Toyota Prius 1.8 HSD Prestige FL

W imię ekologii auta stają się coraz bardziej skomplikowane. Silniki spalinowe wspomagane są elektrycznymi, miejsce żarówek zajmują diody LED, a stal wypierają lekkie materiały. By sprawdzić, czy to wszystko działa, wyruszyliśmy Toyotą Prius do Elektrowni Kozienice w poszukiwaniu energii.

Przyznam szczerze, że nigdy nie wierzyłem w hybrydy. To trochę jak popijanie kawy herbatą. Wiadomo, który napój daje lepszego "kopa". W końcu powiedzcie sami: jeśli coś jest poruszane prądem, to czy może być równocześnie napędzane benzyną? Na dokładkę hybrydy mają umożliwiać oszczędzanie paliwa. Trudno w to uwierzyć.

Tak samo jak w to, że od prezentacji pierwszej Toyoty Prius minęło już 15 lat. Japończycy zdążyli przez ten czas sprzedać ok. 2,5 miliona sztuk tego modelu. Efektem rosnącej popularności napędu hybrydowego jest oferta dla Stanów Zjednoczonych, obejmująca na chwilę obecną 5 różnych spalinowo-elektrycznych Toyot. Typ napędu, który niegdyś uchodził za dziwactwo, dziś wzbudza niemałe zainteresowanie także wśród konkurencyjnych marek europejskich. Przykładów naśladownictwa nie trzeba szukać długo: Peugeot 508 RXH, Mercedes Klasy E 300 BlueTEC HYBRID czy BMW 5 ActiveHybrid. Czasy, gdy synonimem słowa "hybryda" była Toyota Prius, zaczynają więc powoli przechodzić do historii.

To wszystko podpowiada mi, że najwyższa pora, aby przyjrzeć się z bliska dość skomplikowanej technologii pozwalającej zaoszczędzić choć odrobinę horrendalnie drogiego paliwa. Dlatego wyruszam tropem woltów, kilowatów i spalin. Uzbrojony w najnowszy model Priusa po faceliftingu, w toku krótkiej wyprawy do fabryki prądu - Elektrowni Kozienice, postaram się odnaleźć i wykorzystać nadwyżki beztrosko trwonionej energii i uwierzyć w spalinowo-elektryczny cud. Zaczynamy!

Moje pierwsze wrażenia...
...w kontakcie z Priusem zdają się potwierdzać wątpliwości co do sensu skomplikowanych rozwiązań stosowanych w hybrydach. Oto bowiem zbliżam się do Toyoty, a ta wykrywa elektroniczny klucz spoczywający w mej kieszeni i wita mnie uruchomieniem oświetlenia wnętrza. Po takiej pokazówce już wiem, że mam przed sobą jeżdżący komputer napakowany mnóstwem elektronicznych gadżetów, które choć służą kierowcy, to przecież ponoć również podwyższają zużycie energii, a co za tym idzie wpływają zapewne na wzrost średniego spalania...

Trzeba Wam wiedzieć, że Prius może mieć na swoim pokładzie całe multum elektrycznych i elektronicznych bajerów: zdalnie sterowaną klimatyzację obsługiwaną z pilota systemu bezkluczykowego, system audio sygnowany przez firmę JBL, kamerę cofania z pomocnikiem parkowania, który sam kręci kierownicą i lokuje auto w wybranym przez nas miejscu, tempomat z radarem dystansu od poprzedzającego pojazdu, nawigację i reflektory ksenonowe. Zapytacie: jak to możliwe, że wszystkie te dodatki umieszczono w oszczędnym samochodzie, który z założenia ma jak najrozsądniej gospodarować paliwem? Przecież każdy element wyposażenia to kolejne waty energii, generowane przez silnik spalinowy... Czy jest szansa na to, by Prius był choć w połowie tak doskonały, jak jego sława sięgająca wielkiego napisu "Hollywood" i dziwacznych gustów gwiazd szerokiego ekranu, wybierających Toyotę jako swój środek transportu?

Pierwsze kilometry...
...spędzone za grubą, spłaszczoną u dołu wieńca kierownicą spalinowo-elektrycznej Toyoty to powolny przemarsz w warszawskich korkach. Obserwując kolorowy centralny wyświetlacz, ukazujący sposób przepływu "energii życiowej" auta, staram się nie zagapić i nie wjechać w tył sunącego przede mną samochodu. Trzecia generacja Priusa uzyskała wprawdzie 5 gwiazdek w testach zderzeniowych NCAP, ale lepiej skupić się na prowadzeniu i nie sprawdzać poziomu bezpieczeństwa biernego. Jest w końcu piękny, czerwcowy dzień i nie potrzeba mi problemów. Po krótkim rekonesansie wykonanym w kabinie Toyoty pojawia się pewne zaskoczenie.

Większość szarych tworzyw sztucznych użytych do wykończenia wnętrza Priusa jest twarda jak skała i do tego szorstka. Z jednej strony poziom montażu jest przyzwoity, ale z drugiej wpadki jakościowe i ergonomiczne w rodzaju boczków drzwi poruszających się podczas otwierania szyb czy też braku nawiewów dla tylnej kanapy każą mi zastanowić się, czy aby na pewno siedzę w samochodzie za ponad 100 tys. zł. Dlaczego tak jest?

Otóż w Priusie płacimy za to, czego nie widać gołym okiem. Sercem i duszą ekologicznej Toyoty jest przecież jej sprytny napęd. Wszystko inne, łącznie z tworzywami sztucznymi (z których jeden rodzaj plastiku wytwarzany jest z naturalnych składników), podporządkowano tu ekologii. Prius ma sprzyjać czystości pięknego nieba nad naszymi głowami, z którego powoli zaczyna lać się żar.

Tymczasem wewnątrz Toyoty...
...panuje komfortowe 21 stopni Celsjusza. Z ciekawości i dla zabicia czasu otwieram elektrycznie sterowany szyberdach, za którym umieszczono panele z bateriami słonecznymi zasilającymi wentylator kabinowy. To sprytny gadżet, dzięki któremu nawet po dłuższym postoju w pełnym słońcu, wewnątrz Toyoty nie panuje temperatura porównywalna z piekarnikiem, a co najwyżej z kuchenką mikrofalową... Ale moje nerwy są zimne jak stal. Stoję w gigantycznym korku na ul. Puławskiej i nic nie jest w stanie mnie zdenerwować. Nawet gość w czarnej Xsarze VTS, który postanawia oznajmić wszystkim istotom wokół nie będącym krowami, że jego auto nie ma klimatyzacji, za to jest wyposażone w 4 głośniki i radioodtwarzacz...

Prius pokryty perłowobiałym lakierem (dopłata 3200 zł) z pozoru jest czystym przeciwieństwem wszystkich buczących i skaczących wynalazków drogowych. Ale tylko z pozoru. Dziwnym sposobem pomimo "dziadowatego wizerunku" tego modelu, Toyota codziennie ściąga na siebie wzrok wielu przechodniów. W jaki sposób tego dokonuje? Prius może pochwalić się całkiem dynamiczną linią nadwozia. Powiedziałem "dynamiczną"? Tak - nie śmiejcie się. Obecna generacja eko-Toyoty wyposażona w 17-calowe koła nie tylko wygląda ciekawie, lecz również ma na swoim koncie bardzo dobry współczynnik oporu powietrza Cd równy 0,25. Jeśli w tym momencie zastanawiacie się, czy 17-ki o profilu 45 nie psują w mieście komfortu jazdy, odpowiem od razu - tak, robią to. Jest jednak również druga strona medalu. Szerokie niskoprofilowe opony pozytywnie wpływają na precyzję prowadzenia Toyoty, co wyraźnie odczuwa się na trasie. Będę miał okazję doświadczyć tego, gdy tylko wydostanę się z centrum Warszawy...

Ostatnie światła przed wylotem na Piaseczno...
...a ja zaczynam zadawać sobie pytanie, gdzie do licha podział się silnik Priusa? Przez 20 minut jazdy w korku nie udało mi się usłyszeć benzynowego motoru Toyoty ani razu. Właśnie tu przechodzimy do sedna sprawy. Podczas spokojnego ruszania z miejsca wykorzystywany jest wyłącznie napęd elektryczny o mocy 80 KM (moment obrotowy 207 Nm!). Słychać wtedy odgłos przypominający Melexa oraz szum toczących się opon. Gdy stoimy w zatorze, wszystkie urządzenia pokładowe czerpią prąd z akumulatorów. W samochodzie działają więc: klimatyzacja, radio i inne komfortowe dodatki. Dopiero kiedy poziom naładowania baterii spadnie do minimum, załączy się silnik spalinowy. Jednostka oprócz poruszania samochodu ma za zadanie również doładowywanie baterii za pośrednictwem generatora.

Wszystko to dość skomplikowane, lecz jak się okazuje - działa skutecznie. Brnąc przez parę kilometrów gęstego korka, przy lekkim traktowaniu pedału gazu, jest szansa na to, aby nie spalić w Toyocie ani litra benzyny! Dlatego właśnie średnie testowe zużycie paliwa na dystansie 100 km pokonanych w mieście wyniosło ok. 4,8 l.

Przypominam, że Prius jest w pełni użytecznym autem. Mieści w swoim wnętrzu 5 osób, a jego bagażnik "łyka" 445 l ładunku. Pojazd waży przy tym rozsądne 1420 kg, co biorąc pod uwagę obecność baterii zamontowanych za tylnymi siedzeniami, nie jest wcale tragicznym wynikiem. Średnio to o ok. 100 kg więcej od współczesnych aut kompaktowych (coś jakbyście wozili teściową w bagażniku, nie mogąc się zdecydować, do którego lasu pojechać). Czy zatem elektryczny cud rzeczywiście działa? Zobaczmy jak Toyota radzi sobie w trasie. Wreszcie wyjeżdżam na drogę prowadzącą do Kozienic. Kierunek - elektrownia. W poszukiwaniu roztrwonionej energii...

Bolka trampki na loterii?
Szosa wiedzie przez spokojne miejscowości położone nieopodal Warki. W jednej z nich zarządzam krótki postój, by uwiecznić Toyotę na zdjęciach zrobionych w idyllicznej scenerii stawów ukrytych w niewielkim zagajniku. Miejscowi trzymający całodobową wartę pod sklepem o profilu wybitnie monopolowym natychmiast wychwytują moją obecność. Jeden z nich po paru minutach namysłu podchodzi do mnie lekko chwiejnym krokiem (coś jak strafe w Quake-u), po czym wypytuje o "ładne autko dobrodzieja".

Nim na poważnie rozkręcam się w opowieściach o działaniu bezstopniowej skrzyni CVT Priusa (dzięki niej silnik specyficznie wyje) i podwójnym układzie chłodzenia (z drugim obiegiem dla baterii), autochton bezceremonialnie oznajmia mi, że bardziej niż samochód obchodzi go parę groszy na wino. Cytując rozmówcę: "Przegrany jestem dzisiaj jak Bolka trampki na loterii - poratuj Pan"... Cóż, w końcu zaoszczędziłem w mieście na paliwie, więc wspieram biedaka symboliczną złotóweczką i czym prędzej uciekam w dalszą podróż, nim spadnie na mnie grono kolegów spod sklepu...

W dalszej drodze towarzyszy mi przede wszystkim cisza. Dźwięki płynące spod maski Toyoty wytłumiono bowiem na tyle skutecznie, że spokojnie operując gazem, trudno jest zorientować się, kiedy jedziemy na prądzie, a kiedy na benzynie. Przy naładowanych akumulatorach w tempie ok. 60 km/h Prius potrafi przebyć całą miejscowość bez pomocy motoru spalinowego. To mi się podoba. Toyotę można też zablokować w trybie całkowicie elektrycznym, ale ujedziemy wtedy maksymalnie 2 km. Trochę mało.

Dużą niespodziankę stanowi układ kierowniczy z elektrycznym (a jakżeby!) wspomaganiem. Jest całkiem dobry jak na samochód, który zawsze postrzegałem w kategoriach auta wyizolowanego od świata emocji prawdziwych świrów motoryzacyjnych. Kierownica pracuje z należytym oporem i pozwala nieźle wyczuć Toyotę w zakrętach. Oczywiście Prius do sportowej jazdy nie służy, o czym przypomina zawieszenie, które lubi czasem "bujnąć" na pofałdowaniach jezdni. Przyspieszenia, jakie zapewnia hybryda, nie rzucają może na kolana, ale trudno nie określić ich jako "wystarczające" (10,4 sek. do setki). Gdy obserwuję zestaw elektronicznych zegarów, który w miejscu paliwomierza po 100 km jazdy wciąż pokazuje prawie maksymalną wartość, od razu poprawia mi się humor. Postanawiam raz jeszcze zatrzymać się w drodze, by kupić coś zimnego do picia i rozprostować nieco nogi.

Nie ma wtrysku bezpośredniego - czyli da się założyć gaz...
Tak zaczyna się moja rozmowa z przygodnym kierowcą zainteresowanym napotkaną na stacji benzynowej Toyotą. Nieznajomego najbardziej ciekawi silnik spalinowy: 1,8-litrowa jednostka z systemem zmiennych faz rozrządu pracująca w cyklu Atkinsona pozwalającym zaoszczędzić nieco paliwa. Motor wyposażono w elektryczną pompę cieczy chłodzącej i bezobsługowy łańcuch rozrządu. Zamiast klasycznego rozrusznika spalinowy napęd uruchamiany jest za pośrednictwem generatora wykorzystywanego do ładowania baterii. Z ciekawostek eksploatacyjnych warto wspomnieć też, że inżynierowie Toyoty przewidują żywotność klocków hamulcowych zastosowanych w Priusie na... 100 000 km. Opowiadam o wszystkich tych rzeczach z niemałym poruszeniem, po czym mierzę pytającym spojrzeniem pana ze stacji. Nastaje chwila ciszy.

"Tu bez komputera za bardzo nie podejdziesz. Wolę moją Omegę, ale fajny gadżecik" - kwituje na odchodne, po czym żegna mnie uśmiechem malującym się na jego twarzy. Widzę to lekko drwiące spojrzenie, gdy oddalam się całkowicie bezszelestnie. Dziwne uczucie...

Tak samo jak niepokój, który panuje na terenach położonych w niedalekim sąsiedztwie Elektrowni Kozienice. Wraz z kolejnymi kilometrami pojawiającymi się na liczniku Toyoty, jestem coraz bliżej celu. Krajobraz wokół auta zaczyna robić się coraz bardziej "fabryczny" i surowy. Wielkie słupy do przesyłu energii co pewien czas wyzierają zza drzew Puszczy Kozienickiej. Mijam żółty drogowskaz "Elektrownia 2 km" i skręcam w drogę dojazdową. Dotarłem.

To tu wytwarzany jest prąd, który beztrosko wykorzystujemy każdego dnia włączając światło, prasując koszule i ładując nasze telefony oraz laptopy. Tak - niedaleko Kozienic powstaje "brudna energia" pozyskiwana z węgla. Samo składowisko odpadów ma przeszło 300 hektarów powierzchni. Z drugiej strony trzeba Wam też wiedzieć, że od czasów ukończenia budowy elektrowni (tj. od 1979 roku) wiele się tu zmieniło na korzyść Matki Natury. Zamontowano skuteczne filtry ograniczające emisję pyłu, wprowadzono możliwość spalania biomasy oraz zredukowano zanieczyszczenie atmosfery tlenkami azotu i siarki. Elektrownia nie pobiera wód głębinowych, zadowalając się jedynie wodą z Wisły, a odpady są w 60 proc. zagospodarowywane (m.in. do produkcji materiałów budowlanych). Pytanie, czy czegoś Wam to wszystko nie przypomina?

Stojąc na parkingu przed elektrownią, wpatruję się w potężne, dymiące kominy i myślę o Priusie. W przypadku Toyoty też mamy do czynienia z unowocześnianiem trucicielskiej technologii, która na dobrą sprawę musi kiedyś ustąpić miejsca nowszym rozwiązaniom. Czy nam się to podoba czy nie, fakt jest taki, że silnik spalinowy, który zdążyliśmy pokochać przez ostatnie 100 lat, pewnego pięknego dnia zejdzie ze sceny pokonany.

Na razie jednak (na szczęście dla maniaków klasycznej motoryzacji) wszystko wskazuje na to, że myśl techniczna nie spłodziła jeszcze genialnego zielonego napędu zdolnego zepchnąć z piedestału starego dobrego spalinowca. A hybrydy... Cóż. Prius udowadnia, że rzeczywiście pozwalają zaoszczędzić parę litrów benzyny i pozbyć się chwilowych eko-wyrzutów sumienia. Są jednak trochę jak segregacja i składowanie śmieci. Wszystkiego nie posortujemy, a odpadów i tak wciąż będzie przybywało. Tyle, że wolniej...

Plusy:
+ niskie spalanie
+ bardzo dobrze wyciszone wnętrze
+ całkiem sensowny układ kierowniczy
+ trzecia generacja wreszcie wygląda nieźle

Minusy:
- na 17-calowych kołach komfort resorowania jest ograniczony
- fotelom brakuje podparcia bocznego
- szare i twarde wykończenie wnętrza

Podsumowanie:
Jak na tak skomplikowany technicznie samochód, Prius jest zaskakująco łatwy w użytkowaniu. Triki z oszczędzaniem benzyny rzeczywiście działają! Tylko dlaczego po tylu latach produkcji technologia hybrydowa wciąż nie chce stanieć do akceptowalnego poziomu?