Miało być coraz taniej, jest drożej. Ceny ładowania idą w górę, a powód jest... zaskakujący

Miało być taniej, a ceny ładowania idą w górę. Powodem nie są koszty energii, a... inwestycje. Dlaczego koszt jednej kilowatogodziny poszedł w górę?

Samochodów elektrycznych na drogach jest coraz więcej - i to widać gołym okiem. Jednocześnie przybywa też punktów ładownia, choć tutaj można spierać się co do tego, czy faktycznie jest ich wystarczająco dużo. Jak się jednak okazuje już teraz liczba miejsc, w których można ładować auta, jest... zbyt wysoka. Jak to możliwe i dlaczego wpływa to na ceny ładowania samochodów elektrycznych?

Odpowiedzią jest prosta fraza: zwrot kosztów inwestycji. Sytuacja staje się więc, delikatnie mówiąc, absurdalna.

Ceny ładowania idą w górę, bo liczba samochodów elektrycznych na drogach jest zbyt mała

Na drogach mamy obecnie około 85 000 samochodów elektrycznych. Realnie wykorzystują one większość stacji ładowania, zwłaszcza tych dużych, w niewielkim stopniu. To raptem kilka godzin w ciągu doby. Przez resztę dnia stoją one puste i nie przynoszą pieniędzy.

Operatorzy podnoszą więc ceny, aby skompensować koszty inwestycji w takie obiekty. Na przykład Polenergia eMobility mocno podniosła ceny. Ładowanie AC (wolne) podrożało o 11% z poziomu 1,6 zł/kWh do 1,78 zł/kWh. Z kolei DC podrożało o 13% z 2,19 zł/kWh na 2,48 zł/kWh. Do tego na stacjach wzdłuż autostrady A2 przyjął stawkę na poziomie 2,68 zł/kWh. Już nieco wcześniej nowe ceny ogłosił Greenway i kilku innych operatorów.

ceny ładowania samochodów elektrycznych

Ujmując to w kilku zdaniach: koszty rosną, bo samochodów elektrycznych jest zbyt mało. Inwestycje w ładowarki nie zwracają się. A wysokie koszty ładowania w publicznych punktach są jednym z głównych "hamulców" elektromobilności, zwłaszcza w oczach osób nieprzekonanych jeszcze do przesiadki do samochodów na prąd.

Oczywiście za chwile pojawią się tutaj argumenty o tanim, lub darmowym ładowaniu. Tak - jeśli ktoś posiada fotowoltaikę, dynamiczne taryfy energii i wallbox w domu/garażu, to faktycznie może mówić o niemal darmowej jeździe. I choć w domach mieszka większość Polaków, to wbrew pozorom nie wszyscy mają budżet na zakup aut na prąd (i tym bardziej na inwestycję w OZE).

Przypomina to więc kręcenie się w kółko. Wielu producentów i UE chcą, aby sprzedaż elektryków rosła. Wyższe ceny przy ładowarkach są jednak skutecznym odstraszaczem dla wielu osób. Nic nie wskazuje jednak na to, aby w najbliższym czasie ceny ładowania znowu spadły. Albo większe sieci zwolnią ekspansję i będą otwierać mniej punktów, albo sprzedaż aut na prąd musi solidnie się rozpędzić.