Jeździłem Racing Mimi. To elektryczne wyścigowe MINI stworzone przez pasjonatów

Wyobraźcie sobie, grupę zapaleńców, dzięki którym elektryczne MINI Cooper SE stało się pełnoprawnym autem wyścigowym. Projekt o przeuroczej nazwie Racing Mimi wpadł w odwiedziny do Polski, a ja miałem okazję sprawdzić go w akcji na torze w Modlinie. I wiecie co? Gokartowa frajda z jazdy osiągnęła tutaj całkowicie nowy poziom!

Wiele osób twierdzi, że elektryfikacja zabije motorsport. Z jednym się zgodzę - na pewno odbierze jedną z jego najwspanialszych cech, czyli ryk silników. Nie wierzę jednak w to, że motorsport umrze. Na świecie jest zbyt wielu pasjonatów, dla których rywalizacja na torach jest sposobem na życie. I to właśnie tacy ludzie sprawią, że auta elektryczne będą coraz bardziej powszechnym widokiem na torach wyścigowych. Racing Mimi to idealny przykład, gdyż projekt powstał pod skrzydłami rumuńskiego oddziału BMW, aczkolwiek stoi za nim grupa osób zakręconych na punkcie wyścigów.

Po raz pierwszy usłyszałem o tym pomyśle w 2020 roku, kiedy to elektryczne MINI po pierwszych modyfikacjach po raz pierwszy wyjechało na drogi. Od tamtej pory przeszło jednak gruntowną metamorfozę i obecnie jest naprawdę zaawansowaną maszyną, imponującą zastosowanymi rozwiązaniami.

Racing Mimi

Racing Mimi to elektryczne MINI Cooper SE. Z seryjnego auta nie zostało tutaj zbyt wiele

Zacznijmy od samego początku, czyli od genezy projektu. Rumuński dział PR BMW zbratał się z firmą Engage Racing i w jej ręce oddał seryjnego elektrycznego Coopera SE.

Już seryjnie ten samochód potrafi pozytywnie zaskoczyć swoimi możliwościami. Do samochodu rywalizującego na torach jest mu jednak dość daleko. Tym samym zespół prowadzony przez Horię Platonę stanął przed naprawdę imponującym wyzwaniem.

Modyfikowanie aut elektrycznych to ziemia nieznana.

Ci, którzy teraz zaczynają interesować się tematem modyfikowania samochodów na prąd, będą pionierami na miarę osób, które w latach 30. i 40. starały się podkręcić możliwości standardowych samochodów.

Elektromobilność paradoksalnie stawia tutaj więcej przeszkód, niż można by się było spodziewać. Osoba mająca choć minimalne pojęcie o technice pomyśli zapewne, że jakąś metodą jest podkręcenie napięcia na silniku elektrycznym, celem uzyskania wyższej mocy.

Nie jest to jednak tak proste, jak mogłoby się wydawać. Przede wszystkim na drodze stają takie wyzwania jak chociażby rozkodowanie algorytmów zarządzających dystrybucją energii. Czasami mała różnica w linijce kodu lub w sposobie działania linii CAN potrafi zmienić funkcjonowanie całego auta.

A warto zaznaczyć, że Racing Mimi korzysta z fabrycznej baterii i z seryjnego silnika. Komputer także nie uległ zmianie.

Tym samym Engage Racing operuje na standardowym elemencie - i to bez wsparcia inżynierów z Monachium. A to oznacza szereg ograniczeń, gdyż zakres modyfikacji możliwych do wprowadzenia jest tutaj bardzo ograniczony.

Nie oznacza to jednak, że nie ma w tym potencjału. Przede wszystkim kluczową kwestią jest monitorowanie temperatury akumulatora oraz inwertera. To właśnie te elementy są wąskim gardłem na drodze do wyczynowego korzystania z auta elektrycznego.

Przy mocnym obciążeniu przegrzewają się w ekspresowym tempie, co owocuje ograniczeniem mocy. Jak więc rozwiązać ten problem? Cóż, pozostaje stworzyć od podstaw system chłodzenia.

A ten tutaj jest naprawdę zaawansowany, gdyż z auta wyleciała fabryczna klimatyzacja, odpowiadająca także za chłodzenie baterii. Rozwiązanie opracowano "od białej kartki", dzięki czemu dobrze współpracuje ono z tym samochodem.

A to nie wszystko - gdyż na specjalne okazje przygotowano dodatkowy obieg, wykorzystujący suchy lód. Tak, to nie żart. Pięć kilogramów suchego lodu mieści się w specjalnej skrzynce, która ulokowana jest przed nogami pasażera. Wystarcza to na 10 minut maksymalnego chłodzenia kluczowych komponentów, a to umożliwia wykorzystanie pełnej mocy auta.

Wyczynowe elektryczne MINI zostało drastycznie odchudzone i posiada wyczynowe hamulce

Z auta wycięto aż 200 zbędnych kilogramów. Kluczem do sukcesu było wycięcie całego wyposażenia, stworzenie lekkich drzwi z laminatu oraz wyeliminowanie zbędnych elementów z napędu auta. W efekcie poprawił się też rozkład mas - wynosi on obecnie 55:45. W samochodzie pojawiła się też pełnoprawna klatka bezpieczeństwa, kierownica z nabą i kubełkowe fotele.

Sporym wyzwaniem stała się także przebudowa układu hamulcowego - działającego tutaj za sprawą elektrycznej pompy. W wyczynowym modelu zastosowano pompę ciśnieniową, usunięto ABS oraz ESP, a tarcze i klocki przeszczepiono z MINI JCW.

Przejdźmy do konkretów - jak jeździ Racing Mimi?

Tor Modlin idealnie pasuje do tego samochodu - jest krótki, ciasny i techniczny. Do tego nie da się tutaj przesadnio wydrenować akumulatora, co przy całodniowym użytkowaniu tego samochodu jest kluczową kwestią.

Zacząłem od kilku kółek w standardowym trybie. Pierwsze pętle po znanym mi obiekcie robię w zachowawczym tempie, aby lepiej poznać auto. Horia, opiekun auta i główny inżynier projektu (oraz kierowca wyścigowy) zachęca mnie jednak do podkręcenia tempa.

Racing Mimi

I powiem Wam, że z każdym mocniejszym wciśnięciem gazu odkrywam na nowo zabawę na tym torze. Jeżdżę tam regularnie różnymi autami, w tym naszym "tanim" BMW E36. W Racing Mimi wszystko jest jednak inne.

Moc dostępna jest od ręki, a ponad 180 KM sprawnie katapultuje auto do przodu. Nisko położony środek ciężkości zapewnia z kolei fantastyczną stabilność w zakrętach. Na dobrą sprawę w wielu miejscach granicę prędkości bezpiecznej można wyraźnie podnieść bez zbędnego zdejmowania nogi z gazu.

W zakrętach zauważam też świetne działanie szpery. Ale zaraz, szpera w elektrycznym MINI? Horia uśmiecha się tutaj z prawego fotela i zaczyna opowiadać historię ich autorskiej szpery. Po wielomiesięcznym poszukiwaniu pasującego elementu udało się opracować taką część od podstaw.

Zbudowano ją na bazie dyferencjału z BMW i3S. Jej obecność drastycznie zmienia zachowanie auta - i to na lepsze. Auto w zakrętach nie próbuje nas zabić jadąc w nieoczekiwanym kierunku. W przypadku elektryka jest to szczególnie wyczuwalne - i bardzo ważne.

Ostatnie okrążenie w "zwykłym" trybie pokonuje z gazem w podłodze, nie oszczędzając auta. Tył nie wyrywa się, nie ma tutaj żadnych śladów nadsterowności lub podsterowności. Ciężko pracujący pedał hamulca pozwala na dobre dozowanie siły hamowania. Ideał? Niemalże!

Ale to dopiero rozgrzewka, gdyż Racing Mimi ma jeszcze tryb Sport!

I to właśnie w nim napęd oferuje nie tylko genialną reakcję na naciśnięcie gazu, ale i układ kierowniczy nieco się usztywnia (wszak pochodzi z seryjnego auta). Radość z jazdy staje się wręcz abstrakcyjna, a ja niemal bez ściągania nogi z gazu pokonuję kilka szybkich zakrętów. Coś wspaniałego!

I tu pojawia się to największe ograniczenie...

Czyli możliwości układu chłodzenia. Auta zaczyna się nagrzewać, a kolejne procenty znikają z akumulatora. Tym samym oznacza to czas na przerwę na doładowanie auta - w zakresie od 80 do 100 procent oferuje on maksimum swoich możliwości.

Ale nie myślcie sobie, że jest to cecha wszystkich elektryków. To urok Racing Mimi, bazującej na standardowym napędzie elektrycznego MINI. Horia w rozmowie ze mną podkreśla, że kluczem do sukcesu jest instalacja 800V. To właśnie ona pozwala na wykorzystanie potencjału jednostki i baterii bez przegrzewania auta.

Dlatego właśnie Porsche Taycan tak dobrze radzi sobie na torach. Jego konstrukcja została stworzona do wyczynowego użytkowania. I nawet jeśli raptem procent klientów wykorzysta potencjał tego auta, to się nie zawiedzie.

Racing Mimi z kolei będzie dalej rozwijane. Ekipa Engage Racing i BMW Romania twierdzi, że jest w nim jeszcze wielki potencjał. Bardzo im kibicuję, gdyż w obecnych czasach bardzo potrzebujemy ludzi, dla których istnieje świat poza korporacyjnymi Excelami.

Na koniec jeszcze jedna ciekawostka

W Szwecji powstaje właśnie puchar elektrycznych MINI. Okazuje się jednak, że te auta korzystają z baterii i silnika od zewnętrznego dostawcy. Są to oczywiście części aprobowane przez FIA. A to oznacza, że MINI jest naprawdę dobrym materiałem do tworzenia wyczynowych samochodów.

Mam tutaj cichą nadzieję, że kolejna generacja elektrycznego Coopera SE może stanie się bazą dla oficjalnego pucharu marki. Tak, bez zawahania wziąłbym udział w takiej rywalizacji.