Na kryzysie Nissana najbardziej mogą zyskać... Chińczycy. A dokładniej jeden koncern

Nissan cały czas walczy o przetrwanie i wskazuje palcem na moment, w którym wszystko poszło źle. Ta sytuacja zmusza japońskiego producenta do podejmowania trudnych decyzji. A mogą na nich skorzystać... Chińczycy.

Nissan wciąż walczy o przetrwanie. Po zerwanych rozmowach z Hondą, a także odrzuceniu innych opcji, które pojawiły się na stole, japoński producent samodzielnie chce wyjść z kryzysu. Prawdopodobnie oznaczać to będzie jeszcze większe cięcia i szerszy zakres zwolnień. Ivan Espinoza, nowy szef marki, wskazał jasno moment, w którym podjęto złe decyzje, owocujące obecnym kryzysem. Co więcej, sytuacja, w której się znajdują, może być świetną okazją dla jednej z chińskich grup, aby rozszerzyć swoją działalność.

Kiedy Nissan popełnił błąd? Wbrew pozorom było to "dawno temu", kiedy za sterami siedział Carlos Ghosn

Espinoza bez owijania w bawełnę i stosowania typowych PR-owych sformułowań wskazał przyczynę kryzysu w Nissanie. Były nią nierealne cele produkcyjne. Japońska marka postawiła na wysoką liczbę produkowanych samochodów, dostosowując do niej fabryki i zatrudnienie. W praktyce jednak nigdy nie osiągnięto takich wartości, a pieniądze przepalano w ekspresowym tempie.

Japońska marka może zwolnić ponad 10 000 osób

Aby zoptymalizować koszty chce też dalej opierać się na współpracy z Renault i Mitsubishi. Jednocześnie Japończycy ograniczyli wzajemne udziału w ramach sojuszu. W drodze są modele, które teoretycznie mają być kluczowymi w Europie. Mowa tutaj o nowej Micrze (Renault 5 w przebraniu) i Leafie (crossover na platformie CMF-EV).

Nissan Micra 2025

Skąd więc ten wątek chiński? Partnerem Nissana w Chinach jest Dongfeng, który cały czas spogląda na rynek europejski (i nie tylko). Barierą jest tutaj jednak ograniczony zakres produkcji, odbywającej się w Chinach.

Nie wykluczony jest scenariusz, w którym japońska marka podzieli się swoimi fabrykami z Dongfengiem. Co więcej, w grę wchodzi także wykorzystywanie ich konstrukcji (coś na wzór Mazdy 6e w Europie), co także zoptymalizuje koszty rozwoju nowych modeli.

Ciekawostką jest fakt, że w tej całej aferze przewinęła się też... Toyota. Japońska marka od razu wiedziała, że szansa na fuzję z Nissanem jest zerowa, głównie ze względu na przepisy antymonopolowe. Akio Toyoda "położył na stole" propozycję bliskiej współpracy, tak jak Toyota robi to z Suzuki, Mazdą i z Subaru. Czy Nissan dołączy do tej listy? Wcale by mnie to nie zdziwiło, choć póki co jest to raczej odległy scenariusz.