9 metrów do mandatu, 48 metrów i utrata prawa jazdy. I to nie w supersamochodzie!
Jeszcze kilkanaście lat temu supersamochody z najwyższej półki, które osiągały setkę w nieco mniej niż 4 sekundy, były uznawane za prawdziwe cuda techniki i piorunująco szybkie maszyny. Teraz ta granica przesunęła się w zupełnie inną stronę - osiągi nie są już wyznacznikiem "wyjątkowości" pojazdu. Mercedes-AMG GT 63 S E Performance to idealny przykład. W tym aucie utrata prawa jazdy to czysta formalność, a jego osiągi sprawiają, że niektóre rzadkie i prawdziwie sportowe auta zostają daleko w tyle.
Pamiętam jak na początku XXI wieku, oglądając Top Geara, z wypiekami na twarzy podziwiałem auta, które rozpędzały się do setki w 4 sekundy. Cztery sekundy! Normalny człowiek w tym czasie ledwo mógł zrobić jakiś prosty ruch głową, a auto już pędziło sto kilometrów na godzinę. To robiło niesamowite wrażenie i sprawiało, że supersamochody były w wyjątkowej lidze, do której inne auta, w tym szybkie limuzyny, nigdy nie docierały. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że niecałe 20 lat później będę w stanie wsiąść do ważącego blisko 2400 kilogramów auta, które na dystansie 9 metrów przekracza dozwoloną w mieście prędkość, a po 48 metrach z nogą w podłodze utrata prawa jazdy jest pewniakiem, to pewnie bym w to nie uwierzył.
Mercedes przesunął poprzeczkę bardzo wysoko, ale nie zrobił to wyłącznie za pomocą silnika spalinowego. Owszem, potężne V8 jest tutaj główną gwiazdą, ale ma cichego, ale bardzo ważnego pomocnika. A jest nim napęd elektryczny. Zresztą wiele marek idzie teraz tą ścieżką.
Elektryfikacja otworzyła nowe możliwości w świecie motoryzacji. Hybrydy są naprawdę dobrą koncepcją
Spójrzcie na takie auta jak McLaren Artura, Ferrari 296, czy Ferrari SF90. Każdy z tych samochodów stał się hybrydą plug-in. Elektryfikacja nie ma jednak na celu jazdy na prądzie. Owszem, kilka kilometrów przejedziecie bez pomocy silnika spalinowego - w sam raz, aby nie wkurzać sąsiadów, albo po cichu wydostać się o poranku z garażu.
Tutaj ta elektryfikacja ma za zadanie podkręcić możliwości silników spalinowych. Idea jest prosta - elektryk ma wspomóc jednostkę benzynową w tym zakresie, w którym jest najsłabsza. Mowa tutaj oczywiście o najniższym zakresie obrotów.
Nim turbosprężarka obudzi się do życia, silnik elektryczny zapewnia odpowiedniego "kopa", zapewniając abstrakcyjne przyspieszenie. Później do akcji włącza się jednostka V6 lub V8, w zależności od auta, przejmując pałeczkę. Elektryk może jednak działać z nią równolegle, jeszcze bardziej podkręcając osiągi auta.
Kliknij tutaj, aby przeczytać nasz test Mercedesa-AMG GT 63 S E Performance
Tutaj możemy też spojrzeć na lekką hipokryzję (i spryt) wielu producentów, gdyż wykorzystują oni wdzięczną lukę w przepisach. Zresztą bardzo dobrze, że to robią, bo to ostatnia szansa na oferowanie ciekawych napędów V6 i V8 w nowych autach.
Otóż hybryda plug-in ma zupełnie inny cykl pomiarowy WLTP. Dzięki temu, nawet przy małym akumulatorze, mogą one chwalić się emisją CO2 na poziomie kilkudziesięciu gram na kilometr. Norma EURO 7 stoi więc przed nimi otworem.
Elektryfikacja sprawiła za to, że osiągi supersamochodów dostajemy coraz częściej w autach, które są bardzo zwyczajne. Utrata prawa jazdy za przekroczenie prędkości jest łatwiejsza, niż kiedykolwiek
Szybkie, wielkie i praktyczne czterodrzwiowe coupe, które może zawstydzić wiele aut, postrzeganych jako supersamochody? To żaden problem.
W przypadku Mercedesa-AMG GT 63 S E Performance (uff, może braknąć tchu!) to nie tylko osiągi na prostej, ale też zaskakująca sprawność w zakrętach, pomimo blisko 2,5 tony rzucanej pomiędzy kolejnymi łukami na torze wyścigowym. W tym aucie kontrolka ESP potrafi załączyć się przy 140 km/h, kiedy auto zmienia bieg z 3 na 4.
Myślę, że do momentu, w którym elektryki całkowicie nie przejmą rynku, dostaniemy jeszcze kilka takich fascynujących maszyn. Szkoda tylko, że to ich ostatnie tchnienie. Potencjał w technologii hybrydowej i w silnikach spalinowych wciąż jest ogromny, wymaga jedynie wykrzesania swojego maksimum.