Polska superbohaterem Europy? Jesteśmy w siódemce walczącej o rezygnację z kar za emisję CO2

Polska, Austria, Włochy, Czechy, Rumunia, Bułgaria i Słowacja. Do tej listy dopiszcie też kanclerza Niemiec Olafa Scholza. To dość niespodziewany zestaw sojuszników, walczących z nadchodzącymi karami dla producentów samochodów, związanymi ze zbyt wysoką emisją CO2.

  • Polska jest jednym z krajów, który walczy w Unii Europejskiej o rezygnację z kar dla producentów samochodów za zbyt wysoką emisję CO2
  • Łącznie do akcji włączyło się siedem państw członkowskich
  • Co ciekawe Olaf Scholz, kanclerz Niemiec, również popiera taki ruch

Motoryzacja w Europie od dekad nie była w tak fatalnej kondycji. Dawni giganci są w potrzasku, a całej sytuacji nie pomaga fakt, że kosztowna elektryfikacja mocno zwolniła. Jednocześnie rynek europejski zaczynają zalewać marki z Chin, walczące o klienta bardzo niskimi cenami, nieosiągalnymi dla europejskich producentów. Co z tym zrobić? Polska, Włoch, Czechy, Słowacja, Bułgaria, Rumunia i Austria zawiązały sojusz i chcą walczyć w Unii Europejskiej o zniesienie kar dla producentów samochodów. Cel jest prosty - uratować przemysł, który zatrudnia setki tysięcy osób.

Polska widzi problem i podejmuje działanie

Nasz kraj jest ceniony przez wiele firm motoryzacyjnych. Mamy świetnych ekspertów i dobre warunki do produkowania samochodów. Polski rząd zdaje sobie sprawę z faktu, że kary, które mocno obciążą i tak ledwo trzymające się całości budżety producentów, mogą doprowadzić do jeszcze większych masowych zwolnień i zamknięć zakładów.

Polska CO2 Unia Europejska

Już teraz kolejne firmy zwalniają ludzi. Na przykład Stellantis właśnie zwolnił 90 osób - jest to efekt likwidacji Zakładu Budowy Tłoczników w Tychach. Wcześniej zlikwidowano fabrykę FCA Powertrain, odpowiadającą za budowanie silników spalinowych.

Zakończenie produkcji Fiata 500 i Lancii Ypsilon odbiło się także na poddostawcach Stellantisu. Firma MA Polska S.A. zwolniła 250 osób, a BCUBE Poland Logistics 120 osób.

Przypomnijmy: od 2025 roku średnia emisja CO2 dla marki musi wynosić blisko 95 g/km

Za przekroczenie tej wartości naliczane są kary. To 95 euro za każdy gram. Ta kwota jest potem mnożona przez liczbę sprzedanych samochodów, które zwiększają emisję.

Matematyka nie jest trudna. Mogą to być nawet setki milionów euro, czyli pieniędzy, których marki teraz nie mają. Ba, są im one potrzebne na inwestycje, ale trafią do kieszeni Unii Europejskiej. Oczywiście zapłacą za to klienci, bo na nich przerzuci się ciężar tych opłat.

Stąd też ruch siedmiu państw, które walczą o branżę motoryzacyjną - i Polska gra tutaj jedną z kluczowych ról. Co ciekawe wśród sojuszników tych działań jest kanclerz Niemiec Olaf Scholz, który dostrzega ogromny problem (zwłaszcza w perspektywie kryzysu w branży motoryzacyjnej w Niemczech). W jego opinii nowe kary nie powinny wchodzić w życie.

Dla kontekstu: najwięksi giganci zwalniają ludzi i zamykają fabryki w Niemczech. Volkswagen zrobi to po raz pierwszy w swojej 87-letniej historii. Schaeffler, jeden z największych poddostawców, zwolni blisko 5000 osób w Europie. To samo tyczy się Boscha i wielu innych firm.

Jest więc o co walczyć. Czy Polska będzie miała na tyle dużą siłę przebicia, że faktycznie wpłynie wraz z innymi państwami na Unię Europejską? Tu najważniejsze są najbliższe tygodnie, które mogą przynieść konkretne decyzje.

Źródło: Automotive News Europe