Za dużo wizyt w marketach. Nissan Nails wyglądał jak jeden z tych samochodzików-wózków dla dzieci. I miał podobne zalety
W dzisiejszym kąciku aut dziwnych: Nissan Nails. Wygląda jak jeden z tych samochodzików do wożenia dzieci w markecie. I mam wrażenie, że target był podobny. Dzieci do lat 10. Miał jednak kilka ciekawych cech.
Kojarzycie oczywiście te samochodziki dla dzieci w supermarketach? Z rączkami, kolorowe, plastikowe. Można wsadzić tam młodego podopiecznego i względnie bezboleśnie przejść przez zakupy. Starsi mają już takie przypominające realne auta, również plastikowe. Ale jak patrzę na to, co zrobili styliści z Japonii, mam wrażenie, że Nissan Nails powstał w tej samej firmie. Zaprezentowany koncept miał za zadanie pokazać auto, które sprawdzi się idealnie w mieście. O ile oczywiście macie mniej niż 10 lat. I lubicie duże zakupy. Ciekawa grupa docelowa.
Nissan Nails ma być odporny niczym paznokcie
Przynajmniej tak odczytujemy tę nazwę. Co prawda większość z nas przy okazji dziecięcych zabaw wsadziło palec nie tam gdzie trzeba i paznokieć zszedł, ale bez wątpienia jest to jeden z naszych najodporniejszych fragmentów ciała.
I taki też miał być Nissan Nails. Ten dziwny pickup, będący wytworem wyobraźni warsztatu hotrodowego połączonego z działem zabawek, miał być odporny na uszkodzenia. Oczywiście lekkie, takie jak wgniecenia czy zadrapania. Każdy z dziwacznych paneli miał być pokryty ochronną warstwą.
Ponieważ pokazany w 2001 roku koncept miał być skierowany do młodych ludzi, dlatego... jest dwuosobowym pickupem. Czego nie rozumiecie? Ale za to miał sporo miejsca w środku i fotele, których nie jestem w stanie zrozumieć. I miał "namiot" zamiast ścianki działowej.
Za to szeroko rozstawione, wystawione na zewnątrz koła pozwoliły na wygospodarowanie sporej przestrzeni z tyłu. I bardzo niskiego progu załadunkowego. W założeniu na rowery, deski surfingowe i inne "aktywne" gadżety. Ze względu na łatwość załadunku, Nissan deklarował, że i ciężkie rzeczy będzie można przewozić. Byle nie za ciężkie, bo pod maską było tylko wolnossące 1.5 o mocy ok. 100 KM.
Za to skierowany do młodzieży samochód "Fun-to-use" (zabawny w użyciu), jak określono Nailsa, miał takie gadżety jak cyfrowe zegary oraz integrację z telefonem komórkowym. To znaczy... bluetooth? Jak na 2001 to musiało robić wrażenie.
Do dziś robi, bo samochód jest nie tylko przedziwny, ale i całkiem ciekawy. Jak zwykle, nic z takiego projektu nie wynikło, ale miło rzucić okiem na to, jak widziano przyszłość niemal 25 lat temu.
Swoją drogą, ciekawe, czy przy tych kształtach, dało się nim zaparkować "na paznokieć" w ciasnych miejscach.