MINI Countryman Cooper S | TEST

Mamy już MINI na każdą okazję. Jest krótkie MINI, długie krótkie MINI, długie długie MINI z drzwiami od szafy z tyłu oraz MINI bez dachu. Teraz do tej rodziny dołączyło także długie i wysokie MINI. MINI, którym naprawdę chce się jeździć długo i daleko!

Tak, wiem - tego zapewne się nie spodziewaliście. Ba, sam po sobie się tego nie spodziewałem. Nie jestem wielkim fanem MINI. Owszem, są to sympatyczne i ciekawe na swój sposób auta, które jednak spoglądając na Ciebie swoimi wielkimi ślepiami skutecznie drenują portfel. Ale jak tu się oprzeć? MINI to w końcu swego rodzaju styl życia. Kluby fanów, zloty, machanie do siebie na światłach. Kupując ten samochód wchodzi się niejako do wielkiej rodziny, mniej lub bardziej świadomych użytkowników tych kiedyś brytyjskich, teraz niemieckich samochodów. Zresztą znajdźcie osobę, która kupiła MINI kierując się rozsądkiem i oszczędnością. Cisza na sali? Tak myślałem.

MINI pod skrzydłami BMW bardzo szybko zaczęło się rozwijać. Niemcy odkręcili kurek z pieniędzmi, co zaowocowało coraz bardziej szalonymi wersjami małego Brytyjczyka. W pewnym momencie ktoś mądry wpadł na pomysł pt. “a gdyby tak ożywić nazwę Countryman i zrobić z naszego MINI małego crossovera?”. I tak oto powstał właśnie nowy Countryman, czyli czterodrzwiowe MINI z podwyższonym prześwitem i napędem na cztery koła.

Idea była naprawdę ciekawa, choć w przypadku pierwszej generacji jej realizacja nie była doskonała. Kiepskie plastiki, głośno pracujące zawieszenie oraz bardzo ciasna kabina, w której nawet stylowe mopsy lekko warczały z powodu braku przestrzeni. Nie przeszkodziło to jednak w osiągnięciu sukcesu - wszak było to pierwsze i jedyne wówczas czterodrzwiowe MINI. Wraz z trzecią generacją “małego Brytyjczyka” sytuacja uległa jednak drastycznej zmianie, a Countryman musiał nieco zmienić swój charakter, aby utrzymać odpowiednią pozycję w gamie.

Hormon wzrostu

Najprostsze rozwiązanie? Jeszcze bardziej “rozdmuchać” Countrymana! Druga generacja “wieśniaka” jest blisko 20 centymetrów dłuższa, 3 centymetry szersza ale też minimalnie niższa od swojego poprzednika, dzięki czemu nabrała zdecydowanie lepszych proporcji. Front wyróżnia się nieco bardziej “kanciastymi” w porównaniu do innych MINI światłami przednimi. Z tyłu zaś tablicę rejestracyjną przeniesiono ze zderzaka na klapę bagażnika, co zdecydowanie poprawiło aparycję samochodu. Linia boczna została zaś podkreślona wyraźnie zaakcentowanymi na nadkolach przetłoczeniami, które poprowadzono idealnie równolegle do dolnej krawędzi szyb.

MINI Countryman Cooper S | fot. Maciej Kuchno

Testowany przeze mnie egzemplarz doposażono w wyceniany na 21 128 zł pakiet John Cooper Works Chili. Zmienia on nie tylko ilość gotówki na naszym koncie - z przodu pojawił się nowy zderzak, z nieco większymi wlotami powietrza oraz “wąsami” poprowadzonymi w kierunku nadkoli. Z tyłu zaś wkomponowano “pseudodyfuzor”, zakończony dwoma końcówkami wydechu po obu stronach. W nadkola wpasowano 19-calowe felgi, które może i nie mają w sobie zbyt wiele “country”, ale nadrabiają to efektownym wyglądem oraz, wraz z szerokimi oponami, zwiększoną stabilnością auta w zakrętach. Oczywiście nie zapomniano o charakterystycznych elementach tego auta, takich jak czarne łuki nad kołami i listwy progowe (tutaj przełamane srebrnymi akcentami) czy płaskich relingach dachowych.

MINI to też unikalne “smaczki”, których próżno szukać u konkurencji. Przykłady? Weźmy chociażby taką “płetwę rekina”, czyli antenę umiejscowioną na dachu. Na jej szczycie zamontowano czerwoną lampkę, która zaczyna mrugać po zamknięciu auta. W tylnych kierunkowskazach ukryto zaś napis MINI, który staje się widoczny dopiero po włączeniu tychże.

Dorosłość nie jest nudna

Jeśli ktokolwiek z Was siedział w poprzednim Countrymanie, to zapewne pamięta kiepskie plastiki oraz wielką głowę Myszki Miki, która nazywana była konsolą środkową. Druga generacja “wieśniaka” jest już zdecydowanie bardziej poważna, acz wciąż cieszy ciekawym i niebanalnym designem, który wyraźnie odcina się od konkurencji. Co zmieniono? Po pierwsze - prędkościomierz jest za kierownicą. To stały element każdego nowego MINI. Na obudowie kolumny kierowniczej zamontowany jest “grzybek”, w który wciśnięto obrotomierz, prędkościomierz, wskaźnik ilości paliwa w baku oraz ekran komputera pokładowego. Proste, jasne i klarowne - wciąż wygląda ciekawie, a znacznie poprawia czytelność wskazań. Na konsoli centralnej pozostawiono natomiast ekran systemu inforozrywki, który otoczono podświetlanym ringiem. MINI nazywa to wskaźnikiem nastroju. Skąd taka nazwa? Już spieszę z wyjaśnieniami. Otóż wspomniany ring może być podświetlany w jednym z kilku dostępnych kolorów oświetlenia wnętrza. Dodatkowo przy zmianie temperatury lub głośności muzyki wyświetla się dopasowana iluminacja. Niby drobnostka, a jednak na dłuższą metę ciekawa i niebanalna. Zresztą tego typu smaczków w MINI nie brakuje. System iDrive z BMW zyskał “komiksową” grafikę, acz zachował czytelność oraz praktyczny rozkład wszystkich opcji. Z kolei grafika przedstawiająca przód MINI, która to pojawia się na ekranie komputera lubi sobie mrugnąć do kierowcy.

MINI Countryman Cooper S | fot. Maciej Kuchno

Kolejny rozdział w historii dorosłości MINI to materiały wykończeniowe, które wreszcie są bardzo przyjemne. Miękkie plastiki znajdziemy nie tylko na desce rozdzielczej, ale także na boczkach. Podłokietniki zaś (w drzwiach) wyłożono alcantarą (element pakietu JCW Chili). Oczywiście tutaj też wpleciono ciekawe elementy. Przykłady? Weźmy chociażby malutki schowek znajdujący się tuż za lewarkiem skrzyni biegów - ma on bardzo sympatyczną kraciastą grafikę na spodzie. Niby detal, ale dbałość o szczegóły i pomysłowość nawet w takich oczywistych miejscach bardzo cieszy.

Praktyczność i przestrzeń. Te dwa słowa przez ostatnie lata bardzo gryzły się z tym, co oferowało MINI. Jest to o tyle zabawne, że pierwowzór przy swojej niewielkiej długości i szerokości oferował stosunkowo duże wnętrze i wystarczający bagażnik. Tego Countrymanowi brakowało - aż do tej pory.

Zacznijmy od frontu. W testowanym przeze mnie egzemplarzu zastosowano sportowe fotele z pakietu JCW. Są one dość mocno “kubełkowe”, co świetnie sprawdza się podczas szybkiej jazdy po krętych drogach, ale na dłuższą metę może męczyć niskim komfortem. Nic bardziej mylnego - nawet te siedzenia sprawdzały się podczas dłuższej trasy. Dobre podparcie dla lędźwi oraz wysoko poprowadzona linia zagłówka sprawia, że plecy są idealnie oparte, zaś boczki przyjemnie trzymają zarówno kierowcę jak i pasażera. Bonusem jest regulowany fragment siedziska pod udami, co cieszy zwłaszcza wysokich kierowców. Z tyłu zaś wygospodarowano zadziwiająco dużo miejsca. To chyba pierwsze od lat MINI, w którym przy swoim wzroście, wynoszącym 185 cm, bez problemu mogłem zasiąść z tyłu bez narzekania i marudzenia na obijające się o oparcie kolana. Kolejnym zaskoczeniem jest kufer, oferujący 450 bardzo ustawnych litrów (wliczając to spory schowek pod podłogą).

MINI Countryman Cooper S | fot. Maciej Kuchno

… and I’m feeling good!

Ta kultowa już piosenka w dowolnie wybranej wersji (ja stawiam na ostre gitarowe brzmienie Muse, które doskonale współpracuje z nagłośnieniem Harman/Kardon w MINI) doskonale wpasowuje się w charakter nowego Countrymana. Samochód ten stworzono do długich wycieczek. Najlepsze jest jednak to, że duże MINI odnajduje się zarówno na krętych górskich drogach jak i lekkich szutrach, prowadzących w bliżej nieznane miejsca.

Prowadzenie Countrymana, jak na przystało na samochód tej marki, jest niemal wzorowe. Układ kierowniczy nie jest zbyt mocno wspomagany, co zapewnia dobre czucie auta. Dodatkowo przekazuje kierowcy dużo informacji, zwłaszcza podczas dynamicznej jazdy. Sztywne i dość twarde zawieszenie (aczkolwiek nie do przesady) zapewnia stabilność zarówno podczas szybkiej jazdy autostradowej, jak i przy ekspresowym pokonywaniu kolejnych zakrętów. Dwulitrowa, 192-konna jednostka benzynowa montowana w Cooperze S sprawnie radzi sobie z rozpędzaniem tego dość masywnego auta (1550 kilogramów “na sucho”). Pierwsza setka pojawia się na zegarach w 7,2 sekundy, zaś prędkość maksymalna to 222 km/h. W przypadku testowego egzemplarza moc ta wędrowała na wszystkie cztery koła za pośrednictwem 8-biegowej przekładni automatycznej produkowanej przez Aisina. Skrzynia ta wreszcie zyskała całkiem niezłe oprogramowanie i nie odstaje zbytnio od swojego “brata” montowanego w BMW ze wzdłużnie ułożonymi silnikami, czyli ZF 8HP.

MINI Countryman Cooper S | fot. Maciej Kuchno

Zużycie paliwa, jak na nowe auto przystało, jest dalekie od deklaracji producenta. W mieście Cooper S wciąga od 10 do 11 litrów benzyny, niezależnie od ruchu. W trasie zaś należy przygotować się na wynik od 8 do 9,5 litra, przy czym “ósemka” to widok spotykany głównie przy prędkościach nie przekraczających 90 km/h, zaś 9,5 ujrzymy poruszając się do 140 km/h na autostradzie.

Prędkość Zużycie paliwa
80 km/h 6,3
100 km/h 7,4
120 km/h 8,5

Napęd na cztery koła to z kolei doskonale znany xDrive z modelu X1, czyli nic innego jak system typu Haldex, który został dość mocno przebudowany przez BMW. Główna różnica polega na tym, że konstrukcja BMW pozwala na krótkotrwałe transferowanie do 100% mocy na tylną oś, co jeszcze bardziej poprawia trakcję. All4 (pod taką nazwą stosowany jest w MINI) doskonale współgra z charakterem Countrymana. Podczas szybkiego pokonywania zakrętów wyraźnie zwiększa przyczepność (podsterowność pojawia się w naprawdę skrajnych sytuacjach), zaś na szutrach pozwala nawet na delikatne zarzucanie tyłem - oczywiście przy odcięciu ESP. Transfer mocy pomiędzy osiami jest niemal natychmiastowy, co wyraźnie czuć przy dynamicznej jeździe po nawierzchni pokrytej nieregularnymi plamami wilgoci, gdzie przyczepność może być skrajnie różna w zależności od danego fragmentu drogi.

Gdy już nacieszymy się prowadzeniem Countrymana i dotrzemy do celu, możemy skorzystać z genialnego moim zdaniem patentu w postaci poduszki na próg bagażnika, wysuwanej spod podłogi w kufrze. Miękki kawałek materiału układa się idealnie na krawędzi, zaś jego dłuższa część osłania brudne elementy zderzaka. W ten oto sposób możemy wygodnie usiąść i podziwiać miejsce, w które dojechaliśmy. Zapewne pomyślicie sobie, że to głupi detal. Owszem, mając pickupa lub inne auto, które oferuje otwieraną burtę z wysokim udźwigiem, można nieco śmiać się z rozwiązania MINI. Jeśli jednak jeździcie zwykłym hatchbackiem lub kombi, a wyprawy w różne miejsca są dla Was chlebem powszednim, to z pewnością docenicie ten drobny dodatek.

MINIwersalność

Nowy Countryman, w przeciwieństwie do swojego poprzednika, zyskał jedną, bardzo cenną cechę. Jest to pierwsze prawdziwie uniwersalne MINI, nie tylko pod kątem praktyczności, ale też dopasowania do klienta. Poprzednik był zwyczajnie efektowny, ale mało efektywny. Trudno było go nazwać samochodem rodzinnym czy też praktycznym autem dla osób w średnim wieku (lub starszych). Druga generacja tego auta trafia do znacznie szerszego grona potencjalnych klientów, przy jednoczesnym zachowaniu swojego unikalnego i niebanalnego charakteru. Nie zmieniła się za to jedna rzecz, czyli cena - za MINI wciąż trzeba sporo zapłacić.

MINI Countryman Cooper S | fot. Maciej Kuchno

Cennik Countrymana otwiera kwota 111 800 zł za bazową wersję Cooper, ze 136-konnym silnikiem benzynowym. Drogo? Dla przykładu bliźniacze w dużej mierze BMW X1 z tym samym silnikiem startuje z poziomu 132 000 zł. Cooper S to jeszcze droższa bajka - tutaj zabawa zaczyna się od 136 300 zł. Dodając jednak szereg opcji, w tym sportową automatyczną skrzynię biegów (9 263 zł), audio Harman/Kardon (2 646 zł) oraz wiele innych spokojnie dobijemy do 160, 170, 180 a nawet… 220 tysięcy złotych. Tak, ten egzemplarz wyceniono na 224 649 zł. Niemal ćwierć miliona złotych za MINI zdaje się być już dużą przesadą. Może i wyposażenie jest tutaj kompletne aż do bólu, a samo auto można śmiało nazywać praktycznym crossoverem, ale mimo wszystko jakościowo plasuje się minimalnie niżej niż bratnie X1. Z drugiej strony aktualnie mało kto kupuje Countrymana “za gotówkę” lub jako klient indywidualny - zdecydowana większość sprzedawanych w Polsce MINI (zwłaszcza w przypadku tego modelu) jest własnością firm lub innych podmiotów gospodarczych, a wybierana forma finansowania to leasing lub wynajem terminowy. Krótko mówiąc - jeśli miesięczna kwota netto/brutto (osoby fizyczne również mogą korzystać z leasingu w BMW/MINI) mieści się w zakładanych widełkach, to cena całkowita auta przestaje coraz częściej grać pierwsze skrzypce.

Podsumowanie

Tak, to pierwsze dorosłe MINI. Pierwsze MINI, które sprawia, że długa trasa staje się przyjemnością, a jazda z kompletem pasażerów nie przypomina sadomasochizmu. Jest to też jedno z tych aut, wokół których stworzono specyficzną otoczkę nadającą mu unikalnego charakteru. Countryman wyrósł z roli miejskiego hipstera, nadającego się dla młodej pary i psa. Teraz sprawdzi się również jako auto rodzinne, które docenią ludzie aktywni. Z jednej strony na asfalcie zachowuje dobre imię marki, prowadząc się z należytą precyzją, a z drugiej cieszy podczas wycieczek po najróżniejszych szutrowych ścieżkach.

Dane techniczne

NAZWA MINI Countryman Cooper S
SILNIK benz, R4, 16 zaw.
TYP ZASILANIA PALIWEM wtrysk bezpośredni
POJEMNOŚĆ 1998
MOC MAKSYMALNA 192 KM (141 kW) w zakresie 5 000-6 000 obr./min.
MAKS. MOMENT OBROTOWY 280 Nm w zakresie 1 350-4 600 obr./min.
SKRZYNIA BIEGÓW automatyczna, 8-biegowa
NAPĘD 4x4
ZAWIESZENIE PRZÓD kolumny MacPhersona
ZAWIESZENIE TYŁ wielowahaczowe, multi-link
HAMULCE tarczowe wentylowane/tarczowe
OPONY 225/40 R19
BAGAŻNIK 450/1350
ZBIORNIK PALIWA 51
TYP NADWOZIA SUV
LICZBA DRZWI / MIEJSC 5/5
WYMIARY (DŁ./SZER./WYS.) 4299/1822/1557
ROZSTAW OSI 2670
MASA WŁASNA / ŁADOWNOŚĆ 1530/620
MASA PRZYCZEPY / Z HAMULCEM b.d
ZUŻYCIE PALIWA 7,8/5,6/6,4 (TEST:10,8/8,5/9,6)
EMISJA CO2 150
PRZYSPIESZENIE 0-100 km/h 7,2
PRZĘDKOŚĆ MAKSYMALNA 222
GWARANCJA MECHANICZNA 2 lata
GW. PERFORACYJNA / NA LAKIER 12 / 3 lata
OKRESY MIĘDZYPRZEGLĄDOWE wg wskazań komputera
CENA WERSJI PODSTAWOWEJ Cooper: 111 300
CENA WERSJI TESTOWEJ Cooper S: 136 300
CENA EGZ. TESTOWANEGO 224 649