Bolesne zderzenie z rzeczywistością. Samochody autonomiczne tak szybko nie przyjadą

Jeszcze kilka lat temu wszyscy producenci głosili, że rok 2020 będzie momentem, w którym samochody autonomiczne wyjadą na drogi. Tymczasem przed nimi jeszcze bardzo długa droga.

Zawiozą do pracy, odbiorą z imprezy i pozwolą się zrelaksować. Można w nich czytać, pracować czy spotykać się ze znajomymi. Samochody autonomiczne od dawna zapowiadane są jako rewolucyjna zmiana, która całkowicie odmieni społeczeństwo oraz nasz sposób poruszania się po mieście i świecie. Ta rewolucja miała nadejść wraz z nową dekadą. Tymczasem przed producentami jeszcze lata pracy.

Samochody autonomiczne

To nie jest takie proste

Samochody autonomiczne to bardzo złożone wyzwanie, które wymaga działania na wielu polach. Technologię zostawmy sobie na później, bowiem ona jest najbardziej oczywista. Autonomiczna motoryzacja to przede wszystkim ogromna zmiana dla społeczeństwa. Dopuszczenie takich aut do normalnego ruchu wymaga nowego podejścia do prawa i przepisów ruchu drogowego. My z kolei musimy się przygotować na to, że coś nas będzie wiozło z punktu A do punktu B. Oznacza to całkowite zaufanie komputerom, radarom i innym technologiom, które zadbają o bezpieczeństwo.

Na rysunkach, zdjęciach czy w filmach science-fiction wszystko wygląda prosto i banalnie. Tymczasem jak np. rozwiązać sytuację, w której dojdzie do do zderzenia dwóch takich pojazdów? Kto jest wtedy odpowiedzialny? Jak ubezpieczyć takie auta oraz, przede wszystkim, jak ustalić ich własność. Coraz częściej mówi się bowiem o współdzielonych pojazdach, które mają służyć całemu społeczeństwu.

I ta nieszczęsna technologia. Jak się okazuje jest ona dużym problemem i wyzwaniem dla wszystkich marek. Hakan Samuelsson w wywiadzie dla Automotive News Europe powiedział wprost, że ilość przeszkód napotkanych na drodze do autonomicznych aut jest wręcz zaskakująca. Deloitte z kolei donosi, że w oczach opinii publicznej samochody autonomiczne stają się wręcz zagrożeniem. Jest to między innymi efekt wypadku z udziałem auta testowanego przez firmę Uber.

Volvo ostrożnie podchodzi do tematu i zaczyna stawiać na rozwiązania, które pozwolą na oddanie kontroli komputerowi np. na autostradzie, ale nie w mieście.

Inni producenci też zmieniają tok myślenia

Firma APTIV, która zajmuje się dostarczaniem podzespołów do budowy aut autonomicznych i zautomatyzowanych podkreśla, że widoczny jest wyraźny podział na dwie strony motoryzacji. Jedna z nich to pojazdy prywatne. Tutaj mówi się o wykorzystaniu poziomów od zerowego do trzeciego, czyli aktualnie najpopularniejszych. Najwyższe poziomy autonomicznych samochodów (czyli czwarty i piąty) są natomiast częściej rozważane przy pojazdach użytkowych, a zwłaszcza w dużych ciężarówkach.

Samochody autonomiczne

Stojący na czele koncernu PSA Carlos Tavares podkreślał w swoich ostatnich wypowiedziach, że oferowanie aut osobowych zapewniających 4 lub 5 poziom autonomicznej jazdy jest zwyczajnie nieopłacalne. Technologie te są jeszcze bardzo drogie, a zainteresowanie klientów jest naprawdę znikome. Co więcej, rozwiązanie to nie ma większej wartości dla klienta - przynajmniej na tę chwilę.

"Poziom 4 i 5 są dobre dla automatycznych taksówek czy autobusów" - dodał Tavares w wypowiedzi dla Automotive News Europe. Co więcej, Adrian Hallmark, prezes Bentleya, temat widzi podobnie. Jego zdaniem samochody autonomiczne to rozwiązanie, które może być alternatywą dla samolotów. Mowa tu np. o specjalnych pojazdach, które będą poruszać się wytyczonymi pasami na autostradach z prędkościami przekraczającymi 300 km/h. W jego opinii samochody autonomiczne to jednak temat, który będzie rozwijany nie w najbliższych latach, ale w dekadach.

Miasta też muszą się zmienić

Coraz więcej mówi się także o tym, że miasta w aktualnej postaci nie są gotowe na auta autonomiczne. Przy zupełnie innej infrastrukturze takie pojazdy mogłyby dużo łatwiej poruszać się po okreslonej przestrzeni, zapewniając wysoki komfort podróżowania. Wiele obaw pojawia się także w temacie najróżniejszych warunków pogodowych, które mogą mieć wpływ na funkcjonowanie aut autonomicznych. I nie chodzi tutaj o takie rzeczy jak deszcz, śnieg czy mgła, ale także o niezauważalne zjawiska - przykładowo wybuchy na słońcu.

Pojawiają się też kwestie "moralności maszyny"

Wiele osób przytacza tutaj przykład wypadku, w którym tak naprawdę są dwie drogi. Pieszy wychodzi na drogę prosto przed samochód autonomiczny. Auto może ominąć pieszego, ale wjedzie np. w drzewo - co może skończyć się tragicznie dla kierowcy. Pojazd może też uderzyć w pieszego, zabezpieczając kierowcę, ale zabijając pieszego. Jaką decyzję w takiej sytuacji podejmie maszyna? I jaką, tak na prawdę, powinna podjąć? Wbrew pozorom tutaj pojawia się znacznie więcej zmiennych niż np. przy autopilocie w samolotach.

Ruch w powietrzu jest ogromny. Tam jednak zawsze jest zapas przestrzeni, a samoloty nie muszą unikać stojących lub nagle pojawiających się przeszkód, poza zmiennymi warunkami pogodowymi.

Kiedy więc tak naprawdę zobaczymy pierwsze auta autonomiczne?

Niektóre marki twierdzą, że niebawem. Volkswagen i Ford inwestują ogromne pieniądze w rozwój tej technologii. Moim zdaniem jednak czeka nas dekada prób i publicznych dyskusji na temat zmian w prawodawstwie, aby takie pojazdy faktycznie były użytkowane na porządku dziennym, bez "bezpiecznika" w postaci kierowcy.