Auta zapomniane: Mercedes CLC, czyli zombie-sportcoupe, które sprzedawano "po kosztach"

Pamiętacie taki wynalazek, jakim był Mercedes CLC? To jakże dziwne ostatnie wcielenie modelu C Sportcoupe nigdy nie zdobyło sporej popularności, a do tego w Polsce oferowane było za zaskakująco małe pieniądze.

Pamiętam, że debiut tego auta zaskoczył wszystkich. Mercedes CLC pojawił się wraz z Klasą C W204 i teoretycznie był "nowym" modelem. Teoretycznie, gdyż pod nieco odświeżonym nadwoziem krył się samochód pokazany w 2000 roku. Do tego w CLC nie pojawiło się zbyt wiele nowości, a upiększone nadwozie prezentowało się specyficznie.

Mercedes CLC

Do tego Mercedes CLC pojawił się zbyt późno

Na początku XXI wieku BMW i Mercedes rywalizowali w temacie budowy dziwnych kompaktów. Pierwszy krok postawiła marka z Monachium, oferując model E36 Compact. W ślad za nimi poszedł Mercedes, tworząc C Sportcoupe. Warto jednak pamiętać, że E36 i E46 Compact były przez długi czas najmniejszymi autami w gamie BMW, a Mercedes cały czas oferował specyficzną Klasę A.

BMW szybko zauważyło, że Compact nie zdaje egzaminu i w 2006 roku pokazało klasyczną Serię 1 - efektownego hatchbacka z tylnym napędem. Mercedes wtedy wciąż stawiał na "minivanowy" charakter Klasy A, a w tle niezmiennie promował C Sportcoupe jako sportowe auto kompaktowe. I nawet premiera nowej wówczas Klasy C W204 nie przeszkodziła im w trzymaniu się tej dziwnej koncepcji.

Niczym Filip z konopii objawił się Mercedes CLC. Dostał on front z nowej Klasy C (choć odpowiednio "ściśnięty"), specyficzny tył i lekko przemodelowane wnętrze. Niemcy twierdzili, że to nowe auto, ale każdy detal wręcz wprost pokazywał, że jest to jedynie odświeżone C Sportcoupe.

Do tego pod maskę wrzucono tutaj dość dziwny zestaw silników. Ofertę otwierała jednostka 1.6 (generująca 129 KM), a zamykało ją... 3,5-litrowe V6, które oferowało 272 KM. Pojawiły się też dwa diesle - 200 i 220 CDI.

A teraz dodajcie do tego fakt, że tylko najmocniejsze wersje oferowano z automatem

Mercedes CLC sprzedawał się więc głównie ze skromniejszymi silnikami i z manualną przekładnią. Nie czyniło to z niego wybitnie porywającego samochodu, ale pozwalało na uzyskanie stosunkowo niskiej ceny. Pamiętam, że nawet w Polsce można było dorwać to auto za nieco ponad 100 000 zł - jako nowe oczywiście.

Mercedes CLC

I choć mówi się, że cena czyni cuda, to tutaj niestety nie przełożyła się ona na sprzedaż. Produkowany w Brazylii model okazał się być wielką wtopą, cieszącą się bardzo małym zainteresowaniem. Do tego używane auta można teraz kupić za śmieszne pieniądze, aczkolwiek nie jest to raczej inwestycja warta uwagi i zachodu.