Wielkie cięcia Volkswagena. To jedyna szansa na przetrwanie po latach zaniedbań
Volkswagen ma plan na przetrwanie. Jeśli dobrze pójdzie, nie dojdzie do zamknięcia fabryk. Wymaga to jednak trudnych negocjacji ze związkami zawodowymi i... naprawy szkód, które wyrządzano latami. Według szefa koncernu obecna sytuacja to nie tylko efekt zmian na rynku, ale także dekad zaniedbań.
- Według Olivera Blume, szefa grupy Volkswagen, obecna sytuacja to także efekt wieloletnich zaniedbań
- Koncern ma plan działania, który zakłada uratowanie fabryk
- "Wąskim gardłem" są związki zawodowe
Szefowie wielkich koncernów z reguły mówią pięknie wypolerowanym "pijarowym" językiem. Rzadko odkrywa się pełną prawdę, a najważniejsze jest zarysowanie wybranych detali. Tym razem jednak Oliver Blume nie owija w bawełnę i podkreśla, że sytuacja jest naprawdę zła. Volkswagen stoi w trudnej sytuacji i nie jest to wyłącznie efekt zmian na rynku i złych decyzji w ostatnich latach. W jego opinii "ryba zaczęła się psuć od głowy" już dekady temu.
Volkswagen chce obciąć pensje pracownikom, aby uratować fabryki
To jeden z najważniejszych czynników pozwalających na osiągnięcie 4 miliardów euro oszczędności. Niemcy zamierzają obciąć pensje o 10%, ale w zamian zachowają wszystkie zakłady produkcyjne. Tyczy się to absolutnie wszystkich - od pracowników najniższego szczebla, aż po tych z "samej góry". Ci, swoją drogą, mogliby oddać więcej i z pewnością nie poczuliby dużej różnicy.
Kolejną kwestią jest rezygnacja z różnych ulg, dopłat, programów wsparcia czy nawet z samochodów służbowych. Szukanie oszczędności sięga już każdego miejsca. Być może nawet liczba ciasteczek na spotkaniach zarządu będzie starannie wyliczona.
Ten plan jest jednak nie do zaakceptowania przez związki zawodowe, które... chcą siedmioprocentowej podwyżki. Co więcej, wszystko wskazuje na to, że to właśnie związki w Volkswagenie "ubiły" projekt małego elektrycznego samochodu, który Niemcy mieliby produkować z Renault. Duma jak widać wzięła górą nad rozsądkiem. Podobnie może być w przypadku cięć. Czy redukcja pensji nie jest lepsza od całkowitej utraty pracy?
W jednej z analiz finansowych Volkswagena przeczytałem fantastyczne porównanie
Osoba, która pisała artykuł, zjadła zęby na pracy na wysokich stanowiskach w działach finansowych w różnych firmach. W jej opinii "lepiej jest być psychologiem odpowiedzialnym za opanowanie nerwów Maxa Verstappena, niż negocjatorem z niemieckimi związkami zawodowymi". To pokazuje, że marka z Wolfsburga szykuje się na burzliwe rozmowy ze związkowcami.
Jednocześnie Oliver Blume, szef koncernu, przyznaje wprost, że ta fatalna sytuacja nie jest efektem złych decyzji z ostatnich lat. Wiele osób twierdziło, że strategia opracowana za czasów Herberta Diessa była pierwszym wielkim błędem. Postawiono wtedy wyłącznie na elektryfikację, a do tego zainwestowano miliardy w przynoszącą straty spółkę Cariad, która nie dowiozła na czas dobrego oprogramowania.
Blume twierdzi, że korzenie obecnego kryzysu sięgają "dekady dalej", co sugerowałoby, że mogą mieć początek za czasów Ferdinanda Piëcha. A przypomnijmy, że mówiło się o okresie jego władzy w grupie jako o "złotych czasach".
Jedno jest pewne: tu nie będzie łatwych negocjacji i kompromisów. Volkswagen musi postawić na przetrwanie, inaczej stanie się tłem w branży motoryzacyjnej. A mówimy tutaj o jednym z największych pracodawców w Niemczech i w Europie.