Toyota Hiace Van 4x4 2.5 D4-D Terra

Tym razem szukamy specjalisty od brudnej roboty, auta, które nie boi się pracy w trudnym terenie, a przy okazji jest w stanie pomieścić konkretny ładunek - na przykład prowiant przeznaczony dla schroniska. Wymagania: duża ładowność i napęd na cztery koła. Diesel pod maską to obowiązek. Kto chętny?

Na pierwszy rzut oka sprawa wydaje się prosta: pickup. Oto najlepszy kandydat do bycia mistrzem od brudnej roboty. Dysponuje konkretnym silnikiem diesla, dobrymi właściwościami terenowymi, wygodnym miejscem pracy kierowcy i ładownością dochodzącą do 1000 kg. Jego podstawową wadą jest paka - co prawda może być odpowiednio duża (długość blisko 2,5 metra), jednak jest zupełnie odkryta, przez co nasz cenny ładunek jest narażony na zamoczenie, zabrudzenie itp. Owszem, można dokupić nadbudówkę, ale ta zdecydowanie ograniczy wysokość przestrzeni ładunkowej, nie wspominając już o tym, że popularnym "widlakiem" z paletą już pod takiego pickupa nie podjedziemy. Jaka rada?

Otóż bardzo prosta - kupić prawdziwego dostawczaka z napędem na cztery koła i podwyższonym zawieszeniem. Co prawda to rzadki widok na naszych ulicach, a ilość reprezentantów w tej klasie jeszcze mniejsza, ale to właśnie "złoty środek" dla tych, którzy chcą przewieźć ładunek w nietypowych warunkach drogowych (deszcz, błoto, śnieg) - wówczas napęd na cztery koła sprawdza się znakomicie. Biała furgonetka Toyoty wygląda raczej tradycyjnie, ale to nasz dzisiejszy typ do brudnej roboty. Nazywa się Hiace i w naszym teście występuje w bogatej wersji wyposażeniowej Terra ze 117-konnym silnikiem wysokoprężnym 2.5 D4-D.

Niepozorny z początku
Napęd na cztery koła to podstawa, co widać zresztą po dostawczej Hiace. Podwyższony do 20 cm prześwit i 15-calowe stalowe felgi o wzorze znanym raczej z aut pokroju Land Cruisera, to główne wyróżniki odmiany 4x4. Dzięki podniesionemu zawieszeniu oraz temu, że testowa wersja to najdłuższa odmiana nadwoziowa Hiace (długość 5240 mm, rozstaw osi 3430 mm), furgonetka wygląda jak jamnik na szczudłach. Zasługa w tym pewnie także niedużego rozstawu kół - z przodu wynoszącego 1550 mm, a z tyłu 1540 mm.

Poza tym nic nadzwyczajnego. Toyota Hiace dawno przestała przypominać płaskonosego Japończyka z silnikiem pod fotelem kierowcy, a stała się pełnowymiarowym samochodem dostawczym. Z ciekawszych detali warto wymienić podwójne migacze przy przednich reflektorach (po zewnętrzej oraz wewnętrznej stronie lampy), podwójne, przesuwane drzwi (seryjnie - zarówno z lewej jak i z prawej), czy wycieraczki na tylnych szybach (detal rzadko spotykany w tej klasie). Poza tym Hiace posiada dwie pary "uszu" - pierwsza z nich to duże boczne lusterka, druga to nieco mniejsze, ale również wyraźne... górne zawiasy tylnych drzwi.

Wehikuł czasu
Drzwi od kabiny otwierają się szeroko i zapraszają do 3-osobowego wnętrza. Niestety, materiały, stylistyka i "smak" panujący w kabinie Hiace pochodzą jeśli nie z początku, to na pewno z końca lat 90-tych ubiegłego stulecia. Deska jest archaiczna, plastiki śliskie i twarde w dotyku, a przełączniki niemalże z epoki kamienia łupanego. Rozumiem, że jest to nasz tytułowy wół do brudnej roboty (co zresztą widać po stopniu zabrudzenia elementów we wnętrzu Toyoty - nie do doczyszczenia), ale bez przesady.

Wygoda pracy kierowcy kończy się na regulowanym we wszystkich płaszczyznach fotelu z podłokietnikiem (mamy nawet osobną regulację wysokości przedniej i tylnej części siedziska), który i tak jest za miękki i męczy nasz kręgosłup już po godzinie jazdy. Miejsca na nogi też nie ma za dużo, prawą stopę ogranicza szeroka obudowa konsoli środkowej. Pozostali dwaj pasażerowie na podwójnej kanapie również nie zaznają przesadnego luksusu. Przynajmniej nad głowami miejsca w bród.

Rozrywki samochodowe
Przeczytałem ostatnio książkę, w której autor opisuje różnego rodzaju zabawy samochodowe, uprzyjemniające nam oczekiwanie w korku czy na parkingu pod marketem. Ja też mam pomysł na jedną we wnętrzu Hiace - znajdowanie elementów obsługi naszej furgonetki. Sadzamy delikwenta za kierownicą Toyoty i dajemy mu 5 sekund np. na ustawienie kierownicy (dźwignia ukryta za przełącznikiem wycieraczek), kolejne 5 sekund na opuszczenie szyby pasażera i zaryglowanie drzwi (losowo rozrzucone przyciski elektrycznego sterowania szybami i centralnym zamkiem na drzwiach kierowcy), następne 5 sekund na otworzenie wlewu paliwa (dźwigienka ledwo wystaje spod fotela kierowcy z prawej strony) i na koniec 5 sekund na podkręcenie radia (gałka lewa służy do zmiany częstotliwości, a prawa do regulacji głośności).

Można wprowadzić utrudnienie i "wpakować się" do Hiace w nocy - część przycisków nie jest podświetlana; tym większa frajda z ich znalezienia. Rada na koniec - nie sadzajcie kobiety za kierownicą, bo jeszcze wykona wszystkie polecenia przed upływem 5 sekund. Humorystyczne przedstawienie wad wnętrza Toyoty ma uzmysłowić, że osoba odpowiedzialna za ergonomię deski Hiace chyba zupełnie nie miała nigdy do czynienia z pojęciami "wygody i bezpieczeństwa za kierownicą". Owszem, do pewnych rozwiązań można się po jakimś czasie przyzwyczaić, ale konkurencja oferuje wnętrza znacznie przyjemniejsze i bardziej przyjazne użytkownikowi.

Niestety, to samo można powiedzieć o schowkach. Co z tego, że ten na konsoli środkowej jest wielkości zsypu blokowego i mieści wszystko, co mu wrzucimy (atlas, latarkę, dwa duże zestawy z McDonalds'a, zestaw narzędzi "Zrób to sam", podnośnik samochodowy, zbiornik na płyn do spryskiwaczy...), jak to praktycznie jedyny schowek w aucie. Pasażer ma przed sobą na szczycie deski rozdzielczej zagłębienie, z której wszystko "wyjeżdża", wysuwane uchwyty na kubki są daleko od kierowcy, a półka nad głowami jest wyjątkowo płytka. Wyciągany z oparcia środkowego pasażera schowek na dokumenty nie poprawia sytuacji. Nie wiedzieć czemu, przed pasażerem, w miejscu gdzie zazwyczaj znajduje się normalny schowek, mamy płaską deskę rozdzielczą. Na domiar złego zegary nie posiadają kontrolki zaświeconych świateł... O zgrozo, gorzej być nie może.

Może być już tylko lepiej
Po usadowieniu się w fotelu stwierdzam, że widoczność jak na auto dostawcze jest całkiem przyzwoita. Co prawda końca maski nie widać, ale łatwo go wyczuć. Wspomniane wcześniej duże lusterka boczne pozwalają naprawdę dobrze ocenić sytuację za samochodem, ale wewnętrzne (które oprócz środkowego zagłówka niewiele nam pokazuje) oraz tylne szyby z wycieraczkami przydają się jedynie wówczas, kiedy jedziemy "na pusto". Gdy pojawi się towar na pace, ratunkiem przy cofaniu zostają czujniki parkowania - Toyota nam je oferuje w kosztującym 6900 złotych Pakiecie Comfort, który zawiera również marnie grające przez dwa głośniki fabryczne radio CD (tak, to nieszczęsne...) oraz manualną klimatyzację.

Niestety, już po przejechaniu kilku metrów po podziemnym parkingu widać, że manewrowanie mierzącą ponad 5,4 metra długości Toyotą przypomina bardziej dokowanie promu Canaveral do stacji orbitalnej, niż jazdę samochodem dostawczym. Koszmarnie duży promień skrętu wynoszący 7,4 metra i duża średnica kierownicy powodują, że zwykły wyjazd z parkingu może zamienić się w koszmar - co zresztą dość wyraźnie widać po prawym tylnym błotniku naszej testówki. Ktoś nie wyczuł wymiarów...

Bez wątpienia jedną z największych zalet Toyoty Hiace, przede wszystkim jej przedłużanej odmiany, jest duża powierzchnia ładunkowa wynosząca 6,5 metra sześciennego. Do japońskiej furgonetki zapakujemy towary o maksymalnej długości dochodzącej do 2,78 m, szerokości do 1,65 m i wysokości do 1,42 m. Dostęp jest łatwy poprzez podwójne, szeroko otwierane przesuwane drzwi oraz dwuskrzydłowe tylne, które po zwolnieniu blokady otwierają się o 180 stopni - wjazd wózkiem widłowym z paletą jest możliwy z każdej strony. Wersja 4x4 legitymuje się ładownością wynoszącą 955 kg, co oznacza, że oprócz kierowcy spokojnie wejdzie "na pakę" jeszcze z 850 kg.

Powoli, ale do celu
Pod maską zagościł 2,5-litrowy turbodiesel z bezpośrednim wtryskiem Common Rail. Jednostka, gdy jest zimna, pracuje nieco zbyt nerwowo i trzęsie się jak osika, ale nawet przy blisko minus 20 stopniach nie odmawia posłuszeństwa i nie protestuje długim kręceniem rozrusznika. Długi, wystający z podłogi drążek zmiany biegów co prawda współpracuje z nami "z pewną nieśmiałością", ale także bez oporów. Jedynie jego drogi prowadzenia są wyraźnie długie - to jednak nie wyścigówka, tylko prawie ciężarówka, nie wymagam więc szybkiej zmiany i prezycji rodem z najlepszych tego typu urządzeń.

Jednostka jest głośna, a jej wyciszenie raczej przeciętne. Duży moment obrotowy wynoszący 294 Nm zaczyna się już od 1600 obrotów na minutę, co pozwala wcześnie zmieniać bieg na kolejny, a tym samym uniknąć hałasu w kabinie. W efekcie, jadąc 50-60 km/h możemy śmiało wrzucić "piątkę", a Hiace powoli, aczkolwiek ruchem jednostajnie przyspieszonym, będzie turlać się do przodu. Do 100 km/h spokojnie wystarczy - większych prędkości autostradowych Hiace nie akceptuje. Do tej granicy w miarę pewnie będziemy się czuli zarówno z niemrawym układem kierowniczym, jak i hamulcowym.

Mocnym elementem układanki jest zawieszenie. Zaskakuje kompromisem pomiędzy komfortem i pewnością prowadzenia. Puste auto nie ma tendencji do podskakiwania na nierównościach. Duża zasługa dobrych właściwości jezdnych to jednak przede wszystkim przeniesienie napędu na cztery koła. Jest on rozdzielany stale za pomocą centralnego mechanizmu różnicowego. To rozwiązanie nie tylko jest dedykowane tym, którzy muszą się "wspinać" po zaśnieżonej czy błotnistej drodze trzeciej kategorii do swojego celu, ale przede wszystkim tym, którzy obawiają się problemów z trakcją. Hiace 4x4 na mokrej czy pokrytej śniegiem drodze startuje niczym rakieta i nic sobie nie robi z przednionapędowego auta obok, które ma 11 sekund do setki. Biała furgonetka ma blisko 20, ale przy starcie spod świateł wygrywa z każdym, kto nie ma napędu "na cztery łapy". Poza tym rozwiązanie to zapewnia dużą stabilność i pewność pokonywania tras, zwłaszcza o tej porze roku, kiedy spotykamy się z lodem czy śniegiem na asfalcie.

Czas rozstania
Z jednej strony Toyota Hiace to dobre auto, spełniające się w roli muła do czarnej roboty. Silnik D4-D może nie jest szczytem mocy, ale odważnie popycha auto do przodu, zadowalając się przy tym średnio 9,6 l/100 km. Najmocniejszym elementem samochodu jest oczywiście napęd 4x4, odpowiednio duża przestrzeń ładunkowa oraz solidna konstrukcja, na którą w końcu Toyota udziela 3 letniej gwarancji.

Jednak po wnętrzu i stylistyce widać, że auto już dawno straciło swoje młodzieńcze lata, mimo przeprowadzanych liftingów. Kabina, jej wykończenie i ergonomia to najgorsze elementy układanki. Popularność dostawczej Toyoty widać zresztą po ilości aut na naszych ulicach.

Konkurencja depcze po piętach
Testowana Toyota Hiace Van 4x4 2.5 D4-D Terra to wydatek 85 000 złotych netto (rocznik 2009). Auto bez wątpienia może się pochwalić bogatym wyposażeniem: ABS-em, 2 poduszkami powietrznymi, elektrycznie sterowanymi szybami czy elektrycznie regulowanymi i podgrzewanymi lusterkami. Dopłaty 6900 zł netto wymaga jedynie Pakiet Comfort, zawierający radio CD, manualną klimatyzację i czujniki cofania. Jeśli ktoś chce zrezygnować z fabrycznego audio i czujników, może kupić Hiace Terra A/C z klimatyzacją za 88 000 złotych netto.

Tak naprawdę Toyota w swojej klasie - aut dostawczych z napędem na wszystkie koła - ma niewielu konkurentów, ale za to konkretnych. Pierwszy to Volkswagen Transporter 2.5 TDI 4MOTION o mocy 130 KM - za odmianę z przedłużanym rozstawem osi (3400 mm) zapłacimy 89 952 złote netto. Drugi rywal to Mercedes Vito 111 CDI 116 KM - wersja ekstra długa kosztuje z napędem na jedną oś 74 100 zł netto, dopłata do napędu 4x4 wynosi 16 429 zł netto, co w sumie daje 90 528 zł netto. Jak widać konkurenci markowi, a ich oferta cenowa jest bardzo atrakcyjna. No, chyba że zerkniemy na cenniki wyprzedażowe z 2008 roku - wówczas za Hiace Van 4x4 2.5 D4-D Terra zapłacimy tylko 74 300 złotych netto, a to już atrakcyjna propozycja.