SEAT Altea XL 1.6 CNG Reference
Coraz częściej stoimy w korkach w drodze do pracy. Unia Europejska, a także niektóre miasta usiłują nas zachęcać, żeby w kilka osób zabierać się jednym samochodem, a wyjdzie nas to taniej, szybciej i bardziej ekologicznie. To może mieć sens, ale tylko, jak wybierzemy do tego odpowiedni samochód.
Samochód, którym będziemy poruszać się po mieście w parę osób, musi spełniać więc kilka warunków. Przede wszystkim, musi być jak najbardziej ekonomiczny, w końcu poruszanie się, nawet grupowo, czterolitrowym jaguarem w dalszym ciągu może być rujnujące dla portfela, choć znajdzie się sporo plusów takiego rozwiązania. Po drugie, musi być wygodny, nikt przecież nie chce stać w korku w warunkach gorszych niż w zatłoczonej komunikacji miejskiej. Do naszej charakterystyki najbardziej pasuje samochód typu van. Z drugiej strony vany zazwyczaj wyposażane są w całkiem spore silniki, które mimo, że wysokoprężne, nie odznaczają się najniższym spalaniem. I tu z pomocą przychodzą Hiszpanie. Seat proponuje nam Alteę XL, do której w salonie możemy dokupić instalację gazu ziemnego (CNG).
Instalacja tego typu nie jest wcale wielką nowością na rynku, aczkolwiek jest wciąż czymś nieznanym. Gaz ziemny znamy z zasilania raczej naszych kuchenek w mieszkaniach (gazociągiem, nie mylić z butlami propan-butan), a nie samochodu. A szkoda, bo w przeciwieństwie do LPG, nie jest szkodliwy zarówno dla środowiska, jak i dla naszych silników. Poza tym jako lżejszy od powietrza, w przypadku rozszczelnienia instalacji, unosi się do góry, przez co maleje ryzyko pożaru. Brzmi naprawdę dobrze. Europa też zaczyna się do tego przekonywać. My też, dzięki takiemu właśnie egzemplarzowi, z silnikiem 1.6 i w zjadliwie czerwonym kolorze, który trafił do naszej redakcji na testy.
Zajednia
Nasz miejski busik charakteryzuje się dość specyficzną urodą. Z przodu jest identyczny z mniejszą siostrą oraz modelem Toledo, a także niemal bliźniaczo podobny do Leona. Duże, wyodrębnione na środkowej atrapie logo marki i zachodzące na boki podłużne reflektory sprawiają, że nie pomylimy Seata z żadną inną marką. W dalszej części mamy do czynienia z klasycznym jednobryłowym nadwoziem, które jednak kończy się w dość niespodziewany sposób, jakby mała Altea została złapana z tyłu i rozciągnięta "na siłę" (długość wzrosła o 18,7 centymetra). Do tego duże, płaskie tylne lampy, kojarzące się z Leonem poprzedniej generacji. Nie każdemu się to spodoba, choć testowa czerwień doskonale maskuje wszelkie ewentualne niedoskonałości nadwozia i poprawia jego atrakcyjność.
Altea XL w wersji, którą mamy poruszać się po mieście, została wyposażona w standardowe stalowe felgi w rozmiarze szesnastu cali, a także czarne lusterka, klamki i wykończenia. Może i obniży to atrakcyjność wizualną, ale nie powoduje nadmiernego dyskomfortu psychicznego, gdy patrzymy na samochód, a jest to kolejna oszczędność w naszym budżecie. W końcu my też w pracy mamy być skuteczni, a nie tylko ładnie wyglądać.
Wsiadamy...
Drzwi w Altei XL otwierają się prawie pod kątem prostym i tworzą na tyle szeroki otwór drzwiowy, że z dostaniem się na dowolne miejsca siedzące nie będą miały problemu nawet osoby starsze, ani matki z dzieckiem, które trzeba usadzić w foteliku. Miejsca tylnego rzędu są komfortowe i zapewniają odpowiednią ilość przestrzeni, choć bardzo wysocy pasażerowie mogą narzekać na ilość miejsca nad głową. W nagrodę otrzymają stoliki turystyczne rozkładane z oparć przednich foteli oraz możliwość przesuwania poszczególnych fragmentów tylnej kanapy (zgodnie z punktem składania, czyli w 2/3). Do kompletu udogodnień należy dodać kieszenie w drzwiach i krawędziach foteli, a także seryjnie montowane rolety przeciwsłoneczne tylnych szyb.
A co z przodu? Otóż, Altea tu spisuje się prawie dobrze. Jak wiemy, prawie robi wielką różnicę i w tym przypadku może ona podczas wspólnej podróży do pracy wyeliminować osoby dobrze zbudowane z roli kierowcy. Rośli znajomi nie poczują się komfortowo, gdyż fotele z przodu, mimo iż całkiem wygodne, są jednak dość wąskie i szczątkowe trzymanie boczne będzie irytująco wbijać się w plecy. Poza tym zarówno kierowca jak i pasażer mają swobodę ruchów.
Do dyspozycji znów mamy mnóstwo schowków, jednak trzeba przyznać, że niektóre z nich są dość dziwnych kształtów i rozmiarów, przez co tracą na poręczności. Mam tu na myśli schowek w podłokietniku, który albo jest mały i płaski, albo w drugiej części, głęboki i wąski, tak jakby konstruktorzy założyli, że na co dzień wozimy przecięte wzdłuż książki telefoniczne. Uchwyty na napoje są, ale umieszczono je pod wystającą konsolą centralną przez co jedynym pojemnikiem, jaki można w nim schować, jest mała puszka, i to wypełniona maksymalnie do połowy. Inaczej bez rozlania nie wyciągniemy jej spod konsoli. Ciekawą rzeczą, o do tej pory niewyjaśnionym przeznaczeniu, są dwa uchwyty (dla kierowcy i pasażera) na dole tunelu środkowego, obok cupholderów. Dla kogo to i po co?
Jeśli chodzi o materiały, z których wykonano deskę rozdzielczą Altei, to są twarde i ciemne, jednak mają ciekawą fakturę i spasowane są idealnie. Podczas jazdy nic nie zaskrzypi i nie zastuka, nawet na słynnych stołecznych ulicach. Do tego są bardzo łatwe do czyszczenia.
Kierowca w Altei będzie miał mocno mieszane odczucia. Z jednej strony mnóstwo miejsca i genialna widoczność (mimo szerokich tylnych słupków), a także świetnie leżące w dłoniach kierownica i drążek zmiany biegów, a z drugiej kilka "kiksów" które mogą zmniejszyć przyjemność z prowadzenia. Przede wszystkim, zegary. Ich podświetlenie jest intensywnie czerwone i mimo możliwości wyregulowania nasycenia, w nocy może męczyć. Do tego same zegary mają stylistykę, jak kuchenne czasomierze produkowane w "lepszej z republik niemieckich". Nuda, nuda, nuda, gdzie jest "Auto Emocion"??!!
Aby przyjemnie się podróżowało, do dyspozycji kierowcy i pasażerów oddano półautomatyczną klimatyzację, a także świetnie grające radio z mp3 oraz sześcioma głośnikami. Tylko niech mi kotś powie, dlaczego pokrętło głośności, używane najczęściej ze wszystkich przycisków systemu audio, umieszczono od strony pasażera? Rozumiem, że wspólne wyjazdy do pracy mają również integrować, ale w tym wypadku może spowodować konflikt, o wygodzie korzystania z urządzenia podczas samotnych podróży nie wspominając.
Sporym problemem okaże się dla nas również transport masowy bagażu. Pomyślmy ? pięć osób, każdy ze swoją teczką, laptopem, jakimiś dokumentami. Do tego jeszcze może dorzucić grilla, bo w weekend po pracy gdzieś można pojechać się integrować. To wszystko... nie wejdzie. Mianowicie potężny, ponad pięćsetlitrowy bagażnik "XL-ki" został mocno uszczuplony przez trzy gigantyczne butle spoczywające na jego podłodze. To główna i najdroższa część instalacji CNG. Kompozytowe zbiorniki mieszczą ok. 20 metrów sześciennych gazu pod bardzo wysokim ciśnieniem. Poza tym, że zajmują bagażnik, dodatkowo zmniejszają ładowność samochodu, a masa zwiększa się na tyle, że obciążenie tylnej części widać gołym okiem.
Odjazd
Ruszamy z przystanku, czyli to co w Altei najciekawsze. Samochód wyposażono w mało u nas popularną, ekologiczną instalację gazu ziemnego, jednak jest to opcja. Jeśli nie chcemy z niej korzystać, albo nie możemy zatankować cennej kopaliny, spokojnie pojedziemy korzystając ze zwykłej benzyny. W tym niczym nie różni się od samochodów z popularną instalacją LPG. Ten ostatni problem może nas jednak dotknąć bardzo często, gdyż stacji tankujących CNG w Polsce jest 29 a w całej Warszawie zaledwie jedna, co znacznie ogranicza nas w kwestii dużych "oszczędnych" wypraw. Do dojazdów jednak wystarczy.
Pod maską znajduje się dobrze znany z produktów grupy Volkswagen ośmiozaworowy silnik o mocy 102 KM. Nie jest to demon prędkości, do spokojnego przemieszczania się powinien wystarczyć, również na trasie o ile nie będziemy chcieli przekroczyć prędkości przepisowych. W zatłoczonym mieście przeszkadzać może elastyczność, która nie pozwoli nam "wskoczyć" w wolne miejsce na innym pasie czy sprawnie wyprzedzić autobus z gatunku tych większych od naszego. Jednak to, czego brakuje silnikowi, możemy nadrobić pracując dźwignią zmiany biegów. Przekładnia została zestopniowana idealnie, a przełożenia lewarka są krótkie i lekkie.
Na nasz upragniony i wyczekany gaz silnik przełączy się po osiągnięciu odpowiedniej temperatury. Wtedy sekwencyjna instalacja zacznie wtryskiwać gaz ze wspomnianych wyżej butli do komory spalania. Nie odczujemy przy tym żadnych zmian w pracy silnika. Materiały prasowe dotyczące gazu ziemnego wskazują, że silnik powinien być nieco cichszy przy wykorzystaniu tego paliwa, jednak jedyna zauważalna różnica, to to, że niezbyt przyjemny i dość głośny silnik zmienia barwę dźwięku na zdecydowanie ciekawszą i bardziej "rasową".
Samochód prowadzi się całkiem nieźle, choć mogą przeszkadzać dźwięki wydobywające się z zawieszenia. Mianowicie, zawieszenie starano się zestroić sprężyście. Efekt jest prawie zadowalający, gdyż jest wystarczająco miękko, żeby najeżdżając na szyszkę nie złamać kręgosłupa, a jednocześnie na tyle sztywno, że samochód nie sprawia wrażenia rozkołysanej łodzi. To jednak pociąga za sobą wspomniane wyżej wrażenia słuchowe. O każdej nierówności, po której przejeżdżamy, jesteśmy informowani głuchym stukiem wydobywającym się spod podłogi. Niezbyt to miłe. Na pocieszenie zostaje nam silne wspomaganie, które zdecydowanie pomaga manewrować całkiem przecież sporym samochodem w zatłoczonym mieście, a także skuteczne hamulce.
Ceny biletów
To, co jednak najważniejsze podczas tego testu, to koszty, dla których zdecydowaliśmy się korzystać z Altei CNG, a nie środków komunikacji zdecydowanie bardziej masowej. Otóż, podczas jazdy po stolicy i okolicach (ok. 75 % testu w jeździe miejskiej) na każde 100 km Seat potrzebował 7,6 m³. W praktyce, przy stałej cenie CNG w Polsce 2,10 zł/m³ daje nam ok. 16 zł potrzebnych na każde 100 km! Wynik jest niesamowity, zwłaszcza, że podobnej klasy samochód zasilany benzyną (np. Altea, jak nam się gaz skończy) zużywa ok. 10 l/100 km a więc przejazd 100 km kosztuje nas ok. 42 zł.
Rozwiązanie nie jest jednak idealne. Ta łyżka dziegciu w beczce miodu to cena Altei CNG. O ile 66 490 zł za model 1.6 Reference jeszcze nie jest bardzo bolesne, to konieczność dopłacenia nawet do 9000 zł za instalację sprawia, że tęsknym wzrokiem zaczynam spoglądać w stronę biletu miesięcznego. To oznacza również, że jazda na gazie przy normalnych przebiegach zwróci sie dopiero po ponad trzech latach.
Przystanek końcowy
Altea XL to bez wątpienia idealne rozwiązanie do miasta. Nasz busik przejechał w czasie testu prawie 500 km za kwotę, która wystarczyłaby na zapłacenie niewielkich, dwudniowych zakupów spożywczych. To imponuje. Ponadto, van od Seata przekonuje przestronnym wnętrzem, niezłym wyposażeniem i świetną skrzynią biegów. Niestety cena wraz z instalacją rośnie dość znacznie. Ale nawet w takim przypadku zdaje się być alternatywą dla Autobusów na niektórych trasach a także jako taksówka. To ostatnie zauważyła warszawska Wawa Taxi, która korzysta z ponad 100 takich samochodów. Ich kierowcy bardzo sobie chwalą samochody, twierdząc, że zarówno z instalacją jak i z samochodami nie ma większych problemów, mimo dość dużych przebiegów (ponad 60 tys. km rocznie) w tak ekstremalnych warunkach jak stołeczne ulice. To chyba całkiem niezła rekomendacja?