Auta, które wymarły. Kiedy ostatnio widzieliście je na drogach?
Ostatnio zdałem sobie sprawę, że z dróg zniknęły niektóre względnie "nowe" samochody. Zacząłem więc rozglądać się i szukać aut, które wymarły - a jeszcze nie tak dawno były często lub częściej widywane.
Oczywistą rzeczą jest to, że samochody, które liczą już około 20 lat (lub więcej) powoli znikają z rynku. Niemniej widzę, że niektóre modele lepiej radzą sobie z upływem czasu, niż inne. Niektóre "przełomowe nowości" przepadły bez echa, a ich zwyczajni konkurencji wciąż dzielnie wożą ludzi. Jakie auta więc wymarły, niczym dinozaury miliony lat temu?
Te samochody dosłownie zniknęły z dróg. Rzadko widuje się je na drogach
Zacznę od modelu, który niegdyś robił ogromne wrażenie, a dziś jest naprawdę unikalnym widokiem na drogach. To oczywiście Nissan Primera P13, czyli pierwszy model, który opracowano już w sojuszu Renault-Nissan.
Co jak co, ale w momencie premiery w 2001 roku wyglądał on rewelacyjnie. Unikalna sylwetka nadwozia, ciekawy pas przedni i to odlotowe wnętrze z zegarami na środku i z zaawansowanym "komputerem" na środku deski rozdzielczej. To był przełom, którego nikt się nie spodziewał.
Problem w tym, że ten "przełom" był też sporą wpadką marki. Przede wszystkim Primera szybko zderzyła się z problemami jakościowymi, które wynikały z polityki współdzielenia części z Renault. Siwych włosów przyprawiła tutaj nie tylko elektronika, ale i diesel 1.9 dCi, który miał być idealnym wyborem w Europie. Jak było, wszyscy wiemy.
Teraz Primera P13 jest tak rzadkim widokiem na drogach, że zawsze zwracam na nią uwagę, gdy gdzieś wpadnie mi w oko. Tylko 5 lat obecności na rynku przełożyło się na skromną liczbę egzemplarzy, z których spora część skończyła już na złomie.
Citroen C4 także staje się coraz rzadszym widokiem
Mowa tutaj oczywiście o pierwszej generacji tego samochodu. To była kolejna "rewolucja" na rynku. Kierownica z nieruchomym wieńce, odważna stylistyka, cyfrowe wskaźniki - to wszystko naprawdę robiło wrażenie. A trzydrzwiowa wersja nadwoziowa to prawdziwy wizualny majstersztyk. Zresztą oglądałem kiedyś taki samochód w wersji VTS (ze 167-konnym silnikiem 2.0) i mocno rozważałem jego zakup.
C4 przepadło na dobre. Pięciodrzwiowych egzemplarzy nie widziałem od dawna. Trzydrzwiowe trafiają się co ciekawe częściej, ale też nie są popularnym widokiem. Szkoda, że Francuzi później poszli w kierunku najnudniejszej możliwej stylistyki. Druga generacja tego samochodu była nudna niczym flaki z olejem.
Wymarły też chyba wszystkie egzemplarze Seata Ibizy trzeciej generacji
Produkowana w latach 2002-2008 Ibiza była ukochanym autem tunerów. W sumie mnie to nie dziwi, bo w małym aucie dostawaliśmy dużo mocy (w topoowych wersjach) i to za całkiem niezłe pieniądze. Wiem, że najstarsze egzemplarze mają już 22 lata (serio, jesteśmy starzy), ale nie zmienia to faktu, że częściej widuję Polo "okulara" niż właśnie Ibizy. Może poza dużymi miastami uchowała się większa liczba tych aut.
Pamiętacie o takim samochodzie jak Mitsubishi Carisma, a później o "zwyczajnym" Lancerze?
To kolejne samochody, które dosłownie ewaporowały z dróg. Carisma zawsze miała problemy z rdzą, ale była też dość częstym widokiem. Pamiętam, że przez pewien czas poliftingowa wersja tego samochodu była obiektem westchnień moich rodziców. Na szczęście "na wzdychaniu" szybko się skończyło.
A Lancer? Cóż, tutaj dostaliśmy fajne EVO X, które jeszcze się broni od czasu do czasu. Ale zwyczajne egzemplarze, z silnikami 1.5 i 1.8, które swego czasu były tanie i popularne, też przepadły bez echa.
Felerny Peugeot 307 także jest rzadkim widokiem. Z wiekiem doceniam ten samochód
307-ka pierwszej generacji miała niestety fatalną opinię, nie tylko ze względu na awaryjność, ale też z powodu pożarów, które przez pewien czas trapiły ten samochód. A okazuje się, że gdy wszystko było zadbane, to 307-ki jeździły niczym karaluchy. Kilka lat temu, chyba w 2019 roku, jechałem takim samochodem jeżdżącym niemal od nowości na taksówce (stare dobre MPT w Warszawie). Na liczniku było ponad 780 000 km, pod maską diesel 2.0 HDi i... nic nie chciało się tutaj poddać.
Wymarły też Nissany GT-R. Przecież kiedyś można się było o nie potykać!
W połowie drugiej dekady XXI wieku był to w końcu jeden z najtańszych i najmocniejszych samochodów na rynku. Potencjał GT-Rów jest znany każdemu i wiele osób chciało go wykorzystać. Tak to wyglądało mniej więcej do 2018-2019 roku, a potem zapanowała... cisza.
Nissan GT-R zniknął. Nie wiem co się stało z tymi wszystkimi egzemplarzami. Może wyjechały za granicę, może są pochowane po garażach. Mam wrażenie, że wiele osób przesiadło się na nowsze auta, które są nieco mniej wymagające pod kątem eksploatacji. Tutaj na pewno króluje BMW M4, ale z pewnością też garstka klientów Nissana wybrała supersamochody, pokroju Ferrari, Lamborghini czy McLarena.
Jedno jest pewne - widok dobrego Nissana GT-R zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy. To kapitalna maszyna, którą warto mieć w swojej kolekcji, jeśli się taką tworzy.