Aston Martin DB12 na żywo robi świetne wrażenie. Brytyjczyk dotarł do Warszawy
Sting radośnie śpiewał o Angliku w Nowym Jorku. Dzisiaj można parafrazować ten fragment i nucić pod nosem o Brytyjczyku w Warsawie. Aston Martin DB12 dotarł nad Wisłę i mieliśmy okazję go poznać z bliska.
Pewne marki budzą automatycznie szereg skojarzeń. Ferrari to czerwień, gorąc, wino i włoska fantazja. Lamborghini kojarzy się z kolei z agresją, charakterem i wulgarnością. Aston Martin to z kolei elegancja, klasa i nienaganne maniery, które zaklęto w samochód. Auta tej firmy zawsze wyróżniały się z tłumu i nic w tej kwestii nie uległo zmianie. Nowy Aston Martin DB12, choć wywodzi się z DB11, jest w praktyce całkowicie nowym samochodem - i widać to na każdym kroku.
Aston Martin DB12 "jedzie nawet wtedy, gdy stoi". Stylistyka robi doskonałe wrażenie
To pierwsza kwestia, która rzuciła się w oczy po zdjęciu płachty przykrywającej ten samochód. Zdjęcia nie oddają w pełni zmodyfikowanej sylwetki tego auta. Zgrabny i pociągły przód w połączeniu z masywnym grillem o charakterystycznym kształcie, tworzy wyjątkowo zgrany duet. Wbrew pozorom jest w nim dużo lekkości i zgrabności - czyli to, czego zabrakło w DB11.
Linia boczna też zyskała więcej wyrafinowanego charakteru. Jedynie tył pozostał niemal niezmieniony, aczkolwiek on był najmocniejszą stroną tego auta.
Jedno jest pewne - ta kompozycja teraz sprawia wrażenie kompletnej i szalenie dopracowanej. To trochę tak, jakby ktoś wykończył obrazek, którym było DB11. Takiego auta potrzebował właśnie Aston Martin.
Wnętrze to prawdziwa rewolucja. Aston Martin wchodzi w nową erę
Piętą achillesową aut z Gaydon przez lata były kokpity. Stylistyka wywodząca się z modelu DB9 ewoluowała w nieco bardziej krągłe kształty, które kiepsko zniosły próbę czasu. Był to więc doskonały moment na reset całej koncepcji i stworzenie jej od nowa.
Brytyjczycy postawili na "leżący" kokpit, z wysoko poprowadzonym tunelem środkowym i nisko ulokowanym ekranem multimediów. Design tego elementu przywodzi mi nieco na myśl Porsche, ale ma w sobie więcej charakteru i klasy, a mniej technicznego prostego stylu. Za bardzo ładną kierownicą ukryto z kolei cyfrowe wskaźniki. To typowe rozwiązanie w takich autach i na dużo więcej nie można tutaj liczyć.
Po zajęciu miejsca za kierownicą miałem specyficzne wrażenie. Można się tutaj poczuć jak w wielkiej limuzynie, a nie w samochodzie typu GT. W sumie jakby nie patrzeć, to gran turismo powinno mieć w sobie coś z luksusowych i najwygodniejszych aut. Może więc jest to dobre odczucie? Bez wątpienia można je nazwać pozytywnym.
Wykończenie kokpitu i dbałość o detale nie pozostawiają niczego do życzenia. Każdy przycisk pracuje z idealnym kliknięciem, a wszystkie przełączniki pogrupowano w rozsądny sposób. Nowe multimedia, z opracowanym od podstaw oprogramowaniem, także nie rozczarowują. To coś, czego tutaj zdecydowanie brakowało.
Ten samochód pokazuje, że Aston Martin wkracza na właściwą ścieżkę
Wiem, że wiele osób nie pochwala działań Lawrence'a Strolla, zwłaszcza w kwestii wyprowadzania marki z zadłużenia. W jego działaniach widać jednak konsekwencje, a kolejne kropki zaczyna łączyć długa linia. Plany na przyszłość i strategiczna współpraca z Geely, Lucidem i Mercedesem gwarantują rozwój w kluczowych sferach.
Można śmiało powiedzieć, że Aston Martin DB12 jest zupełnie nowym rozdziałem w historii tej marki. Z pewnością przyciągnie do salonów nowych klientów, a to powinno sprawić, że na ulicach pojawi się więcej takich aut. Oby wyróżniały się z tłumu ciekawą kolorystyką, taką jak chociażby w przypadku tego egzemplarza.