SEAT Leon Cupra R

Stado wściekłych koni mechanicznych tupie w tempie 6 tys. obr./min, wydając z siebie warkot podszyty świstem turbosprężarki. Sekunda ciszy to zmiana na czwarty bieg, przerywająca dziki szał wgniatania w fotel. Ważność prawa jazdy zaczyna być zagrożona! Tak wygląda jazda Leonem Cupra R.

Położyłem się spać w poczuciu dobrze "zmarnowanego" dnia... A jednak w nocy coś nie dawało mi zasnąć. Za oknem czarną toń nieba rozświetlały błyskawice zwiastujące nadejście porządnej burzy. Przekładałem się z boku na bok, a wewnętrzny niepokój szeptał, że gdzieś w otchłani podświadomości pozostała cząstka nienasycenia obłędną żądzą wrażeń... Kolejna błyskawica... I kolejna.

Odliczałem sekundy od błyśnięcia do grzmotu... Ten jednak nie nastawał. Dziwna siła trzymała mnie w niepewności, przykutego do łóżka. Film z klatek wrażeń przesuwał się wciąż przed moimi oczami, gdy tak trwałem w oczekiwaniu na potężny cios, który zerwie mnie z łóżka na równe nogi... Jak skończy się ta noc? Mogę opowiedzieć Wam, jak się rozpoczęła. A więc było tak...

Cisza przed burzą...
Nad krzyżówkami migały już pomarańczowe światła, a rozgrzany asfalt oddychał stygnącym po upalnym dniu, nocnym powietrzem. Cisza i spokój panujące na zewnątrz zdawały się jeszcze na chwilę otulać mnie razem z kubełkowym siedzeniem, na którego oparciu wyszyte było logo bohatera tej nocy. Kiedy na zewnątrz zaczynał właśnie powiewać lekki wiatr zwiastujący nadejście nawałnicy, totalnie odseparowany od świata, powoli i z szacunkiem godnym przekładania granatu w dłoniach poruszyłem kluczyk stacyjki do połowy. Zielony SEAT przywitał mnie pełnym obrotem wskazówek zegarów. Pomyślałem: show godny piątej generacji Corvetty, w której zachwycano się takimi "bajerami"... Dzierżąc w rękach kierownicę ze spłaszczonym u dołu wieńcem i obszytą skórą gałkę dźwigni zmiany biegów spojrzałem na prędkościomierz kończący się na liczbie "300". Łyk śliny zdawał się przesuwać wewnątrz mojego gardła przeraźliwie powoli... 265 KM położono na przedniej osi Cupry R i oddano do mej dyspozycji...

Nikt jeszcze nie zakłócał ciszy nocnej, a ja siedziałem spokojnie, mając pod nogami metalowe nakładki na pedały, zaś nad głową podsufitkę czarną niczym sierpniowa noc. Ciemną toń obficie wlano do kabiny Cupry, by żaden refleks świetlny nie dekoncentrował kierowcy w czasie szaleńczej jazdy. Lekki zamęt w głowie przesłonił mi strach zmieszany z ciekawością napędzającą do działania. Przekręciłem kluczyk do oporu. Silnik zagrał dziwnie "dieslowsko", po czym ożył... Na ulicy przepełnionej liśćmi zrzucanymi przez wiatr z drzew, cały czas panował spokój... Czekałem chwilę, wsłuchując się w tony delikatnego bulgotu wymieszanego z warkotem. To zasługa zmienionego układu wydechowego z nowym tłumikiem końcowym. Brzmi agresywnie i już od niskich obrotów zachęca do czynów wyjętych spod prawa. Trochę szkoda tylko, że na postoju wydech Cupry R śpiewa arie ograniczone jedynie do 4 tys. obr./min. Ale w końcu nie do tego służy hot-hatch. A zatem do dzieła!

Zaczyna grzmieć...
Wbiłem pierwsze pośród sześciu przełożeń nowej, zmodyfikowanej w stosunku do zwykłej Cupry, skrzyni biegów. Aby zniosła dodatkowe 25 KM, wzmocniono jej synchronizatory. Skok lewarka został skrócony o 6 mm, zaś piątkę pozbawiono paru zębów. Ruszyłem powoli, by historia z zębami nie spotkała także i mnie. Cupra sunęła twardo na szerokich, 235-milimetrowych gumach o ekstremalnie niskim profilu 35, przebijając się przez oświetlone latarniami ulice miasta. Opcjonalne, białe felgi mają 19 cali średnicy i wyglądają cudownie "wyścigowo" ozdobione czerwonymi napisami na oponach Pirelli P Zero Rosso.

Kolor ostrzegawczy odnajdziecie też na zaciskach gigantycznych tarcz hamulcowych (z przodu o średnicy 345 mm). Jadąc powoli arteriami pogrążonego we śnie miasta przeskakiwałem leniwie po kolejnych biegach. Lewarek skrzyni biegów, jak na tak mocne auto, pracuje nieco za lekko, ale jest za to bardzo precyzyjny. Warczący dźwięk wydechu dostępny jest w Cuprze R już od najniższych obrotów. Jednak mając świadomość mocy spoczywającej pod prawym pedałem, taki spacerek to stanowczo za mało.

Powoli dojechałem do ostatnich niewyłączonych świateł, zastanawiając się, czy kierowca stojącego obok Volvo ma myśli tak samo nieczyste jak ja... Pojawia się dziwna mania współzawodnictwa, odstawiająca trzeźwe myślenie na boczny tor. Ręce zaczynają swędzieć w łokciach, a włosy na przedramieniu same stają dęba. Zielono-żółta Cupra R prowokuje, dając niesamowitą pewność siebie i budując w kierowcy poczucie niezniszczalności drogowej.

Chwilami potrafi także przerazić, pokazując, że należy jej się szacunek, którego nie sposób zastąpić kontrolą trakcji czy też nowym wynalazkiem grupy VW o kosmicznej nazwie XDS (elektroniczna imitacja dyferencjału o ograniczonym poślizgu, przyhamowująca w zakręcie wewnętrzne przednie koło). Lepiej zaczynać znajomość z Cuprą R spokojnie i na "pół gwizdka". Nadmierna furia na pierwszych dwóch biegach jest bezcelowa i zawsze kończy się miganiem pomarańczowej lampki kontroli trakcji, nie mówiąc o wyrywaniu kierownicy z rąk. Odpuściwszy sobie wyścigi, czekałem na kawałek równej drogi, bo tam...

Ognia!
Dwulitrowy TFSI poderwany do galopu, daje z siebie wszystko, ani na chwilę nie rozczarowując. Za dodatkowy zastrzyk mocy tej jednostki odpowiedzialne są: podniesione ciśnienie doładowania, nowy intercooler oraz zmodyfikowane oprogramowanie sterujące silnikiem. Wydaj komendę do otwarcia żył układu dolotowego, a gwałtowny przyrost prędkości uzależni Cię, bezustannie prowokując do brawury. 110, 120, 130... Jak daleko się posuniesz? Wskazówka prędkościomierza pnie się w górę jak szalona! Zielona Cupra R przyspiesza bez żadnego wysiłku, wgniatając pasażerów w fotele, zaś turbina poświstuje w tle, tłumiąc twardy warkot wydechu. Trzymaj kierownicę mocno i uważaj na wilgotne partie asfaltu! Wypatruj studzienek, bo jest ekstremalnie twardo! W porównaniu do "normalnego" Leona zawieszenie obniżono o 17 mm, zaś sprężyny są o ok. 30 proc. twardsze niż w "zwykłej" Cuprze. Efekt? Precyzyjne prowadzenie, ale o ostrym przyspieszaniu na nierównej nawierzchni nie ma nawet mowy. Droga musi być idealnie równiuteńka.

Przeprogramowane wspomaganie kierownicy daje nieco więcej czucia niż to z "cywilnego" Leona, cały czas oferując kierowcy należytą pomoc na parkingu. Gorzej ze średnicą zawracania, która wzrosła o ponad metr w stosunku do innych wersji hiszpańskiego kompaktu. Pomimo pozornej lekkości prowadzenia, z przednionapędową Cuprą R nie ma żartów! Byle łata na asfalcie powoduje, że auto podskakuje i momentalnie robi się nieciekawie. Czekasz na kawałek równej drogi i... ognia! Zabawa zaczyna się na nowo. Prawa noga wędruje do podłogi, przy akompaniamencie warkotu następuje zryw, który po przekroczeniu 4 tys. obr./min przeradza się w prawdziwy strzał z procy, trwający aż po "zapięcie" kolejnego przełożenia. Przy w miarę dynamicznej zmianie obroty spadną wtedy akurat do 4 tys., co oznacza, że dalej można utrzymywać się na fali wgniatającej mocy. Obraz za oknem rozmywa się jeszcze szybciej...

Nie drażnij byka
Przemykając Cuprą R jako forpoczta nadciągającej burzy dojechałem do fabrycznych zabudowań na obrzeżach miasta. Sucho. Przede mną partia kilku łuków zakończonych dwoma nawrotami na świeżo wyasfaltowanych rondach. W głośnikach radioodtwarzacza soczysty bas wybijał "Out of Control" od Darude, królującego w klubach dobrych 10 lat temu. Miałem chwilę zawahania, czy to aby właściwa muzyka do sprawdzania limitów przyczepności przednionapędowego auta o mocy 265 KM... Na fali wybuchu mocy zapomniałem jednak o ironicznym tytule piosenki i rzuciłem wyzwanie miejskim szykanom i nawrotom. Z tych pierwszych Cupra wychodzi zdecydowanie obronną ręką, popisując się wspaniałą przyczepnością i precyzją kierowania, na drugich zaś lubi czasem pokazać podsterowne rogi. Lepiej nie drażnić za bardzo hiszpańskiego byka...

Po paru minutach obłędnej zabawy stanąłem w zatoczce parkingowej, by dać chwilę wytchnienia genialnym hamulcom, które potrafią zatrzymać Cuprę R ze skutecznością godną kotwicy. Był to też moment na zastanowienie: dla kogo jest ten samochód i czy w ogóle da się nim jeździć na co dzień? Dywagacje o pojemności bagażnika (przyzwoite 341 l) i spalaniu (w trasie, bez szaleństw niecałe 10 l/100 km) byłyby tu chyba nie na miejscu. Leon Cupra R to bezkompromisowa maszynka do dawania satysfakcji z jazdy.

Ktoś powie, że obudowy kubełkowych foteli będą przeszkadzały pasażerom drugiego rzędu, inny wytknie, że zawieszenie to totalna "decha", a podczas deszczu nawet na trzecim biegu koła bezradnie buksują przy byle mocniejszym nadepnięciu na gaz. I co z tego? Życie z takim samochodem to stek pozbawionych trzeźwego kalkulowania wyrzeczeń, na które trzeba zdecydować się w pełni świadomie. Przelewając przy okazji ponad 110 tys. na konto dealera SEAT-a.

Koncentrat wrażeń
Najmocniejszemu Leonowi niczego nie brakuje. Nie trzeba dokładać mu napędu na tył i zmiękczać zawieszenia. Jest esencją wariackich doznań. Zapewnia przyspieszone tętno - wymaga respektu i licznych wyrzeczeń. Momentami straszy nieprzewidywalnością, ale też gasi dzikie pragnienie prędkości zapewniając fenomenalne strzały adrenaliny. Już wiecie, dlaczego ta krótka, nocna przejażdżka sprawiła, że tamtej nocy położyłem się spać w poczuciu dobrze "zmarnowanego" dnia... Przekładałem się z boku na bok, a wewnętrzny niepokój szeptał, że gdzieś w otchłani podświadomości pozostała cząstka nienasycenia obłędną żądzą wrażeń... Zasnąłem dopiero, gdy spadły pierwsze krople deszczu. Czasem problemy ze snem wcale nie przeszkadzają...

Zdjęcia nr 08, 10, 11, 13, 14, 17 i 18 pochodzą z materiałów prasowych SEAT-a.