TEST: Pokochasz go od pierwszych chwil poza asfaltem. Suzuki Jimny 1.5 VVT AllGrip Pro Elegance
Suzuki długo zwlekało z pokazaniem następcy swojej małej terenówki, a ja byłem jedną z tych osób, które czekały na nie z niecierpliwością. I wielką niepewnością, czy Jimny pozostanie wierny swoim założeniom i nie zamieni się w „trochę lepszego” crossovera.
Wątpliwości zostały wreszcie rozwiane, pierwsze zamówienia zebrano momentalnie, a zainteresowanie czwartą generacją modelu okazało się tak duże, że obecnie po auto trzeba się ustawić w niemałej kolejce. Jeśli zwątpiliście w sens oczekiwania na swoją kolej, prawdopodobnie jesteście w dużym błędzie.
Powrót do korzeni
Warto poczekać choćby dlatego, że oryginalnie zaprojektowane Suzuki nie zestarzeje się co najmniej przez kilka najbliższych lat. Poprzednia generacja wyglądała pociesznie i wywoływała uśmiech na twarzy, ale głównie za sprawą swojego charakteru. Wraz z nową odsłoną zrezygnowano choćby z niezbyt gustownych pionowych kloszy tylnych lamp, powracając do układu z drugiej generacji modelu, znanej u nas głównie pod nazwą Samurai. Podobieństw jest zresztą znacznie więcej, o czym Japończycy mówią otwarcie. Dowiecie się o nich z osobnego artykułu, który pokażemy Wam w najbliższym czasie. Wróćmy tymczasem do testowanego auta.
I od razu przejdźmy do sedna. Stylowe, usztywnione względem poprzednika nadwozie ponownie kryje pod sobą ramę nośną typu drabinowego, sztywne osie i dołączany dźwignią napęd na cztery koła (przełączanie do 100 km/h, z kołami ustawionymi na wprost), z możliwością redukcji przełożeń (tylko na postoju – na biegu jałowym lub z wciśniętym sprzęgłem). Rolę wyrównywania prędkości obrotowych na poszczególnych osiach pełni z kolei elektronika – podobnie jak u poprzednika, nie ma tu klasycznych blokad mostów. Dzięki świetnym parametrom terenowym, Jimny nawet bez tego radzi sobie jednak rewelacyjnie.
Rozstaw osi wynoszący zaledwie 2250 mm, w połączeniu z prześwitem wynoszącym 210 mm, pozwalają praktycznie bezstresowo pokonywać ostre pagórki, dając maksymalny kąt natarcia 28 stopni. Krótkie, dobrze zaprojektowane zwisy umożliwiły z kolei osiągnięcie świetnych kątów natarcia i zejścia – kolejno 37 i aż 49 stopni. Poza tym, Jimny ma zaledwie 1645 mm szerokości, dzięki czemu w wielu sytuacjach możemy wybrać alternatywną trasę lub po prostu przejechać bez większych ubytków na lakierze przez gęsto porośnięte ścieżki.
Jimny ma też wyjątkowo regularne kształty, dużą powierzchnię przeszkloną i specjalnie obniżoną linię przednich bocznych szyb w okolicach lusterek, a sam kierowca siedzi bardzo blisko drzwi, co daje mu niemal wzorową orientację w otoczeniu. To niewątpliwy atut Suzuki na tle konkurencji, bowiem wiele osób szukających auta o podobnych zdolnościach niekoniecznie czuje się dobrze w jeździe terenowej. Ma to też swój niezaprzeczalny urok, bo wszystko czujemy tu w bardziej bezpośredni sposób niż choćby w kultowym Jeepie Wranglerze, czy topornych pikapach.
Niska masa wielkim atutem
Lekkie nadwozie nie pozwoli Wam bezstresowo wjechać w rwące potoki niczym za kierownicą Mitsubishi Pajero, ale w każdej innej kwestii okaże się być Waszym sprzymierzeńcem. Seryjnie montowane opony typu HT (Bridgestone Dueler H/T 684 II), mimo nieco bardziej terenowego charakteru niż typowo drogowe „gumy”, szybko wypełniają swój bieżnik błotem, tworząc płaską powierzchnię styku z podłożem. Niska masa jest wtedy niewątpliwym atutem i wspólnie z napędem na cztery koła i załączonym (w zależności od potrzeby) reduktorem pozwala bezproblemowo przeprawić auto przez grząski teren.
Możecie to zrobić napędzając się (dzięki krótkim zwisom, dużemu prześwitowi i opcjonalnej osłonie mechanizmu różnicowego powinniście przejechać bez strat) lub po prostu „pełzając” bez zatrzymania z wykorzystaniem przełożenia redukcyjnego. W obu przypadkach Jimny zachwyca dzielnością, co tylko utwierdza w przekonaniu, że po założeniu terenowych opon ciężko będzie je zatrzymać. Auto daje w tym wszystkim bardzo mechaniczne wrażenia, pozwalając nam myśleć, że cała ta zabawa nie skończy się już przy kolejnej próbie.
Małe Suzuki zaskakująco dobrze radzi sobie przy podjazdach. Nawet przy naprawdę stromych wzniesieniach, po załączeniu reduktora, auto wspina się praktycznie bez użycia pedału gazu. Nieco uważniej mógłby działać system wspomagania zjazdu, który utrzymuje stosunkowo dużą prędkość podczas jazdy w dół. Na suchym podłożu nie stanowiło to oczywiście problemu, ale na śniegu, czy błocie, mogłoby to wymusić „nożne” użycie hamulca, co z kolei doprowadziłoby do niepotrzebnego zablokowania kół.
Szkoda, że Suzuki pozwala odłączyć system stabilizacji toru jazdy jedynie przy niewielkich prędkościach. Powyżej 30 km/h, elektronika automatycznie blokuje każdy wyraźny uślizg tylnej osi, co ogranicza możliwość zabawy na luźnej nawierzchni. Robi to niezależnie od aktualnie ustawionego trybu pracy napędu, czyli także na przełożeniu redukcyjnym. Przy próbach wyjechania „pełnym gazem” załączająca się niespodziewanie podczas buksowania kół kontrola trakcji byłaby raczej niepożądanym efektem niż niezbędną pomocą. Są to jednak tylko moje spekulacje, bo podczas testu ani razu nie udało mi się zakopać auta.
Na ulicach – wciąż topornie, ale wyraźnie lepiej
Atutem w jeździe off-roadowej będzie też z pewnością układ kierowniczy oparty o przekładnię śrubowo-kulkową, który dzięki dużemu przełożeniu pozwoli dokładnie wytyczać tor jazdy na nierównej rzeźbie terenu i w grząskim podłożu. Zaskakująco precyzyjna jest także skrzynia biegów, której przełożenia wchodzą z wyraźnym zaznaczeniem, a sam skok długiego lewarka jest stosunkowo krótki. Problemem jest bieg wsteczny, który trzeba czasem wrzucać „na dwa razy”.
O ile praca skrzyni biegów w ruchu ulicznym sprawdza się całkiem nieźle, o tyle przełożenie układu kierowniczego, jak i jego stosunkowo toporne działanie, są już pewnym utrudnieniem. Jeżdżąc Jimnym po mieście musimy się zresztą przyzwyczaić do typowych przypadłości auta terenowego, choć oczywiście występujących już w umiarkowanym stopniu. Oprócz częstego przekładania rąk na kierownicy, przywyknąć powinniśmy choćby do wyraźnie wyczuwalnych oporów pracy napędu (oczywiście tylnego – w trybach 4H i 4L jeździmy wyłącznie na luźnych nawierzchniach), czy „wesołego” sposobu wybierania nierówności, który bezwzględnie oddziałuje na nasze ciało.
Mimo wszystko, należą się jednak duże pochwały za dopracowanie kilku elementów. Przede wszystkim, auto prowadzi się pewniej niż poprzednia generacja, choć sam rodzaj konstrukcji wciąż wywołuje dość znaczne przechyły nadwozia w zakrętach. Samo zawieszenie pracuje za to zaskakująco cicho i kulturalnie, nie przenosząc bezkompromisowo drgań do wnętrza. Stosunkowo dobre jest również wyciszenie nadwozia, a do około 90 km/h nie hałasuje nawet silnik.
Jednostka 1.5 VVT o oznaczeniu K15B jest nowa tylko na naszym rynku, bowiem w Azji występuje już od dawna, dlatego śmiało możemy mówić o sprawdzonej i pewnej konstrukcji pod maską. Nieco ponad 100-konny motor benzynowy nie jest wspomagany turbosprężarką i początkowo może wydawać się za słaby (szczególnie przez wspomniane opory pracy napędu), ale szybko okaże się wystarczający w mieście, a momentami wręcz dynamiczny.
Jest także całkiem oszczędny, biorąc pod uwagę charakter auta, z jakim musi się „uporać”. W mieście spalanie powinno się mieścić w 7-9 l/100 km. W trasie, za sprawą pięciobiegowej skrzyni o krótkich przełożeniach i mało aerodynamicznego nadwozia, zużycie będzie oczywiście zdecydowanie rosnąć. Zaskakuje jednak stosunkowo oszczędny charakter jednostki podczas jazdy w terenie, gdzie zużycie potrafi zamknąć się w rozsądnych 10 l/100 km.
Zużycie paliwa: | Suzuki Jimny 1.5 VVT AllGrip Pro Elegance |
---|---|
przy 100 km/h | 6,5 l/100 km |
przy 120 km/h | 8,4 l/100 km |
przy 140 km/h | 11,2 l/100 km |
w mieście | 7,8 l/100 km |
Poruszaniu się Jimnym non stop towarzyszy charakterystyczne „wycie” skrzyni (pogłębiające się w terenie po załączeniu reduktora), co świetnie wpisuje się w jego charakter. Ta cecha nie jest akurat uciążliwa na co dzień i raczej dodaje smaczku całej tej klimatycznej otoczce małego Suzuki, niż drażni. Za sprawą wcześniej wspomnianych cech, Jimny nie będzie jednak idealnym autem do miasta – przynajmniej z manualną skrzynią biegów. Być może wersja z czterobiegowym „automatem” pozwoli spojrzeć zupełnie inaczej na zdolności auta na ulicach, a niewątpliwie większa wygoda jazdy w korkach odciągnie uwagę od kilku niedogodności, które staną się zwyczajnie mniej uciążliwe.
Jimny ma zresztą mimo wszystko sporo zalet sprawdzających się właśnie w zatłoczonych miastach. Wystarczy wspomnieć o dużym prześwicie, wysokich oponach, niewielkich wymiarach, czy też świetnej widoczności we wszystkich kierunkach. Choć tytuł Światowego Miejskiego Samochodu Roku wciąż wydaje mi się być mocno na wyrost, to odmiana z automatyczną skrzynią stawia w tej kwestii znak zapytania. Z odpowiedzią musimy jednak poczekać do kolejnego testu.
Pod względem wyposażenia, japońska terenówka nie ma się czego wstydzić. W testowanej, topowej wersji Elegance, na pokładzie znajdziemy 7-calowy system multimedialny z nawigacją, tempomat, automatyczną klimatyzację, podgrzewane fotele, szyby atermiczne, sprawdzające się w terenie reflektory LED oraz bogaty pakiet systemów bezpieczeństwa. Mnie osobiście zabrakło tylko nieco lepszego zestawu audio (szczególnie, jeśli Jimny ma być autem na co dzień) i kamery cofania, która zapewne wielu osobom wydaje się tutaj zbędna. Samo wnętrze jest znacznie ciekawiej zaprojektowane niż u poprzednika i, podobnie jak nadwozie, również nawiązuje do drugiej generacji modelu.
Najbardziej widocznym podobieństwem jest zestaw wskaźników z charakterystyczną otoczką i kolorem przewodnim. Poza tym, znajdziemy tu mnóstwo kantów, podobną pozycję za kierownicą, czy dźwignię obsługi napędu, którą w trzeciej generacji po pierwszym faceliftingu zastąpiono wadliwą elektroniką. Kabina ma zresztą bardzo rozsądnie utrzymaną równowagę nowoczesności ze stylem retro, a jej montaż jest solidny. Materiały z wiadomych przyczyn są nastawione na łatwe czyszczenie, dlatego zdecydowana większość z nich jest twarda. Szkoda jednak, że nie zdecydowano się na miękkie wykończenie podłokietników na drzwiach.
Jedyną naprawdę wyraźną wadą wnętrza jest bagażnik, który w standardowym układzie siedzeń praktycznie… nie istnieje. Jest znacznie mniejszy niż w drugiej i trzeciej generacji modelu, choć kabinę w pełni przygotowano pod przewóz bagażu po złożeniu tylnych foteli. Dzięki regularnym osłonom nadkoli i dodatkowemu schowkowi powierzchnia staje się niemal idealnie równa. Jeśli chodzi o samą przestrzeń dla pasażerów – o dziwo, nawet w drugim rzędzie siedzeń miejsca jest dosyć sporo. Oczywiście, jeśli kierowca, jak i pasażerowie, nie mają ponad 1,90 m wzrostu.
Przednie fotele „na krótką metę” okazują się być wygodne i zaprojektowane wprost do szybkiego wsiadania i wysiadania. W mieście denerwować może słabe boczne trzymanie, a w dłuższej trasie brak podparcia lędźwiowego. Tę pierwszą cechę jestem w stanie w pełni zrozumieć, ale o tej drugiej inżynierowie mogliby pomyśleć przy okazji faceliftingu. Dziwi mnie też brak możliwości pokrycia foteli ekoskórą, która byłaby łatwiejsza w czyszczeniu.
Jimny występuje natomiast w kilku ciekawych kolorach nadwozia, w tym dwóch specjalnie przygotowanych dla niego – jaskrawym zielonożółtym i „wojskowym” zielonym. Mnie osobiście do gustu najbardziej przypadł Chiffon Ivory, czyli lakier w odcieniu kości słoniowej, występujący tylko w połączeniu z czarnym dachem, dostępny za dopłatą w wysokości 3 090 złotych.
Ceny w górę
Tymczasem auta z roku produkcji 2019 podrożały względem zeszłorocznych aż o 10 tysięcy złotych. Najtańszą wersję Comfort kupicie teraz za 77 900 złotych, a testowana Elegance, po dorzuceniu opcjonalnego, niebieskiego lakieru, warta jest dokładnie 92 990 złotych. Przy tak dużym zainteresowaniu, zwiększenie cen nie powinno jednak dziwić. To tylko podkreśla, jak świetnym i jednocześnie bezkonkurencyjnym autem jest Suzuki Jimny.
Czy mógłbym oczekiwać czegoś więcej? Owszem. W czasie testu po głowie cały czas krążyła mi myśl o wersji cabrio, która w tym aucie sprawdziłaby się idealnie. Dwa dni na greckiej wyspie spędzone za kierownicą poprzedniej generacji Jimny właśnie w otwartej wersji każą mi myśleć, że byłby to strzał w dziesiątkę. Odczucie jazdy „bez dachu” przy tego typu nadwoziu jest jedyne w swoim rodzaju i choć w naszym kraju taka wersja nie sprzedałaby się pewnie zbyt dobrze, to w krajach śródziemnomorskich mogłaby zastąpić mocno już zniszczone, kilkunastoletnie egzemplarze. A ja znów nie widziałbym innych opcji na liście aut dostępnych w wypożyczalni.
Podsumowanie
Nietypowe wady wymienione powyżej mówią chyba same za siebie. Nowe Jimny to auto o niesamowitym charakterze i dużych możliwościach w terenie, które reprezentuje świetna stylistyka zewnętrzna, jak i ciekawie zaprojektowane wnętrze. Terenowe Suzuki jest świetnym narzędziem i środkiem transportu, ale przypadnie do gustu także zwolennikom klasycznej japońskiej motoryzacji, czy ludziom szukającym przygód – koniecznie poza asfaltem!
Dane techniczne
NAZWA | Suzuki Jimny 1.5 VVT AllGrip Pro Elegance |
---|---|
SILNIK | benz, R4, 16 zaw. |
TYP ZASILANIA PALIWEM | wtrysk wielopunktowy |
POJEMNOŚĆ | 1462 |
MOC MAKSYMALNA | 75 kW (102 KM) przy 6 000 obr/min |
MAKS. MOMENT OBROTOWY | 130 Nm przy 4 000 obr/min |
SKRZYNIA BIEGÓW | manualna, pięciobiegowa, z reduktorem |
NAPĘD | 4x4 dołączany |
ZAWIESZENIE PRZÓD | oś półsztywna |
ZAWIESZENIE TYŁ | sztywna belka |
HAMULCE | tarczowe/bębnowe |
OPONY | |
BAGAŻNIK | 85/377/830 |
ZBIORNIK PALIWA | 40 |
TYP NADWOZIA | SUV |
LICZBA DRZWI / MIEJSC | 3/4 |
WYMIARY (DŁ./SZER./WYS.) | 3480/1645/1720 |
ROZSTAW OSI | 2250 |
MASA WŁASNA / ŁADOWNOŚĆ | 1135/300 |
MASA PRZYCZEPY / Z HAMULCEM | |
ZUŻYCIE PALIWA | 7,7/6,2/6,8 |
EMISJA CO2 | 178-181 |
PRZYSPIESZENIE 0-100 km/h | bd |
PRZĘDKOŚĆ MAKSYMALNA | 145 |
GWARANCJA MECHANICZNA | 3 lata lub 100 tys. km |
GW. PERFORACYJNA / NA LAKIER | 6 lat/1 rok |
OKRESY MIĘDZYPRZEGLĄDOWE | |
CENA WERSJI PODSTAWOWEJ | 1.5 VVT AllGrip Pro Comfort: 77 900 |
CENA WERSJI TESTOWEJ | 89 900 |
CENA EGZ. TESTOWANEGO | 92 990 |