Renault Twingo zmieniło zasady gry. To jeden z najlepszych samochodów, jakimi jeździłem
Przestrzeń, widoczność, wygoda, zwrotność i komfort - to pięć cech, których oczekuje się od samochodu miejskiego. Wiele firm tworzyło i tworzy takie samochody, ale żaden z nich nie był tak dobry jak pierwsza generacja Renault Twingo. Ten samochód był perfekcyjnym strzałem w sam środek tarczy.
Kiedy ostatnio wsiadając za kierownicę jakiegoś samochodu czuliście, że wszystko jest w nim idealnie opracowane? Przyznam szczerze, że w nowych autach jest to rzadkość. Wsiadasz za kierownicę i gubisz się w gąszczu funkcji, ekranów i różnych "udogodnień". Taki stan rzeczy dociera także do mniejszych samochodów, które są coraz bardziej skomplikowane. Trzy dekady tematu wyglądało to zupełnie inaczej. Renault Twingo w swoich założeniach było ideałem - i Francuzi naprawdę skutecznie wdrożyli je w życie.
Raptem 3,43 metra długości, a miejsca w środku nie brakuje dla czterech osób. Bagażnik mieści zakupy lub małe walizki. Widoczność w każdą stronę imponuje, zwrotność cieszy, a prowadzenie jest naprawdę przyjemne. Wzór do naśladowania? Bez wątpienia.
Renault Twingo pokazało, że mały może więcej. Droga do tego samochodu była dla Francuzów bardzo długa
A zaczęła się tak naprawdę na początku lat osiemdziesiątych, wraz z rozwojem koncepcji Mono Box 2000. To był program wspierany przez rząd francuski, który zachęcał lokalne marki do opracowania nowoczesnego małego samochodu miejskiego. Renault stworzyło wówczas rodzinę prototypów Vesta, które przetarły szlak dla Twingo.
Idea była banalnie prosta w swoim założeniu. Program Mono Box 2000 zakładał opracowanie miejskiego jednobryłowego samochodu o lekkiej konstrukcji, z przestronnym wnętrzem i oszczędnym silnikiem. Renault opracowało wówczas serię prototypów Vesta. Pierwszy z nich powstał na początku lat osiemdziesiątych, drugi zaś w 1987 roku. Obydwa były zalążkiem dla samochodu o kodzie W60, z którego wyrosło Twingo.
Francuzi potrzebowali następcy starego jak świat Renault 4 i odświeżanego Renault 5. W60 przerodziło się w Twingo, które wyjechało na drogi w 1993 roku. "Piątkę" zastąpiło z kolei Clio, które zadebiutowało w 1990 roku.
Twingo było strzałem w dzisiątkę
Za design tego samochodu odpowiadał Jean-Pierre Ploué, obecnie nadzorujący stylistykę samochodów w grupie Stellantis, z naciskiem na Alfę Romeo i Lancię. Jego koncept był bardzo prosty w swojej formie, ale pozbawiony charakteru. Patrick Le Quément, pełniący wówczas rolę szefa designu w Renault, dodał Twingo charakterystyczny "uśmiechnięty" pas przedni, z nietypowymi światłami i ze specyficznym wlotem powietrza na masce.
To był strzał w dziesiątke. Oryginalnie wyglądający samochód zyskał też odważne pastelowe kolory (początkowo dostępne były tylko cztery - koralowy, turkusowy, niebieski i zółty). Standardowe wyposażenie było absolutnie podstawowe, ale dzięki temu uzyskano niską cenę na poziomie 55 000 franków we Francji. Renault Twingo było więc dużo tańsze od Clio, a zarazem oferowało niewiele mniej miejsca.
I to czuć po zajęciu miejsca za kierownicą
Mam 185 cm wzrostu i odnalazłem się tutaj w sekundę. Fotel jest wygodny i miękki, a wygodne usadzenie się w małym wnętrzu zajmuje sekundę. Archaiczny silnik 1.2 z serii Cléon-Fonte, stosowany do 1996 roku, odpala "od strzała" i wita kierowcę charakterystycznym cykaniem zaworów. Skrzynia pracuje precyzyjnie, a wąskie i małe koła sprawiają, że brak wspomagania nie jest problemem.
A to tylko początek przygody. Jazda tym samochodem to czysta przyjemność. Miękkie zawieszenie dzielnie wybiera wszelkie nierówności - od paskudnych starych "kocich łbów" w postaci rozjeżdżonej kostki brukowej. W dość dużych lusterkach widać absolutnie wszystko, a przeszklone niczym akwarium nadwozie sprawia, że widoczność jest absolutnie perfekcyjna.
Przyznam szczerze, że dawno nie czułem się tak dobrze w żadnym samochodzie. Nie ma tutaj w zasadzie wyposażenia - zwłaszcza w tym egzemplarzu, kupionym w 1995 roku w polskim salonie w Ostrowie Wielkopolskim.
Na pokładzie jest tylko nawiew i ogrzewanie. Radio? Brak - jego miejsce zajmuje mały schowek. Poza tym Twingo oferuje prosty cyfrowy prędkościomierz, wskaźnik poziomu paliwa i kilka kontrolek. Więcej do szczęścia nie potrzeba.
To naprawdę był samochód dla czterech osób
Przesuwana tylna kanapa, novum w tamtych czasach, pozwalała na wykorzystanie przestrzeni w samochodzie lub na powiększenie bagażnika. Na próbę wskoczyłem na tylną kanapę i usiadłem bez problemu "sam za sobą". To coś, czego czasami nie da się zrobić tak komfortowo nawet w nowym samochodzie z segmentu B.
Do tego przednie fotele kładą się na płasko, tworząc wraz z kanapą leżankę. W sam raz na przerwę w podróży, lub na wycieczkę na kemping. Przydałby się jedynie miękki "faltdach", aby podziwiać gwieździste niebo w środku nocy.
Twingo powinno być wzorem dla wszystkich firm, które chcą tworzyć praktyczne miejskie samochody
Problem w tym, że teraz na takie auta nie ma miejsca. Przez nowe normy i standardy ceny pojazdów z segmentu A wystrzeliły w kosmos. Do tego większość firm stawia na większe modele, na których więcej zarabia. W efekcie niektórzy straci swoją pozycję na rynku, a ludzie wciąż łakną w wielu krajach małych zwinnych modeli.
Co ciekawe Renault powraca do pierwotnej idei Twingo i tworzy jego nowe wcielenie - tylko elektryczne. Na wybitnie niską cenę nie ma co liczyć, ale niech przynajmniej będzie to auto oferujące zbliżoną praktyczność. Wtedy może stać się ponownie "strzałem w dziesiątkę" wśród budżetowych samochodów na prąd.