Nowe normy zabiją małych producentów. Caterham ograniczył ofertę do dwóch aut

Środowisko jest jedno i trzeba o nie dbać. Można jednak odnieść wrażenie, że regulatorzy całkowicie zatracili się w pogoni za redukcją CO2, nie patrząc na temat z dobrej perspektywy.

Nowe normy mają dwie zasadnicze wady. Po pierwsze - wymuszają zastosowanie technologii, których próżno szukać na rynku (trudno powiedzieć, czy lektura powieści science-fiction tutaj pomoże). Po drugie - dobiją producentów tworzących szalone maszyny w bardzo małej ilości egzemplarzy. Silne uderzenie pięścią prosto w twarz dostał na przykład Caterham, który musiał ograniczyć swoją gamę modelową do dwóch aut. W europejskiej ofercie tego producenta pozostanie jedynie wersja 275 i 485, zaś zniknie efektowna wizualnie 160/165 i 355. W Wielkiej Brytanii za to pozostaje cała gama tej marki, czyli modele od 160/165, przez 270, 360, 420, 485, aż po 620. Jak podkreśla brytyjski producent późne ogłoszenie zasad normy WLTP oraz ogromny koszt dopasowania aut wymusił na nich tę trudną decyzję. Jest to o tyle krzywdzące, że 60% sprzedaży Caterhama to eksport poza Wielką Brytanię. Brytyjczycy dodają jednak, że są dumni z wykonanej roboty, gdyż przy ich budżecie i tak była to karkołomna praca, a spokojnie dorównali oni dużym producentom.

Warto jednak zastanowić się nad pewnym ważnym aspektem - czy pogoń za walką z CO2 w aktualnej formie ma w ogóle sens? Być może regulatorzy powinni spojrzeć na problem z zupełnie innej strony i zainspirować się Stanami Zjednoczonymi, gdzie normy z technicznego punktu widzenia są dużo bardziej restrykcyjne (pod kątem emisji szkodliwych substancji), ale jednocześnie działają elastycznie przy CO2, którego ograniczenie do stawianych przez Unię Europejską wartości jest wręcz nierealne. Ciągła pogoń za samochodami elektrycznymi również nie stanowi rozwiązania, gdyż przy długofalowym spojrzeniu z jednego problemu być może przejdziemy w kolejny, jeszcze większy.