Aktywiści celują w szerokie samochody. I w tej kwestii jestem z nimi zgodny
Szerokie samochody trafiły na celownik aktywistów i organizacji dbających o środowisko. Powód? Największe samochody rosną z generacji na generację, osiągając kuriozalne wymiary. A paradoksalnie wcale nie muszą być aż tak wielkie.
Każdy kto jeździł dużym amerykańskim samochodem w Europie wie, że te auta nie czują się tutaj dobrze. Powiem więcej - jazda nimi może być niekiedy męcząca, zwłaszcza w miastach. Wystarczy trafić na węższą ulicę, aby zacząć zabawę w przeciskanie się pomiędzy zaparkowanymi pojazdami. Szerokie samochody w europejskich warunkach są po prostu problematyczne - i jednocześnie zabierają dużo cennego miejsca.
Nikogo nie powinno więc dziwić to, że aktywiści i organizacje walczące o przestrzeń w miastach wzięły je na celownik. Choć nie we wszystkich kwestiach znajduję z nimi wspólny język, tak w tym przypadku doskonale rozumiem o czym mowa.
Szerokie samochody stają się problemem. A jednocześnie wcale nie są takie... duże - dla pasażerów
Jak zauważa organizacja Transport&Environment, nowe auta rosną średnio o około 2 centymetry na szerokość co dwa lata. To oczywiście średnia z wielu rynkowych premier, zaburzana głównie przez największe samochody.
To one są tutaj najbardziej piętnowane. Mowa chociażby o Mercedesie GLE/GLS, BMW X5/X6/X7, Audi Q7/Q8 i o wielu innych pokrewnych modelach. Te faktycznie coraz częściej mierzą ponad 2 metry z lusterkami. Tym samym fizycznie przestają się mieścić w miejscach parkingowych, zwłaszcza tych równoległych.
Oczywiście to zabiera przestrzeń dla rowerzystów i dla samochodów przejeżdżających tymi ulicami. Coraz częściej jestem też świadkiem sytuacji, gdzie taki samochód, do tego kiepsko zaparkowany, blokuje ruch autobusów lub tramwajów.
Ja tu akurat skupię się na innej kwestii, jaką jest szerokość tych samochodów... w środku. Otóż to, że są wielkie z zewnątrz, wcale nie przekłada się na przestrzeń w środku. Gdyby było to ze sobą połączone, to zrozumiałbym ideę ciągłego rozdmuchiwania wymiarów.
Tymczasem nowe modele są coraz szersze, a wcale nie większe w środku. Powodów jest wiele. Można tu wymienić chociażby elektryfikację, która zwiększa masę samochodów. Aby te zachowały odpowiedni poziom bezpieczeństwa, w projektach nadwozia wprowadza się dodatkowe wzmocnienia, które wpływają na finalne wymiary pojazdu. Do tego w dużym samochodzie łatwiej jest zainstalować pakiet akumulatorów o dużej pojemności, tak pożądanych przez rynek.
Transport&Environment chce, aby szerokie samochody trafiły teraz na celownik regulatorów
Organizacja ta lobbuje za wprowadzeniem ograniczeń, które uniemożliwiłyby producentom przekraczanie pewnych granic w wymiarach nowych modeli. Nie jestem zwolennikiem techniki zakazów i nakazów, aczkolwiek pewne wytyczne faktycznie mogą się przydać. Naprawdę dochodzimy do sytuacji, gdzie np. nowe elektryczne SUV-y nie tylko ledwo wpasowują się w miejskie uliczki, ale też mają problem z zaparkowaniem, zarówno na zewnątrz, jak i w garażach podziemnych/naziemnych.