mu choćby jednego haczyka, czy innych elementów pomagających utrzymać porządek w środku, czy wozić drobne rzeczy. To jednak możecie wozić z przodu. Przedni kufer ma 72 litry i jest naprawdę głęboki. Pomieści nawet walizkę kabinową.
A jak to jeździ?
Dwie wersje? Zaskakujące. Ta tańsza jest wystarczająca
Lekką konsternację może budzić oferta napędowa Mazdy 6e. Wersja Long Range jest słabsza (245 zamiast 258 KM), ma zaledwie 50 km większy zasięg, za to znacznie niższą moc ładowania. Owszem, mimo akumulatora 80 kWh waży dokładnie tyle samo co Standard Range, z baterią 68,8 kWh. Ale niewiele z tego wynika.
Do testu otrzymaliśmy zresztą odmianę Standard Range, którą wybierają najczęściej klienci. Nie dziwię się. Samochód na trasie (autostrada, jazda po wioskach i trochę odcinków pozamiejskich) zużył średnio 13,7 kWh/100 km, co jak na blisko pięciometrowego i dwutonowego sedana jest niezłym wynikiem. Przy 120 km/h powinien mieścić się poniżej 20 kWh/100 km, ale na dokładne testy przyjdzie jeszcze czas. Nie udało nam się za to znaleźć regulacji rekuperacji. A przydałaby się.
Udało się za to sprawdzić, że do ok 120 km/h ten samochód jest naprawdę dynamiczny. Potem może nie tyle "puchnie" co traci wigor. Ale jedno jest w nim świetne. Płynność pracy silnika elektrycznego. Nie ma tu kopnięcia w plecy i nadmiaru momentu obrotowego. Mazda ze stoickim spokojem (i odpowiednią dynamiką) robi swoje.
Pod tym względem to jest naprawdę bardzo przyjemny samochód.
Oszczędny, dobrze wyciszony, przyjemnie jeżdżący. Czyli jest dobrze?
W miarę tak. Jeśli chodzi o prowadzenie również niewiele mam zastrzeżeń o rzeczy typowo merytoryczne. Mazda 6e jest dość sztywno zestrojona, ale nieźle wybiera nierówności. Na zakrętach się nie buja, ładnie wchodzi w łuki, prowadzi się dość pewnie i przewidywalnie.
Ale jeśli jeździliście Mazdą CX-60, albo chociażby "trójką", to będziecie mieli dysonans. To jest zupełnie inny rodzaj prowadzenia. I nie wynika on z napędu, bo nawet MX-30 prowadziła się "jak Mazda". Czyli naturalnie, z taką dozą mechaniczności, rzadką u wielu producentów. 6e jest kompletnie przezroczysta w tym względzie. Syntetyczna do bólu. Robi to co, ma robić. Tak po prostu, bez żadnych emocji.
Wiem, nie musi mieć w tym segmencie, ale to wyróżniało japońską markę.
Dla kogo jest Mazda 6e?
Samochód ze zdjęć kosztuje 210 500 zł. Niezła cena, jak za rodzinnego liftbacka z napędem elektrycznym i zasięgiem przekraczającym 450 km.
Czy warto go wybrać? Na ten moment uważam, że warto. Mam zastrzeżenia do charakteru samochodu, a także do pewnych elementów we wnętrzu, które odróżniają 6e od innych Mazd. Ale ponieważ firma otwiera nowy rozdział i "trzeba iść do przodu", może to być marudzenie starego dziada.
Sądzę, że znajdzie klientów i będą to również klienci nowi, którzy nie trzymają się kurczowo marki. Na pewno mocną stroną jest tutaj wykończenie, wygląd oraz wyposażenie, zestawione z dobrą ceną. Jest też spory bagażnik i niezłe multimedia.


