Renault Trafic Generation 2.5 dCi 150 Quickshift
Samochody dostawcze kojarzą się z pojazdami do przewożenia towarów. Jedyne czym mogą zachwycać, to powierzchnia przestrzeni ładunkowej. Renault próbuje jednak zachęcić do kupna Trafika ludzi, którzy szukają nie tylko rodzinnego samochodu, ale również mobilnego biura. Jak to możliwe?
Wyobraź sobie elegancko ubranego biznesmena, który w ręku trzyma teczkę. W niej laptop i dokumenty z banku. Proste, prawda? Po drugiej stronie ulicy stoi samochód dostawczy. Teraz pomyśl, że ten właśnie elegancko ubrany człowiek zmierza do srebrnego dostawczaka, wsiada przez przesuwane drzwi i auto odjeżdża. Herezja? Halucynacje? Tak zapewne myślało wiele osób, które widziały moją osobę podczas testu nietypowego samochodu dostawczego.
Naszym bohaterem stał się Renault Trafic, znakomicie znane na rynku auto, które przemierza ulice od blisko 18 lat. Pierwsza generacja była prostym i topornym furgonem - zwykłym robotnikiem, który wykonywał swoją pracę bez żadnych emocji. Dwa lifitingi nie zmieniły charakteru Trafika. Dopiero pojawienie się drugiej, debiutującej w 2001 roku, generacji zmieniło podejście klientów do dostawczego Renault. Czy aby jednak na tyle, aby spokojnie przyjąć do wiadomości, że ubrany w garnitur dżentelmen zatrzaskuje przesuwne drzwi dostawczaka, zamiast limuzyny? Badanie przeprowadziliśmy na poliftingowej odmianie Renault Trafika z najmocniejszym silnikiem 2.5 dCi i półautomatyczną skrzynią Quickshift.
Trochę oryginalności w codzienności
Stylistycznie pierwszą i drugą generację Renault Trafika dzieli przepaść. Nowy model po prostu przestał być bezpłciowym wołem roboczym, tylko ciekawie wyglądającą furgonetką, która przez stylizację nie straciła zupełnie nic ze swojej praktyczności. Charakterystyczny nos i duże, obłe reflektory powodują, że Trafic spogląda na nas przyjaznym wzrokiem. Ten przód po prostu może się podobać. Widać, że stylista miał inwencję twórczą i linie nadwozia są atrakcyjne - wystarczy popatrzeć na przetłoczenie, które ma swój początek przy bocznych szybach kabiny i schodzi w dół. W wersji sprzed 2006 roku, a więc sprzed liftingu, ginęło ono w zderzaku - teraz ciekawie zatacza łuk pod nowymi lampami i nosem z logo Renault.
Patrząc na auto z boku nie sposób dostrzec wyodrębnienia kabiny kierowcy od reszty nadwozia. Jest ona wyraźnie wyżej, co widać zresztą po uniesionej linii przednich szyb, a także po charakterystycznym łuku na dachu. Z tyłu zaś naszą uwagę zwrócą wyraźnie odstające od nadwozia pionowe słupy z lampami. Testowana najbogatsza odmiana Generation może się pochwalić również lakierowanymi pod kolor nadwozia zderzakami, listwami bocznymi oraz lusterkami, a także ciekawym wzorem 16-calowych kołpaków. Trochę szkoda, że nie pokuszono się o seryjne zastosowanie felg z lekkich stopów (wymagają dopłaty 2 000 zł), choć z drugiej strony można to Trafikowi wybaczyć - wszak to dostawczak.
Z przodu jeszcze jest normalnie...
Drzwi kabiny otwierają się szeroko i mimo, że stopień jest wysoko, to do Trafika wsiada się wygodnie. Niestety za kierownicą nie jest już tak kolorowo. Fotel kierowcy może jest dobrze wyprofilowany i dość wygodny, a regulacja wysokości pozwala dobrać odpowiednią pozycję. Co z tego, skoro nie wiedzieć czemu jest dziwnie przesunięty w prawo względem kierownicy. Być może powodem jest zastosowanie dwóch foteli z przodu, zamiast jednego i 2-osobowej kanapy - wówczas siedzielibyśmy bliżej drzwi, a więc bardziej naprzeciwko kierownicy. Ta na domiar złego nie ma jeszcze regulacji pionowej, a jedynie poziomą. Nasze miejsce pracy wymaga więc przyzwyczajenia, które jednak odbiera komfort z podróżowania.
Na całe szczęście kokpit zaprojektowano ergonomicznie i wszystkie przyciski oraz pokrętła są dokładnie tam, gdzie ich szukamy - no może poza włącznikiem świateł awaryjnych, który znalazł się po prawej stronie lewarka skrzyni biegów. Wykonana z przeciętnych materiałów deska rozdzielcza jest przyjemna dla oka zarówno stylistycznie, jak i kolorystycznie. Ciągnący się na całą jej szerokość daszek, przysłaniający pokaźnej wielkości półkę na większe lub mniejsze przedmioty, przywodzi na myśl kokpit stosowany w modelu Espace. Wyraźnie wyodrębniona środkowa konsola skrywa natomiast radioodtwarzacz CD (sterowany również pilotem przy kierownicy) oraz panel ręcznej klimatyzacji. Dobrze, że Trafikowi nie pożałowano różnego rodzaju półeczek, zagłębień i temu podobnych skrytek. Źle, że tylko schowek przed pasażerem jako jedyny ma zamykaną klapkę - reszta jest wystawiona na widok dla ciekawskich. Poza tym trochę dziwi, że "słup plastiku" na którym "stanęła" dźwignia zmiany biegów nie skrywa w sobie ani jednej malutkiej półeczki, czy też schowka.
... Za to z tyłu jak w mobilnym biurze...
Po otwarciu przesuwanych drzwi przekonujemy się jednak, że testowanemu busowi jest zdecydowanie bliżej do auta osobowego, niż dostawczego. Z tego drugiego został jedynie gabaryt (długość 4,8 m, szerokość 1,9 m i wysokość 1,9 m), z pierwszego zaś - komfortowe warunki podróżowania. Naszym oczom ukazuje się duża powierzchnia na której znalazł się jeden fotel oraz trzyosobowa kanapa. Teoretycznie nasz Trafic został wyposażony dodatkowo w drugi fotel w drugim rzędzie (dopłata 4 600 zł), ale podczas testu dysponowaliśmy jednak standardowym ustawieniem modelu Generation, czyli 2+1+3. Co ciekawe tym bardziej pogłębiło to wrażenie, że dostawczy Trafic jest biurem na kołach. Dlaczego? Jego wnętrze zapewnia bardzo dużą możliwości.
Chcesz stworzyć salę konferencyjną? Proszę bardzo - demontujemy fotel drugiego rzędu, podsuwamy bliżej kanapę, a przednie fotele obracamy o 180 stopni. A może życzysz sobie stworzyć indywidualne biuro? Wrzucasz z powrotem środkowym fotel, przekręcasz w stronę pasażerów ostatniego rzędu, a ze ściany trzema szybkimi ruchami wyciągasz sprytnie ukryty stolik (i jednocześnie rozwiązujesz zagadkę, dlaczego Twój Trafic nie ma przesuwanych drzwi z lewej strony). Nie zapomnij o zapaleniu lampki w suficie i zaciągnięciu rolety w oknie. Bo po co ktoś ma podglądać Cię w pracy?
... Albo na pikniku
Trafic Generation to jednak nie tylko auto dla biznesmena, ale również dla grupki przyjaciół, którzy mają ochotę spędzić np. wieczór przy ognisku. Co prawda mieszczący 124 litry bagażnik (po złożeniu kanapy - 1840 l) nie pozwoli nam zapakować nieskończonej ilości kiełbasy oraz trunków rozweselających, za to jeśli przyjdzie nam ochota na spanie, dostawcze Renault wyciągnie kolejnego asa z rękawa. Tylną kanapę możemy szybko i sprawnie przekształcić w... łóżko. Na dodatek z potężnym schowkiem pod spodem. Coś świetnego.
Jak przystało na pokój mieszkalny, Trafic zapewni nam wiele udogodnień. Nie wspominam już o dziesiątkach uchwytów na napoje, czy schowkach - to zdaje się być oczywiste. Najciekawsze rzeczy zamontowano w suficie. Osobny panel nawiewu oraz kilka(naście?) sztuk wylotów świeżego powietrza powodują, że zawsze we wnętrzu mamy upragnioną temperaturę. Możemy więc najpierw schłodzić atmosferę (można jeszcze dokupić wartą 2 000 złotych lodówkę), a później podgrzać ją do czerwoności. Osoby wiecznie cierpiące na zbyt niską temperaturę ucieszy fakt zamontowania w testowym samochodzie ogrzewania postojowego (cena 9 900 złotych plus dopłata za dodatkowy akumulator 800 zł), które pozwoli nam elektronicznie ustawić, kiedy grzanie ma się włączyć i kiedy wyłączyć.
Najmocniejszy z gamy
2,5-litrowy turbodiesel wykonany w technologii Common Rail to najmocniejsza jednostka montowana w Renault Trafic. Legitymująca się teraz mocą 145 KM (wcześniej 135 KM) i seryjnie wyposażana jest w filtr cząsteczek stałych. Jednak to nie moc, a moment obrotowy jest tu najważniejszy - 320 Nm jest osiągane już przy 1500 obrotów na minutę. Motor całkiem sprawnie daje sobie radę z ważącym prawie 2,2-tony Trafikiem (przyspieszenie 0-100 km/h: 13,5 s, prędkość maksymalna: 170 km/h), a do tego zadowala się przyzwoitą ilością oleju napędowego. Średnia z testu wyniosła równe 9 litrów. Niestety jednostka napędowa nie grzeszy zbyt dużą kulturą i przy wyższych obrotach lubi sobie pohałasować. Przydałoby się zastosowanie lepszych materiałów wygłuszających komorę silnika.
Dzięki wysokiej pozycji za kierownicą widzimy dokładnie wszystko, co dzieje się wokół auta. Lusterka boczne są pokaźnych rozmiarów, szyby mają dużą powierzchnię, a na dodatek w tylnym zderzaku zamontowano czujniki parkowania. Dzięki temu manewrowanie w mieście nie sprawia większych problemów. W trasie natomiast auto prowadzi się stabilnie, choć tu również trzeba pamiętać o pokaźnych wymiarach Trafika - nie zapominajmy, że to mierzący prawie 2 metry wysokości samochód dostawczy, a nie kompaktowy ścigacz stworzony do cięcia łuków. Przy rozważnym zastosowaniu się do ograniczeń prędkości Renault Trafic będzie pojazdem komfortowym, który bezpiecznie dowiezie nas do celu. Zarówno bogate wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa (ABS, poduszki przednie, boczne oraz kurtynowe) oraz przyzwoite hamulce (na wszystkich kołach tarczowe, z przodu wentylowane) pozytywnie wpływają na nasze samopoczucie. Przyjemność z prowadzenia psuje nieco układ kierowniczy - elektrohydrauliczne wspomaganie "odrywa" koła od nawierzchni i czasem kierowca nie ma wyczucia, co aktualnie dzieje się z nimi. Po prostu brakuje precyzji.
A dlaczego nie wciskasz sprzęgła?
Bardzo nietypowej skrzyni biegów Quickshift postanowiłem poświęcić nieco więcej miejsca. Już sam drążek zaskakuje nas wyglądem - jakie było moje zdziwienie, gdy w testowym Trafiku zamiast tradycyjnej dźwigni manualnej skrzyni zobaczyłem joystick mechanicznej przekładni Quickshift. Na pierwszy rzut oka ów "joy" robi tandetne wrażenie i wygląda niczym kontrolery do naszego ulubionego komputera wyprzedawane po 19,99 zł w najbliższym sklepie elektronicznym. Nie mamy oczywiście sprzęgła - nim steruje elektronika. Istnieje więc możliwość sekwencyjnej zmiany biegów, gdzie w teorii pchnięcie dźwigni do przodu oznacza przełączenie biegu na wyższy, a pociągnięcie jej do siebie - bieg niższy oraz oczywiście automatycznej. Poza tym mamy do dodatkowo do wyboru dwa sposoby pracy skrzyni w trybie automatycznym. Zimowy (przycisk "śnieżki") pozwoli nam na jazdę bez zbędnego uślizgu kół (komputer często wybiera drugi bieg do ruszania z miejsca), a poszczególne przełożenia są wcześniej przełączane. Tryb obciążeniowy (oznaczenie "kg") powoduje, że automat zmienia biegi później i każdy "dociąga" do wyższych obrotów.
Praktyka ze skrzynią Quickshift bywa bardzo zabawna, niekoniecznie dla kierowcy. Otóż pomiędzy zmianą z jednego na drugi bieg, przekładnia "elektronicznie" wciska sprzęgło, co ze strony pasażera wygląda tak, jakby kierowca puszczał gaz, wciskał sprzęgło, wrzucał bieg, i znów dodawał gazu. Nic bardziej mylnego - kierowca siedzi z "wdepniętym" pedałem gazu i nawet nie myśli o tym, czy zmienić bieg. Niestety przerwa ta jest wyraźnie odczuwalna (czasem poczujemy nieprzyjemne szarpnięcie) i początkowo trudno się do takiej zmiany biegów przyzwyczaić. Sama zmiana jest na szczęście bardzo szybka (zwłaszcza przy redukcji) i przekładnia zwinnie dobiera biegi. Ciekawostką jest bieg wsteczny, który wrzucamy przesuwając dźwignię w prawo i pociągając do siebie. Zupełnie jak w zwykłej, manualnej skrzyni biegów.
Mieszane uczucia
Renault Trafic Generation to bardzo praktyczny samochód. W ciągu tygodnia może nam służyć jako mobilne biuro i sala konferencyjna, a w weekendy stać się doskonałym kompanem wypadów za miasto. Mocnymi stronami jest również oszczędny silnik oraz dość satysfakcjonujące wyposażenie. Niestety są i minusy w postaci nie do końca dopracowanego układu kierowniczego oraz niezdecydowanej skrzyni biegów. Osobiście wolałbym zwykłą, manualną przekładnię.
Niestety największy zawód spotka nas podczas przeglądania cenników Renault. Najmocniejsza odmiana Renault Trafic Generation jest zarazem najbogatszą i najdroższą - kosztuje 149 700 złotych. Za tą pokaźną kwotę dostajemy w wyposażeniu seryjnym ABS, 6 poduszek powietrznych, elektryczne szyby i lusterka, manualną klimatyzację i radio CD. W testowanym egzemplarzu znalazły się ponadto czujniki parkowania (800 zł), dodatkowy fotel dla siódmego pasażera (4 600 zł), ogrzewanie postojowe (9 900 zł) wraz z dodatkowym akumulatorem (800 zł) oraz oczywiście lakier metalik (2 000 zł). To wszystko powoduje, że wartość testowego auta rośnie do 171 800 złotych.
Teraz pozostaje sobie postawić na koniec pytanie - czy warto? Czy jesteśmy w stanie wyłożyć tak niebagatelną sumę na dostawczaka udającego biznes klasę? Owszem, możemy zrezygnować ze skrzyni Quickshift (144 700 zł) albo z 30 KM (Trafic Generation 2.0 dCi 115 KM - 135 700 zł). Kupowanie zwykłej odmiany Kombi już zupełnie w tym wypadku nie ma sensu, bo poza zwykłymi fotelami nie dostaniemy zupełnie nic. Ewentualnie możemy pójść w drugą stronę i zrezygnować z Trafika. Ale nie z Renault - za 142 300 złotych kupimy przedłużanego, 7-osobowego Renault Espace Impulsion z 2-litrowym, 175-konnym turbodieslem. Standard, jak na auto tej klasy przystało, jest bogaty - ABS, ESP z ASR, 6 poduszek powietrznych, pełna elektryka, dwustrefowa klimatyzacja automatyczna, karta handsfree, materiałowo-skórzane fotele i 17-calowe koła aluminiowe. Pytanie tylko, który model bardziej Ci odpowiada.