Program "Zielony Samochód" to kabaret w polskim stylu. Kto na to pójdzie?

A więc mamy nowy program o nazwie "Zielony Samochód", który ma ułatwić zakup aut elektrycznych. Cóż, zrobiono go w typowo polskim stylu. Aż brakuje mi słów, aby to skomentować.

To jest jedna z tych sytuacji, gdzie najbardziej adekwatnym komentarzem jest popularna emotikona tworzona z liter, czyli "XD". Ministerstwo Klimatu i Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej uruchamiają nowy program o pięknej nazwie "Zielony Samochód". Chodzi o to, co miało działać już od wielu miesięcy, czyli o dofinansowanie do zakupu pojazdu na prąd. I tak, program ten wywołuje uśmiech politowania.

"Zielony samochód" to samochód pełen obostrzeń, wcale nie tani i oklejony naklejkami

Portal WysokieNapięcie.pl szczegółowo przeanalizował projekt nowego programu. Postanowiłem więc przyjrzeć się propozycjom ministerstwa i bardzo szybko parsknąłem niekontrolowanym śmiechem. Z pierwotnych założeń, którymi odurzano potencjalnie zainteresowanych, zostało mało. Mamy za to cały pakiet obostrzeń, które mają być rygorystycznie egzekwowane. Wszak w Polsce wszystkich trzeba doglądać, czasami aż zbyt wnikliwie.

A więc po kolei. Maksymalna cena auta może wynosić 125 000 zł brutto i oczywiście w grę wchodzą tylko fabrycznie nowe auta. Oznacza to, że do tego programu załapie się 8 aut, takich jak Opel Corsa-e, Peugeot e-208, Volkswagen e-up czy Smart EQ.

Dofinansowanie nie będzie też duże. Wyniesie maksymalnie 15% ceny, jednak nie więcej niż 18 750 zł. Marzenia o tanich elektrycznych autach można więc wyrzucić do śmietnika. Wsparcie dostaniemy też dopiero po zakupie auta, zarejestrowaniu go i dopełnieniu wszystkich formalności. Wcześniej się nie da, bo nie i już.

"Zielony samochód" dopiero się rozpędza

Oczywiście dofinansowania nie może być bez cyrografu. Krwią podpisywać się nie musimy, ale zobowiązania są mniej więcej takie, jak w kontrakcie z diabłem. Pierwsze obostrzenie? W ciągu pierwszych 24 miesięcy użytkowania pojazdu musimy robić nim minimum 10 000 km rocznie. Tak, jeśli jeździcie mniej, to rząd Wam nie pomoże. Nie siedzieć, nie spać, nawijać kilometry.

I nikt nie uwierzy Wam na słowo. Co rok konieczne będą wizyty w stacji kontroli pojazdów, gdzie dostaniemy stosowne zaświadczenie. Jego kopię trzeba wysłać do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Trzeba to zrobić w terminie do 30 dni od upływu 24 miesięcy od rozpoczęcia użytkowania pojazdu/rejestracji auta. Wszystko jasne?

Zielony samochód

NFOŚiGW musi także skorzystać na tym, że dał Wam pieniądze. Będziecie więc mobilną reklamą. Na aucie trzeba przykleić odpowiednią naklejkę, której wzór załączam poniżej. Wymiary? 40 cm na 7 cm. Całkiem spora.

Ta wspaniała naklejka musi znaleźć się w widocznym miejscu. Nie byle jakim, bo NFOŚiGW dokładnie informuje gdzie chce mieć takie wspaniałe wlepki. Trzeba będzie je zainstalować na tylnej klapie nad tablicą rejestracyjną, obok tylnej tablicy na jej wysokości, na drzwiach auta lub w górnej części przednich błotników.

Naklejki nikt Wam nie da, nie liczcie na to. Trzeba ją wyprodukować własnym sumptem. Co więcej musi być ona zainstalowana przed wyjazdem z salonu. Jej jakość nie może ulec degradacji w trakcie użytkowania, a NFOŚiGW będzie weryfikowało stan swojej reklamy.

To jednak nie koniec

O tym, że sprzedaż auta możliwa będzie po dwóch latach, a miejscem jego rejestracji musi być Polska, nie trzeba wspominać. Warto jednak napomknąć o temacie cesji ubezpieczenia. Obowiązkowe OC zostanie tutaj uzupełnione przez autocasco z cesją na rzecz NFOŚiGW (czyli w przypadku wypadku, pieniądze z ubezpieczenia otrzyma Fundusz, nie Wy). Ponownie wracamy do punktu o regularnym wglądzie w stan i użytkowanie auta.

NFOŚiGW może też kontrolować auta. Urzędnik ma możliwość odwiedzenia nas w domu lub skierowania pojazdu do odpowiedniego SKP lub serwisu.

Ach, ostatnia kwestia - samochód musi być kupiony prywatnie. Pojazdu nie można "wrzucić" do działalności lub wykorzystywać w celach zarobkowych.

Program obejmuje okres od 1 maja 2020 do 31 grudnia 2021 roku

Ministerstwo Klimatu przygotowało na ten cel 37,5 miliona złotych. Przekłada się to na równo 2000 samochodów, które obejmie ten program. Oczywiście jeśli znajdzie się tylu śmiałków i chętnych na zakup elektrycznego pojazdu ze wsparciem (jedna osoba fizyczna może kupić tylko jeden pojazd).

"Zielony samochód" wymusza zadanie jednego prostego pytania - po co to w ogóle?

2000 samochodów elektrycznych i 37 500 000 zł, które pójdą tak naprawdę w błoto. W obecnej sytuacji takie pieniądze można znacznie lepiej zagospodarować, o ile oczywiście ktoś nie zgarnie ich do swojej własnej kieszeni, co ostatnio zdarza się dość często. Dużo lepszym rozwiązaniem, które pozwoliłoby na wypromowanie aut elektrycznych, byłoby chociażby zniesienie VAT-u lub jego obniżenie na takie pojazdu. A tak to trzeba bawić się w papierologię, biurokrację i przepychanki z NFOŚiGW, aby odzyskać 18 750 zł po zakupie auta elektrycznego. Ot, Polska.

To nie jest jedyny zaprezentowany program

Ministerstwo Klimatu i NFOŚiGW przygotowało także program dopłat do elektrycznych aut dostawczych i taksówek na prąd. O nich jednak opowiem Wam w osobnym tekście.