Volvo XC60 T6 AWD Summum Polestar

Pewnego zimowego wieczora, przy kuflu grzanego piwa, dobitnie przekazywałem koledze mój stosunek do SUV-ów. 'Nie lubię ich' - wykrzykiwałem. W tym momencie rozległ się dźwięk SMS-a: 'Jutro, 9:30 odbierzesz Volvo XC60. Liczę na ciekawy tekst, Naczelny'. Tak zaczęła się przygoda ze szwedzkim SUV-em.

Zastanawialiście się kiedyś nad znaczeniem nazwy SUV? Sport Utility Vehicle, co można przetłumaczyć jako samochód sportowo użytkowy. Takie właśnie określenie pasuje mi zdecydowanie bardziej do Toyoty GT86 z przyczepą niż do auta o aerodynamice szafy gdańskiej, ze zdolnościami terenowymi na poziomie kosiarek ogrodowych! Właściwości użytkowe? Bardzo często Skoda Octavia w nadwoziu kombi jest w stanie przewieźć więcej.

Ok, rozumiem wszystkie argumenty mówiące o dużym komforcie podróżowania, sporej przestrzeni we wnętrzu oraz szeregu zalet związanych z nieco większym prześwitem. Zastanawia mnie tylko dlaczego te wszystkie cechy idealnie sprawdzające się podczas długich, nie tylko wakacyjnych podróży, zostają wystawiane na ciężkie miejskie sprawdziany? Powiecie, kto bogatemu zabroni (SUV-y nie należą do najtańszych aut) publicznego okazywania swojego statusu społecznego? Stać mnie i lubię wszystko co duże! A może właśnie to duże, na czterech kołach skutecznie przysłoni coś, co jest (za) małe?

Jakoś to będzie
No cóż, drugim Jobsem raczej nie będę, Kopernik się nie nazywam, a moje nazwisko co najwyżej może przywodzić na myśl Smoleńsk. Jakoś trzeba żyć i sprawdzić, co to Volvo XC60 potrafi. Humor poprawia mi nieco fakt, że nie jest to SUV z rodziny tych największych. Mierzy raptem 4628 mm długości, ma 1891 szerokości i nawet nie waży dwóch ton (dokładnie 1771 kg). Może nie będzie tak źle!

Gdy po raz pierwszy ujrzałem egzemplarz, z którym miałem spędzić najbliższe kilka dni, na mojej twarzy zagościł olbrzymi uśmiech. Gdyby nie uszy, uśmiech ten zapewne przeciąłby moją głowę na pół i nie czytalibyście tego tekstu. Czym była spowodowana owa reakcja? Nie, nie, nie białym kolorem lakieru, który jednoznacznie kojarzył mi się z czystością i dziewictwem. Również ciekawie narysowana linia tylnych świateł nie była tym, co zwiększyło mój puls.

O czym więc mowa? T6. Właśnie takie niewielkie oznaczenie widniało na tylnej klapie bagażnika. Co prawda nie oznaczało ono, że pod maską pracuje jakaś ulepszona wersja Terminatora, jednak dawało mi jasno do zrozumienia, że za napęd mojego egzemplarza odpowiadać będzie 3-litrowa, turbodoładowana jednostka R6 o mocy 304 KM. Czy ja mówiłem coś o tym, że nie lubię SUV-ów? Musiało zajść jakieś nieporozumienie, przecież to są bardzo fajne samochody!

Dodatkowo, jak uświadomił mi miły pracownik salonu, egzemplarz, do którego kluczyk trzymam w prawej ręce, dostał dodatkową pigułkę szczęścia od firmy Polestar. Efekt? 329 KM oraz 480 Nm (odpowiednio o 25 KM oraz 40 Nm więcej niż w serii). Wrodzona słabość do wszystkiego co mocne, duże, szybkie i paliwożerne od razu przysłoniła moje oczy. Chęć sprawdzenia, co to auto potrafi w praktyce, była ogromna.

Volvo jak (nie) Volvo
Hola, hola! Zapewne też chcielibyście wiedzieć, jak ponad trzystukonny agregat sprawdza się w tym SUV-ie? Ostudźcie jednak swoje emocje, niczym chłodny skandynawski wiaterek i z filiżanką ciepłej herbaty przyjrzyjcie się temu modelowi. Podobno grono użytkowników SUV-ów stanowią kobiety. Na pierwszy rzut oka może wydawać się to dziwne, że tak drobne i wątłe istotki nie lubują się jedynie w błękitnych Citroenach C3 czy Nissanach Micra. Po bliższej analizie trudno jednak się dziwić, że kobiety lubią wszystko, co duże, a takie niewątpliwie są Sportowo Użytkowe Vehicle, przepraszam: Pojazdy.

Bezpieczeństwo także odgrywa tu dużą rolę, a swoją cegiełkę dokłada także fakt patrzenia na wszystkich z góry bez konieczności zakładania obcasów. Jak się okazuje, nie tylko mężczyźni są wzrokowcami. Także kobiety potrafią kupić daną rzecz "oczami", a model XC60 naprawdę może się podobać.

Może się podobać nie tylko kobietom, bo np. podoba się również mi, a tego, że jestem z Marsa, a nie z Wenus, jestem pewien na 100%. Stylizacja nadwozia XC60 przywodzi na myśl wszystkie współczesne modele tej szwedzkiej marki. Gdyby w rurę wydechową modelu V40 włożyć grubą słomkę i nieco podmuchać, otrzymalibyśmy coś bardzo podobnego do mojego egzemplarza.

Fani marki powiedzą, że XC60 nie wygląda jak typowe Volvo bo nie jest kanciaste. Trudno się z nimi nie zgodzić. Pytanie tylko, czy gdyby nadwozie XC60 było pełne kątów prostych i wyglądało niczym Tarpan, podobałoby się kobietom? Pokażcie mi osobę płci pięknej, która wzdycha na widok starej 740-tki, a przez tydzień będę rozdawał w IKEI ulotki salonu Black Red White.

Wystarczy!
Wystarczy już tego biadolenia o szwedzkim podejściu do designu motoryzacyjnego! Może wreszcie sprawdzę, co to auto potrafi w ruchu?! Powoli. Spokojnie. Na wszystko przyjdzie pora. Tak czy owak pakuje się do środka i rozsiadam wygodnie w fotelu pokrytym jasną skórą (zapewne z jakiegoś skandynawskiego morsa). Pozycja za kierownicą? Hmm... Siedzę stosunkowo wysoko, dzięki czemu bardzo dobrze widzę wszystko, co otacza pojazd. Moją czuprynę od dachu (szklanego, a jakże!) dzieli dobre kilkanaście cm.

Nie do końca wiem, jak ocenić stylistykę kabiny w Volvo XC60. Z jednej strony czuć tutaj unoszący się w powietrzu szwedzki klimat (nie mam na myśli zapachu mebli z IKEI) z drugiej całe wnętrze wygląda dokładnie tak samo jak np. w modelach S60 czy V40. (w V40 zupełnie inne są tylko zegary). Co prawda kokpity różnych modeli BMW czy Mercedesa także nie różnią się zbytnio od siebie, ale nie ukrywam, że z miłą chęcią zobaczyłbym nowy pomysł Volvo na chłodny i minimalistyczny design kabiny.

Swoją drogą wyrazy minimalistyczny oraz zachowawczy zdecydowanie nie pasują do ilości różnego rodzaju przycisków i pokręteł znajdujących się na konsoli środkowej. Wpakowanie kompletnej klawiatury numerycznej wraz z przypisanymi do konkretnych cyfr literami przypomina mi limuzyny z lat 90-tych. Jednak przy bliższym poznaniu obsługa wszystkich elektronicznych "umilaczy", jakie znalazły się na pokładzie, nie okazuje się zadaniem trudniejszym niż zdanie teoretycznego egzaminu na prawo jazdy. Na pierwszy rzut oka przytłaczać może bardzo rozbudowane menu systemu multimedialnego, które de facto w 3/4 zapełnione jest ustawieniami funkcji i systemów dotyczących bezpieczeństwa. Zresztą czy mogłem spodziewać się czegoś innego? Przecież to Volvo!

Zaznaczę jeszcze, że tylna kanapa jest równie wygodna co przednie fotele, a ilość miejsca jest na niej wystarczająca. Przy ustawieniu fotela kierowcy pod moje preferencje (mam 180 cm wzrostu, a na mojej wadze łazienkowej skończyła się już skala) bez problemów jestem w stanie usiąść "sam za sobą". Bagażnik? Może nie największy w klasie (495 litrów), ale bardzo foremny.

Zaraz, zaraz. Siedzę w aucie o mocy 329 KM, pod którego maską drzemie doładowana, 3-litrowa jednostka o 6 cylindrach w rzędzie, a ja Wam mówię o ilości miejsca na tylnej kanapie i bagażniku?! Chyba się starzeję.

Safety Car
Nie mogę dłużej czekać! Czuję, że to jest właśnie ta chwila! Zapinam pasy, biorę głęboki oddech, a palec wskazujący prawej ręki ląduje na przycisku "Start Engine". Mocne, mechaniczne, szwedzkie serce budzi się do życia, mrucząc przy tym niczym żubr czekający na polanie. Czuje się jak po wypiciu puszki Tigera bez zagrychy. Uwaga, nadchodzę!

Drążek 6-biegowego automatu (jedyna skrzynia dostępna do wersji T6) ląduje w pozycji "Drive" i powoli ruszam ku przygodzie. Jeszcze tylko trzeba minąć pobliski fotoradar i prawy pedał brutalnie poczuje moc drzemiącą w podeszwie mojego buta. Nareszcie jest! Długi kawałek prostej. Skrzynia redukuje bieg, silnik ryczy, moje ciało zostaje wciśnięte w oparcie fotela i... rany boskie! Co to za ustrojstwo? W ułamku sekundy ekstaza przeradza się w strach.

W momencie, gdy delektowałem się przyspieszeniem, niejaki "pan system" zapobiegający kolizjom wyłączył mi radio, zaczął piszczeć tak głośno jakbym co najmniej kopnął go w przyrodzenie, a na pół przedniej szyby wyświetlił czerwony pasek alarmujący jakobym zbyt szybko zbliżał się do poprzedzającego pojazdu, który na moje oko był jakiś kilometr przede mną.

Ech, Ci Szwedzi i ich dbałość o bezpieczeństwo... Gdyby nazwę w/w systemu traktować dosłownie i nieco dosadnie, na odcinku 7 km ostrzegł mnie on o 20 kolizjach, które bym rzekomo spowodował. Na szczęście da się to wyłączyć, co z miłą chęcią uczyniłem. Jak się jednak okazało, to nie był koniec przygód z elektronicznymi aniołami stróżami.

W tym aucie co chwilę coś pika i brzęczy. A to, że jadę za szybko, za wolno, za blisko, za daleko. XC60 informuje mnie także, że jestem zmęczony. Skąd ono o tym wie?! Przecież nie pił ze mną whisky poprzedniego dnia! Zastanawiam się tylko, kiedy Volvo wygospodaruje dodatkowe miejsce w bagażniku na lekarza, którego będzie można kupić w salonie jako jedną z opcji dodatkowych.

Nie twierdzę, że wszystkie te systemy dbające za bezpieczeństwo są bezsensowne. Jednak przy kulturze polskich kierowców oraz codziennej walce o miejsce na swoim pasie w godzinach szczytu te wszystkie "ostrzegacze" stają się mocno irytujące. Tak na marginesie zapewne słyszeliście, że Volvo opracowało system bezpieczeństwa ostrzegający przed łosiami? A zastanawialiście się kiedyś, czy na potrzeby rynku australijskiego ten system rozpoznaje także kangury?

Wracając od mojego Volvo, śpieszę poinformować, że po kilku minutach gmerania po menu udało mi się dezaktywować wszystkie "przeszkadzacze". Zostałem tylko ja, auto i stado narowistych 329 rumaków czystej krwi skandynawskiej.

Sternik potrzebny od zaraz!
Pewny tego, że szanowny "pan system" zapobiegania kolizji nie zrobi mi kolejnego psikusa, korzystając z kawałka prostej i równej drogi wcisnąłem pedał gazu do samej podłogi. Przy ryku 6 cylindrów i syku turbosprężarki auto katapultuje się do przodu (100 km/h samochód osiąga w nieco ponad 7 s), unosząc dziób tak wysoko, że przez dłuższą chwilę doskonale oświetlam biksenonowymi reflektorami tablice informacyjne znajdujące się nad drogą. Natomiast przy mocniejszym hamowaniu oślepiam przez otwory w studzienkach kanalizacyjnych bezdomnych buszujących w kanałach.

Takie zachowanie nie nastraja mnie pozytywnie przed wjazdem na kręte odcinki dróg. Zwalniając nieco tempo podróży, odkrywam drugą, a właściwie podstawową naturę Volvo. To auto jest tak komfortowe i tak rozleniwiające przy spokojnej jeździe, że śmiało może służyć jako środek nasenny dla niemowląt. Tylko po co mi w takim razie te 329 KM i 480 Nm momentu obrotowego?!

Raz się żyje! Może na zakrętach nie będzie tak źle. Błąd. Jest źle. Samochód mocno się przechyla, fotele nie zapewniają dostatecznego trzymania bocznego, a walka z podsterownością wywołaną m.in. przez ciężki silnik przechodzi momentalnie w walkę z nadsterownością, która jest "zasługą" systemu Haldex. Co prawda dzięki niemu wyjedziecie z nieodśnieżonego parkingu lub nie ugrzęźniecie na polnej drodze, jednak w momencie dynamicznej jazdy napęd tylnej osi dołączony jest zbyt gwałtownie i zbyt późno.

Być może aktywne zawieszenie Four-C, które analizuje 500 razy na sekundę nawierzchnię po jakiej aktualnie się poruszam, będzie w stanie utrzymać w ryzach to auto. Z dostępnych trzech trybów pracy zawieszenia ("Comfort", "Sport" oraz "Advanced") wybieram ten najbardziej sportowy i najbardziej hardcorowy, czyli "Advanced". Samochód jest wyraźnie twardszy, co poczułem dość dobitnie na moich pośladkach, wjeżdżając w jedną z miliona miejskich dziur w asfalcie. A jak będzie na zakrętach? Niestety, jest tylko trochę lepiej. Samochód w dalszym ciągu nie prowadzi się precyzyjnie i pomimo dużych chęci i starań zdecydowanie bardziej wolałem korzystać z potencjału silnika podczas jazdy na wprost.

Ponad 300 koni oraz niespełna 500 Nm momentu obrotowego naprawdę nie znają słowa "fajrant" czy "niemożliwe". Z dużym impetem pchają niemałe przecież Volvo do przodu od praktycznie każdej prędkości. Po ponad 200 przejechanych kilometrach XC60 T6 Polestar przywodzi mi na myśl stare, amerykańskie muscle cary, które wybitnie nie lubiły zakrętów lub zachowując oczywiście wszystkie proporcje - Renault Clio V6.

Zarówno spokojne oraz kobiece (?) Volvo jak i standardowe, miejskie Clio nie zostały stworzone do szaleństw. Jednak ktoś mający władzę w danej marce odważył się wsadzić do tych niepozornych samochodów mocny silnik. W przypadku Volvo szkoda tylko, że ten ktoś zapomniał o dostosowaniu do potencjału jednostki napędowej pracy układu kierowniczego oraz zawieszenia.

Zauważyliście, że do tej pory bardzo mało wspominałem o 6-biegowej przekładni automatycznej? Jej działanie tak miło mnie zaskoczyło, że zupełnie nie zwracałem na nią uwagi. Po prostu włączałem tryb "Drive" i dawałem się ponieść.

Jesteś szalona!
Przyznam się Wam szczerze, że nie do końca potrafię jednoznacznie ocenić testowany przeze mnie egzemplarz. Z jednej strony mocna jednostka napędowa chłonie paliwo wiadrami (średnio 18 l/100 km), samochód ewidentnie nie przepada za szybciej pokonywanymi łukami, a cena jak to w klasie premium na pewno nie pochodzi z promocji w Biedronce (ceny wersji T6 zaczynają się od 205 300 zł).

Z drugiej jednak strony to właśnie ten paliwożerny, ale i bardzo mocny silnik sprawia, że stonowane auto dla spokojnej głowy rodziny staje się szalonym i nieokiełznanym chuliganem, który dopiero co wyszedł z przegranego meczu swojej ulubionej drużyny. Czy gdyby było mnie stać, kupiłbym tę wersję? Na pewno nie kupiłbym jej swojej żonie. Matce i kochance też nie. No chyba, że którakolwiek z nich nazywałaby się Inessa Tushkanova. W przeciwnym wypadku bardziej racjonalnym wyborem będą wysokoprężne wersje ze świetnymi 5-cylindrowymi silnikami pod maską (ceny wersji D3 z silnikiem o mocy 136 KM zaczynają się od 134 200 zł) Co prawda nie są one tak wulgarne i szalone (akurat to słowo jak mało które nie pasuje mi do Volvo) jak jednostka R6 Turbo, ale także nie prowokują do ostrej jazdy i nie próbują podczas chwili nieuwagi swojego właściciela urwać się ze smyczy.

A co w przypadku, gdy ktoś w salonach samochodowych wybiera absolutnie topowe wersje tylko dlatego, że go na nie stać? Oczywiście nie zamierzam przestrzegać przed zakupem XC60 z oznaczeniem T6. Warto wtedy wysupłać dodatkowe 1100 euro na pigułkę szczęścia od Polestara. Być może 25 KM i 40 Nm więcej nie urywają głowy, ale świadomość bycia szybszym (oczywiście na prostej) od 99% napotkanych na drodze XC60 dla wielu ludzi potrafi być bezcenna.

Plusy:
+ komfort podróżowania (przy spokojnej jeździe)
+ mocarny silnik zapewniający dobre osiągi (na prostej)
+ szerokie wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa (dla niektórych to największa zaleta Volvo)
+ dobra jakość wykonania i bardzo miła skóra na fotelach (mmmmmmmm!)
+ dobra widoczność oraz pozycja za kierownicą (ukłon nie tylko w stronę kobiet)
+ szalone auto (szalone Volvo?)

Minusy:
- auto panicznie boi się szybciej pokonywanych zakrętów (aaaaaaaa!)
- po pierwszym takim zakręcie również kierowca zacznie panicznie bać się szybciej pokonywanych zakrętów (aaaaaaaa!)
- potencjał silnika marnowany przez zawieszenie oraz układ kierowniczy (Volvo why?)
- dbające o bezpieczeństwo kierowcy zaawansowane systemy potrafią być irytujące (witamy w Polsce!)

Podsumowanie:
Spokojny, kobiecy i stonowany szwedzki SUV z nieprzyzwoicie szalonym silnikiem pod maską. Szkoda tylko, że dobre osiągi oraz szeroko pojęty sport kończą się tam, gdzie zaczyna się pierwszy zakręt.