Parkingowi ignoranci

Wielkimi krokami zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Oznacza to, że na drogach zrobił się niemały sajgon, a będzie jeszcze gorzej. Stale rosnący ruch to jednak i tak małe piwo przy tym, co dzieje się na parkingach. I właśnie dlatego dziś pomówimy o parkingowej ignorancji.

Zacznę od tego, co dzieje się na moim własnym podwórku. Świetnie wiecie, jak wygląda sytuacja. Parkingi zostały wybudowane w większości kilkanaście, albo i kilkadziesiąt lat temu (jeśli w ogóle powstały), a samochodów od tamtej pory przybyło więcej aniżeli obywateli. W ten oto sposób każdego dnia musimy walczyć z parkingową ciasnotą i zwyczajnym brakiem miejsc.

Zdaję sobie sprawę z tego, że ciężko jest w niektórych miejscach wygenerować dodatkową przestrzeń pod samochody, albo że nie ma odpowiednich środków finansowych, ażeby ją wygenerować. Nie zwalnia to jednak kierowców z logicznego myślenia, a czasem mam wrażenie, że niektórzy to już całkowicie postradali zmysły. Do konkretu.

Blok mieszkalny z "wielkiej płyty". Niewielki parking i oczywiście za dużo samochodów. Przed chodnikiem, bezpośrednio przy wejściach do klatek schodowych, ustawiony został zakaz parkowania. Znak ten pojawił się w tym miejscu po tym, jak karetka nie mogła podjechać, bo wszystko zostało zastawione. Wypadałoby zatem uszanować ten znak, nieprawdaż? A skąd - najwygodniej jest postawić sobie samochód bezpośrednio przed wyjściem z budynku. I to notorycznie. Jak nie jeden, to drugi, jak nie drugi, to trzeci, lub też wszystkie w jednym czasie. Moim zdaniem to zwyczajny brak wyobraźni i ignorancja.

W tym miejscu powinna wkroczyć straż miejska. Mieliby przecież solidną podstawę do wypisania mandatu. Mogliby to dodatkowo robić każdego dnia. Zamiast tego wolą polować na niewinnych kierowców i wymuszać na nich chore wykroczenia. Przykład? Zaparkowałem kiedyś samochód w strefie płatnego parkowania, gdzie opłata obowiązywała do godziny 17:00. Z samochodu wysiadłem o godzinie 16:55 i stwierdziłem, że przecież nic wielkiego się nie wydarzy, jeśli nie wykupię biletu na 5 minut. Zwłaszcza, że nim znajdę parkometr, nim zapłacę i nim wrócę, to będzie już po ptakach. Wróciłem kilka godzin później i oczywiście zastałem za wycieraczką mandat wystawiony o godzinie 16:58. Toż to graniczy nawet z błędem pomiaru wynikającym ze źle ustawionego zegarka. Mniejsza o to, wróćmy do parkingowych ignorantów.

Oprócz tych pozbawionych wyobraźni bardzo lubię tych wygodnych. Tacy są chyba najlepsi. Nie ma przecież sensu postawić samochod 5 metrów dalej, albo co gorsza - po drugiej stronie ulicy. Choćby było tam i miejsce na ciężarówkę, to będzie to przecież nazbyt daleko aby jaśniepanowie kierowcy chodzili. Wszak nie po to kupili auto, by chodzić, nie? Dlatego najchętniej zostawialiby samochody bezpośrednio w klatkach schodowych, albo w windach, gdyby tylko się dało. Brak przejścia? Jaki brak przejścia? Przecież wychodzą z domu i od razu wsiadają do samochodu, w czym problem?

Na wstępie nawiązałem do zbliżających się świąt. To też dobra okazja do oglądania parkingowej paranoi w dużych centrach handlowych. Wydawałoby się, że dużym samochodem ciężko się jeździ w takich miejscach, ale ja osobiście preferowałbym teraz Hummera (tego prawdziwego, H1). Na chwilę obecną trochę strach czym innym się tam przemieszczać. I nawet jak już znajdziesz miejsce, to nie masz pewności że będziesz miał jak wsiąść do samochodu wracając z zakupów świątecznych. Nikt przecież się nie przejmie faktem, że zastawił Ci drzwi - w końcu jest ciasno, nie widzisz?

Strasznie mnie to wpienia, mówię Wam. Przykłady parkingowej ignorancji można mimo to mnożyć chyba bez końca. Samochody postawione w poprzek, zajmujące nawet trzy miejsca parkingowe, albo też blokujące chodnik czy ścieżkę rowerową? To przecież norma. Zdarzają się też mistrzowie zastawiania, którzy nie wiem o czym myślą, blokując komuś wyjazd.

W czym tkwi problem? Dlaczego tak wielu kierowców nie potrafi kulturalnie zaparkować samochodu? Wszystkim byłoby łatwiej, a przy tym oni sami nie musieliby martwić się o swoje auto. Ja tego po prostu nie rozumiem, bo w wielu momentach, gdy widzę jakoś kosmicznie pozostawiony samochód, myślę sobie - "jakbym z jakiegoś powodu musiał tak zaparkować, to bym schodził na zawał, że mi go ktoś przerysuje, albo nawet…". Cholera, skąd się to bierze?

Ciekaw jestem Waszych opinii w temacie parkowania. Może macie też pomysły na to, jak zaradzić takiemu brakowi wyobraźni i obycia. Pomysły i zdjęcia mile widziane. Zróbmy coś z parkingową ignorancją.

A skoro już była mowa o świętach, to życzę Wam wszystkiego bezołowiowego!
I, naturalnie, szerokości!