Arrinera oficjalnie zwija biznes. Czy ktoś w ogóle wierzył w ten projekt?
Miał być wspaniały supersamochód, miała być cała lista chętnych na zakup. Skończylo się zaś na giełdzie NewConnect i dwóch wyścigowych prototypach. Arrinera oficjalnie znika z rynku, pozostawiając po sobie lata obietnic i czarów.
Rok 2008. W sieci pojawia się informacja o utworzeniu marki Veno Automotive, która ma stworzyć pierwszy polski supersamochód. Część osób przeciera oczy ze zdziwienia, inni zaś czują lekką ekscytację. Nie brakowało jednak też głosów zwątpienia. I te ostatnie jak widać były trafne, gdyż ponad dekadę później projekt kończy w śmietniku. Arrinera pozotawia po sobie dwa marne auta wyścigowe, makietę gotowego samochodu i lata fatalnego budowania wizerunku.
Arrinera miała być naszym polskim supersamochodem
Był nawet taki piękny moment, w którym zaczynałem wierzyć w ten projekt. W 2015 roku na targach w Poznaniu dumnie prezentowano pierwszy samochód, a rok później wyścigowa wersja pojechała w legendarnym Goodwood Festival of Speed. Nawet nam przyszło spotkać się z tą maszyną podczas testów na torze Donington Park w Wielkiej Brytanii.
Cały czas jednak za Arrinerą ciągnął się brzydki zapach. Może i widzieliśmy jeżdżące podwozie i gotowe auto wyścigowe. Może i kolejne projekty wyglądały coraz bardziej obiecująco. Marka jednak skutecznie od siebie odpychała, grożąc pozwami i odpowiedzialnością tym, którzy głośno krytykowali całe przedsięwzięcie.
A te głosy zwątpienia wcale nie były takie nieuzasadnione. Kolejne terminy przesuwały się w czasie, a konkretów niezmiennie brakowało. Tak oto historia ta zakończyła się 15 sierpnia, kiedy to Arrinera S.A wydała oświadczenie, że straciła płynność finansową i nie ma pieniędzy na dalszy rozwój projektu.
Ktoś w ogóle jest zdziwiony?
Smutna prawda jest taka, że próba budowy supersamochodu bez odpowiedniego zaplecza i doświadczenia to już nie jest porywanie się z motyką na słońce, a z łyżeczką w najdalsze zakamarki wszechświata. Arrinera trafiła na zmieniające się czasy. Mali producenci pozostają niszową ciekawostką, a co rozsądniejsze firmy postawiły na elektryfikację. Przykład? Rimac, który z lokalnej chorwackiej manufaktury stał się kluczowym graczem na świecie.
Warto dodać, że wbrew zapowiedziom Arrinera nigdy nie sprzedała żadnego samochodu. Co stanie się z dwoma prototypami wyścigowymi? Podejrzewam, że albo skończą na złomie (o ile już tam nie trafiły), albo trafią za grosze do jakiegoś zapaleńca, który będzie je chłostać na torze. W sumie byłby to jedyny happy-end w tej historii.