Jaki kraj, takie El Camino. Suzuki Mighty Boy nie było tak potężne, jak sugeruje nazwa
W dzisiejszym kąciku osobliwości, japońskie "Ute". Dwumiejscowy pickup, bazujący na coupe. Do tego to Suzuki Mighty Boy. Brzmi poważnie, a jest... sami zobaczcie.
Uwielbiam grzebać w japońskiej motoryzacji. Mam wrażenie, że ten wyspiarski naród w pewnym momencie realizował wszystkie pomysły, które przyszły im do głowy. Niezależnie od tego, czy powstały podczas burzliwej narady, poniedziałkowej kawy, czy piątkowego wyjścia na piwo i karaoke. Dzięki stale rosnącej gospodarce (do pewnego momentu) pieniądze zawsze się znalazły. Czasem też znalazła się argumentacja, dlaczego potrzebujemy akurat takiego modelu. Na przykład takie Suzuki Mighty Boy. Obecnie kultowe, choć raczej mało popularne.
Samochód, który miał wesprzeć tę stale rosnącą gospodarkę. Oczywiście dostawczy. I oczywiście z katergorii kei. Kei-vany obecnie to jeden z najbardziej pożądanych pojazdów na Zachodzie. Zarówno ich praktyczność, jak i kompaktowość (oraz wiek) powodują, że w USA i w Europie coraz popularniejsze są importowane mikrociężarówki. Trafiają do potrzebujących praktycznego auta, jak i miłośników tuningu.
Suzuki Mighty Boy również należy do tej kategorii, jest jednak "nieco" inne.
Suzuki Mighty Boy ma wszelkie cechy australijskich Ute
Czyli pickupów - coupe. Zresztą, Suzuki oferowało również Potężnego Chłopca w "kraju do góry nogami".
Choć w ofercie japońskiego producenta było nieśmiertelne Carry, postanowiono wprowadzić kolejny dostawczy model. Jako bazę wybrano jednak model Cervo. To takie Alto, czy też Fronte, tylko w wersji Coupe. Albo bardziej fastback. W każdym razie było niewielkim keicarem skierowanym do młodych osób, którym zależy na stylistyce.
Suzuki Cervo, na którym bazuje Mighty Boy
Uznano jednak, że potrzebne jest mniejsze auto dostawcze, tanie, które pozwoli rozwinąć się biznesom potrzebującym transportu niewielkich, lekkich towarów. Wiecie, jakbyście mieli sklep z gumkami do włosów. Albo sprzedawalibyście niewielkie papierowe wachlarze.
Obcięto więc dach i tylne szyby z Cervo, dołożono klapę i przegrodę przedziału pasażerskiego i powstało Suzuki Mighty Boy. Debiut zaliczyło w 1983 roku i w momencie premiery było najtańszym czterokołowym samochodem oferowanym w Kraju Kwitnącej Wiśni.
Myślę, że spodziewacie się doskonale, jaki był efekt. Powstała dziwaczna konstrukcja, której nikt nie chciał. Klienci woleli dopłacić do Carry, albo pakować swoje wachlarze do Alto lub Fronte (to Alto, tylko sedan). Zwłaszcza, że ten "sportowy samochód dostawczy" miał silnik 550 cm3 o mocy 28 lub 31 KM. Droższe odmiany mogły mieć nawet skrzynię automatyczną, o dwóch przełożeniach.
Mighty Boy w automacie. Powiesz o nim wszystko, tylko nie Mighty
Bogatsza wersja PS-L i PS-QL (ta druga z automatem) wyróżniała się wyposażeniem. Samochód mógł mieć radio, kilka wzorów felg do wyboru, a po liftingu z 1985 roku nawet obrotomierz oraz... klimatyzację. Wyobrażam sobie dynamikę tego 31-konnego auta z dwubiegowym "automatem" i włączoną klimatyzacją. Może przydać się studiowanie filozofii Zen.
Jakby tego było mało, samochód miał gamę akcesoriów dostępnych w salonach. Jednym z najbardziej absurdalnych chyba była pokrywa skrzyni ładunkowej, która upodabniała wóz do... Cervo.
Co się nie sprzeda, to się stuninguje
Kiepska sprzedaż spowodowała, że Suzuki Mighty Boy przeżyło tylko 4 lata i już więcej nie próbowano go wskrzeszać. Ale za to w Japonii i Australii zyskało status kultowego auta. Japończycy po swojemu zaczęli modyfikować te małe pickupy, zwłaszcza, że pasowały do nich części wyczynowe z innych modeli Suzuki. Dzięki temu powstała, jak zwykle, absurdalna, urocza i wyjątkowa subkultura związana z konkretnym modelem auta.
źródło: team Mighty Boy; BHAuctions