Prawdziwy Biały Kruk, ale niedoceniany youngtimer. Sprawdziłem jak Nissan Silvia Varietta radzi sobie na ulicach Warszawy

To jedno z najrzadszych aut JDM. Nissan Silvia Varietta, czyli nietypowe cabrio jest tak rzadkie, że wielu nie wie o jego istnieniu. Jak wypada na żywo?

Nissan Silvia generacji S15 ma swoje zasłużone miejsce wśród klasyków z Kraju Kwitnącej Wiśni. Ostatnia Silvia ma swoją renomę i grono miłośników. Ma też swój udział w historii japońskiego driftu oraz sceny tuningowej. Ale rzadko mówi się o innym modelu z tej gamy. Silvia Varietta to wyjątkowo egzotyczne auto, nie tylko w Europie.

Nawet Japończycy rzadko trafiają na Variettę na swoich ulicach. Nissan wyprodukował zaledwie 1143 sztuki modelu z otwieranym dachem. Za jej produkcję odpowiadał Autech, odpowiadający w tamtym czasie za wiele oficjalnych - nieoficjalnych projektów.

Nissan Silvia Varietta - czym tak naprawdę jest?

O ile zwykłe S15 to sportowe GT, które mogło być świetną bazą dla auta sportowego, to Varietta zachowała znacznie bardziej dystyngowany charakter. Samochód zadebiutował w 1999 roku i powstał do 2002 w bardzo niewielkiej liczbie egzemplarzy, w zaledwie czterech kolorach.

Bazą była Silvia Spec S, czyli wolnossąca wersja tego Nissana. Pod maską jest silnik 2.0 o mocy 160 lub 165 KM, w zależności od skrzyni biegów.

Silvia Varietta

Autech do bardzo zgrabnego nadwozia S15 dołożył składany sztywny dach. Jeden z pierwszych "współczesnych" składanych dachów typu cabrio-coupe. W około 20 sekund zmieniał Silvię ze zgrabnego kabrioletu w nieco mniej zgrabne coupe. Zachowanie klasycznych proporcji samochodu z silnikiem wzdłużnie i tylnym napędem wymusiłoby albo trzyczęściowy dach (jak w BMW serii 4) albo wydłużenie klapy bagażnika. Efekt jest dość specyficzny. Ale trudno uznać go za nierzucający się w oczy.

Jazda tym Białym Krukiem jest wyjątkowa

Określenie "Biały Kruk" w przypadku tego samochodu jest nad wyraz trafne. Nie dość, że Silvia Varietta to rzadkość, to w bieli jest już wyjątkowym egzotykiem. Pasjonaci statystyk twierdzą, że tylko 123 samochody wyjechały z fabryki w tym kolorze.

I z jedną stanąłem oko w oko. Rok produkcji 2001, przebieg to 113 tys. km, a samochód wygląda niemal jak nowy. Oczywiście Japończyk, który jeździł nim przed obecnym właścicielem nie byłby prawdziwym Japończykiem, gdyby czegoś nie podłubał. Dlatego auto stoi na świetnych kołach Work Emotion, ma aftermarketowe światła i jest nieco bliżej ziemi.

Ale reszta to opcja salonowa. Skórzana tapicerka, nakładki na tylne światła, kierownica Momo oraz napis "Autech" na tylnej klapie należały do listy płatnych gadżetów.

Całość spina się w estetykę końca lat 90-ych i wygląda naprawdę dobrze.

Także w środku, gdzie choć plastiki nie należą do najbardziej premium, wszystko jest na miejscu i pod ręką. Elektrycznie składany dach wymaga odpięcia dwóch klamr, ale resztę (łącznie z domknięciem szyb) robi przy pomocy naciśnięcia jednego przycisku.

W Silvii wszystko jest wygodne i czytelne. Fotele są szerokie, siedzi się dobrze, choć zaskakująco blisko prawej strony. Podobne wrażenie miałem w Century. Coś jest z tymi japońskimi autami.

Varietta (o dziwo) nie ma żadnego akcesoryjnego wydechu. Dlatego zaraz po odpaleniu zaskakuje mnie, jak cichutko i równo pracuje. Wszystko w niej chodzi lekko i przyjemnie. Tak, żeby w wiosenny wieczór bez większych stresów zrzucić dach i wyjechać z Tokio na wycieczkę wzdłuż wybrzeża. Pomijając autostradę, czy kręte górskie drogi.

City Pop w głośnikach, dach w dół i ruszamy w drogę

Ma być miło. I jest miło. Ciepły letni wieczór przywodzi na myśl właśnie przejażdżkę brzegiem morza. Najpierw spokojnie, tokijską obwodnicą, potem wzdłuż wybrzeża, lokalnymi drogami. W głośnikach brzmi klasyczna japońska muzyka ery Showa, choć ta skończyła się w 1989 roku. Ale tu pasuje.

Silnik Silvii równo rozwija moc, a samochód jest zadziwiająco komfortowy. Od czasu do czasu daje o sobie znać mniejsza sztywność nadwozia. Czuć to na zakrętach, gdzie samochód jest nieco zbyt miękki, a jednocześnie potrafi dobić na dziurze. Ale moja przejażdżka jest nie jest niestety na tyle długa, aby zaczęło mi to przeszkadzać. Do tego zabudowa dachu nie trzeszczy, co jako posiadacza kabrioletu mnie zaskoczyło.

Nie mam też potrzeby niczego udowadniać, pokonując każdy zakręt z maksymalną prędkością. Być może dlatego, że dwulitrowy silnik robi wszystko, żeby przekonać Was, że nigdzie się nie spieszyć. Albo... robi to skrzynia. Tam jest czterobiegowy automat, który przeczy wszelkim podejrzeniom o zaawansowanie technologiczne inżynierów z Jokohamy. Pracuje niczym najbardziej leniwa amerykańska przekładnia, a do tego da się go "zblokować" tylko do drugiego biegu. A dopiero przy wyższych obrotach Silvia pokazuje, że drzemie w niej jakaś moc. Lubi wartości od 4000 obr./min i dopiero gdy wskazówka wspina się wysoko po białej tarczy obrotomierza, Nissan dostaje znacznie więcej życia.

Silvia Varietta

Tylko znacznie lepiej radzi sobie przy stałych prędkościach, gdzie może pokazać jak można w takim cabrio "czuć jazdę". Wiem, że coupe jest dużo lepsze. Ale Varietta jest wystarczająco precyzyjna i dobra, żeby cieszyć. Reaguje posłusznie, jest bardzo neutralna i naturalna w zachowaniu. Lekko i pewnie przechodzi z zakrętu w zakręt. To taki samochód, którym nawet nie jadąc na limicie wiecie, że został zaprojektowany przez kogoś, kto wie co co chodzi w usportowionym aucie. Rasowy samochód klasy GT, tylko ze złożonym dachem.

Nissan Silvia Varietta - podsumowanie

Varietta to rzadkość, na którą warto polować, jeśli szukacie czegoś naprawdę ciekawego. Ten samochód łączy trzy światy. JDM-ową oryginalność, precyzję i łatwość jazdy japońskich aut sportowych oraz amerykańską leniwość przejażdżek dla samej przyjemności. I mimo 25 lat na karku jest samochodem znacznie przyjemniejszym w odbiorze niż wiele nowych aut. Na dodatek nie osiągnęła jeszcze chorych cen wśród kolekcjonerów.

Zawsze możecie do nich dołączyć. Samochód niedługo trafi na aukcję na Collecting Cars.