Audi SQ5 TDI

Wyobraź sobie, że masz w domu tygrysa - wielkiego puchatego kota, który zżera jednorazowo 20 kilogramów mięsa i nie jest sobą, gdy kogoś nie rozszarpie na kawałki. Twój tygrys jest jednak wyjątkowy. W pewnej części ciała posiada tajemny przełącznik zmieniający krwiożerczą bestię w wegetarianina...

Ów przełącznik pozwala Ci bez obaw zostawić z tygrysem trzyletnią córkę i wyjść do kuchni po herbatę. W tym czasie mała Ania pobawi się w pokoju, a kot posłusznie zaczeka obok, przymykając oczy ze znudzenia. Po prostu żadnych symptomów obsesyjnej żądzy krwi - ot, niedzielna popołudniowa sielanka w salonie.

Wróciwszy do pokoju znów spojrzysz na zwierzaka. Pociecha wtuli się w jego ucho, beztrosko czochrając futro palcami. Tygrys nieporadnie odwróci głowę, starając się uciec od figli nachalnego dziecka. Mógłby jednym machnięciem łapska rozprawić się z dziewczynką, robiąc z niej krwisty barszcz, ale tego nie uczyni. Pozostanie potulny, dopóki Ty nie zauważysz, że za oknem kręci się sąsiad znany z dyskusji o parkowaniu na "jego miejscu". I tu dochodzimy do momentu - można rzec przełomowego - w naszej opowieści.

Przypomnisz sobie o tajemnym przełączniku, w który wyposażony został twój tygrys. Dyskretnie otworzysz drzwi na klatkę schodową, podejdziesz do zwierzaka i po uprzednim wyproszeniu córki z pokoju, "uruchomisz kota". Reszta to przełknięcie ostatnich łyków gorącego napoju i delektowanie się krzykiem odbitym od ścian blokowiska. Sardynki z czarną herbatą. Słodko-słony smak krwi zakropisz nutą gorzkiego aromatu. Tygrys zrobi swoje...

Tygrys na kołach?
Oto fragment myśli z mojej chorej wyobraźni, która właśnie w ten sposób kreśli koegzystencję z Audi SQ5 TDI - samochodem godnym miana prywatnego tygrysa. Oczywiście z przełącznikiem w postaci pedału gazu. Cóż więcej mógłbym dodać? Przed Wami zabójczo skuteczne auto, którego istnienia właściwie nie da się w logiczny sposób wytłumaczyć: mocny SUV z napędem na cztery koła, zdolny pociągnąć przyczepę o masie 2,4 tony, po czym za chwilę załatwić sprint do "setki" w 5,1 sekundy. Pojazd z wysoko położonym środkiem ciężkości i silnikiem diesla podrasowanym akustycznie, dzięki... "głośnikowi" znajdującemu się w układzie wydechowym. Tak - to wszystko odnosi się właśnie do Audi SQ5. Lekkie kuriozum, prawda?

Nagromadzenie pozornie sprzecznych cech każe mi bliżej zainteresować się tym samochodem, bowiem jak każdy fan motoryzacji, za najciekawsze pojazdy uważam te, które z rozsądkowego punktu widzenia zdają się być kompletnie idiotyczne. SQ5 pod pewnymi względami jest właśnie czymś takim. To pierwsze Audi ze znaczkiem "S" wyposażone w silnik diesla. Dodajmy tylko, że nie byle jaki silnik. Trzylitrowe V6 z dwoma turbosprężarkami (duża i mała) pracującymi szeregowo (zależnie od obrotów: najpierw mała, później obie, na końcu tylko duża), wytwarza 313 KM i 650 Nm momentu obrotowego. Wszytko to, jest w pełni użyteczne dzięki układowi stałego napędu na cztery koła Quattro.

Przeżyj to sam!
Nasz tygrys napędzany ropą to wyjątkowy killer, który na żądanie kierowcy z zabójczą wręcz skutecznością załatwia drogowe pojedynki. Przetestuj (a raczej "przeżyj") procedurę Launch Control w wykonaniu Audi, a przekonasz się, co znaczy bezlitosna siła niutonometrów połączona z szybką, ośmiostopniową automatyczną skrzynią biegów. Aby doznać czystego "odlotu" wystarczy wdepnąć gaz do podłogi kotwicząc SQ5 hamulcem, po czym zwolnić "procę" napędu trzymając kierownicę na wprost. Maska uniesie się do góry, a z czterech ściętych końcówek rur wydechowych popłynie dziwaczny bulgot, na wysokich obrotach przypominający chwilami dźwięk... boksera Porsche. To ma być diesel?

Nim zdążysz wsłuchać się w sztucznie skomponowany grzmot układu wydechowego (z zewnątrz brzmi z kolei zupełnie jak benzynowe V8), nastąpi brutalne szarpnięcie zwiastujące zmianę biegu na drugi. Audi wbije Cię w fotel, napierając do przodu swym cielskiem i przysiadając na tylnych, 20-calowych "łapskach" obutych w 255-milimetrowej szerokości opony. Totalne szaleństwo! Atak drogowego tygrysa, w którym możesz "zatłuc" na światłach w zasadzie dowolny samochód sportowy, trwa w najlepsze, aż do momentu, gdy zdasz sobie sprawę, że właśnie czterokrotnie przekroczyłeś dopuszczalną w mieście prędkość. Ups! Za coś takiego w niektórych miejscach na Ziemi można pójść do więzienia. Wystarczy? Ochłońmy na sekundę.

Po zakrętach, jak po sznurku
Wiemy już, że śmiałków spod "kreski", SQ5 załatwia niczym tygrys grupkę gimnazjalistów zagubionych w zoo. Ale czy Audi nadaje się też do jazdy po zakrętach? W końcu jego komorę silnikową, wzmocnioną dodatkowym poprzecznym żebrowaniem, wypełnia trzylitrowe, dieslowskie V6, niepokojąco przesunięte do przodu. To budzi pewne obawy o prawidłowość rozkładu mas. Spokojnie - w Ingolstadt wszystko przemyślano tak, jak należy i podsterowność nie wydaje się być zmorą SQ5. Szybko pokonywane zakręty nie wywołują nadmiernych przechyłów nadwozia, co jest zasługą utwardzonego i obniżonego o 30 mm zawieszenia. Przy całej swej twardości, podwozie (z wielowahaczowym układem z tyłu i z przodu) zostawia też sporą dozę komfortu i na nierównościach nie powoduje wypadania plomb z zębów pasażerów (pamiętajcie, że kola mają średnicę 20 cali!).

Oprócz nieźle dopracowanego zawieszenia, w niemieckim SUV-ie za dopłatą 5590 zł możemy mieć też tzw. dynamiczny układ kierowniczy. Elektrycznie wspomagana przekładnia o zmiennym przełożeniu to sprytny wynalazek, który w trybie SPORT pozwala poczuć bezpośredniość prowadzenia zupełnie niespotykaną w samochodach uterenowionych pokroju Q5. Kierownica "waży" w rękach lekko, ale zawsze wiemy, co dzieje się z przednimi kołami auta. Układ napędu Quattro (oczywiście standardowy w SQ5) dzieli moc faworyzując delikatnie tylną oś. Dzięki temu samochód daje kierowcy sporo frajdy. Na wyjściach z zakrętów Audi potrafi nawet delikatnie zarzucić tyłem (!).

Sama przyjemność? Nie do końca. W czasie szybkiej jazdy niemieckim SUV-em denerwujące mogą być dwie rzeczy. Pierwsza z nich, to opcjonalne fotele komfortowe (za 3090 zł), które jak sama nazwa wskazuje nie nadają się do drogowych szaleństw. Słabe podparcie boczne i śliska skóra pokrywająca siedzenia, skutecznie zniechęcają do szarży po szykanach (lepiej pozostać przy standardowej tapicerce ze skóry łączonej z alcantarą - nawet w prospekcie wygląda ona dość ciekawie).

Drugim mankamentem, na który możemy narzekać w SQ5, jest nadmierna troska automatycznej skrzyni o wybór odpowiedniego przełożenia. Samoistne przerzucanie biegów w trybie manualnym (w momencie dojścia do ogranicznika obrotów), nie jest tym, czego się spodziewałem po 313-konnym samochodzie stworzonym do dawania przyjemności z prowadzenia. A w końcu do tego produkuje się takie potwory, prawda?

Oszczędnie i komfortowo
Podobnie jak prawdziwy tygrys uwielbia polować i jedna solidna uczta wystarcza mu na ładnych parę dni, testowane Audi kocha szaleńczą jazdę, lecz nie zmusza swego właściciela do zbyt częstego odwiedzania stacji benzynowych. Apetyt SQ5 na paliwo ograniczają między innymi: osprzęt silnika (pompy wody i oleju) o regulowanej wydajności oraz system start-stop, który bezceremonialnie wyłącza samochód, gdy tylko otworzymy drzwi (by na przykład wyjść zamknąć bramę garażową). W tej sytuacji automat do zatrzymywania pracy silnika robi swoje, nawet pomimo wykrycia obecności kluczyka zbliżeniowego i dezaktywacji systemu. Dlaczego? Tego nie udało mi się zgłębić...

Pomijając dyskusyjny charakter montowania podobnych eko-bajerów do auta ze sportową żyłką, trzeba uczciwie przyznać, że SQ5 zużywa całkiem przyzwoite ilości paliwa. Ile? W cyklu mieszanym wystarcza mu 10 l oleju napędowego na każde 100 km i nie mówię tu o poruszaniu się tempem emeryckim. Oczywiście, gdy zaczniemy "oporowo kasować" wszystkich studentów w używanych Beemkach, można podnieść przytoczoną wartość do 15-17 l/100 km. Pamiętajmy jednak, że to wciąż niewiele jak na dwutonowego SUV-a o doskonałych osiągach.

Tu właśnie kryje się sens idei pakowania mocnego diesla pod maskę auta usportowionego. Przy 75-litrowym zbiorniku paliwa, oszczędna jednostka napędowa SQ5 pozwala pokonać 800-kilometrową podróż bez przerw na tankowanie. Spróbujcie zrobić to benzynową wersją tego modelu (dostępną na przykład na rynku rosyjskim czy amerykańskim). Wątpię w powodzenie podobnej akcji.

Oprócz przyzwoitego apetytu na paliwo...
SQ5 gwarantuje też odpowiedni poziom komfortu. We wnętrzu jest sporo miejsca, a bagażnik o regularnych kształtach "łyka" 540 litrów (jest możliwość powiększenia tej przestrzeni dzięki przesuwnej kanapie). Po dorzuceniu skromnych 7 tysięcy złotych z ogonkiem dostaniemy do Audi system nagłośnienia Bang&Olufsen. Oprócz ciekawej nazwy producenta, dobrze brzmiącej podczas bankietowych przechwałek, markowe audio ma mnóstwo głośników wytwarzających przestrzenny dźwięk z mocnym basem. A skoro już o dźwiękach mowa - na koniec czas na właściwie jedyne poważne rozczarowanie, jakim uczęstowało mnie SQ5...

Chodzi o olbrzymi dwuczęściowy szyberdach za 7660 zł ekstra. Podczas przeglądania list wyposażenia dodatkowego sugeruję omijać tę opcję szerokim łukiem. To, co wydawało z siebie okno dachowe podczas pokonywania choćby najmniejszych nierówności, nie nadawałoby się nawet do budzenia więźniów w celi śmierci. Aria pisków i trzasków towarzyszyła jeździe samochodem wartym niecałe 400 tys. zł! Być może to tylko kwestia regulacji paneli dachu, ale szczerze mówiąc boję się, że w przypadku SQ5 może chodzić o coś więcej: obniżenie sztywności nadwozia. A to już budzi obawy o wieczne "problemy akustyczne".

Czas na podsumowanie
Dieslowski SUV grzmiący udawanym rykiem benzynowego V8. Moje usta same wykrzywiają się w grymas niesmaku, gdy piszę powyższe zdanie. Tak - to właśnie krótka charakterystyka SQ5 TDI. Czy to dobry samochód? Niestety tak. Dlaczego niestety? Oczywiście dlatego, że należę do konserwatystów, którzy nie lubią tego, co próbuje przypominać kształtem pojazd terenowy, a wcale nim nie jest. W przypadku SQ5 mamy kumulację: to auto udaje coś, czym nie jest (samochód uterenowiony), a do tego zaczyna udawać kolejne coś, czym również nie jest (samochód sportowy).

Nie wiem czy cokolwiek z tego zrozumieliście. Moje teoretyczne wynurzenia nie powinny przesłonić Wam jednego: SQ5, pomimo całej swej kuriozalności, pod wieloma względami jest po prostu bardzo dobre. Niewiele pali, przyspiesza jak rakieta, chwilami brzmi jak milion dolców (choć to typowy "fake"), a do tego jest dość praktyczne i wygląda nie najgorzej (nawet z punktu widzenia przeciwnika SUV-ów). Parkując taki wóz pod marketem raczej nie wywołacie nim dozgonnej zawiści faceta w Mercedesie, za to wnerwicie go niemiłosiernie, jeśli akurat spotkacie się na skrzyżowaniu dwa dni później. Pamiętajcie: 5,1 sek. do "setki" i nikomu ani słowa...

Zalety:
+ niesamowite osiągi
+ przy niesamowitej oszczędności
+ sztywne zawieszenie zapewniające jednocześnie sporo komfortu
+ komunikatywny układ kierowniczy
+ skuteczny, dobrze skalibrowany napęd na cztery koła

Wady:
- lusterka boczne ograniczają pole widzenia
- skrzynia biegów lubi wtrącić się w trybie manualnym
- denerwujący system start-stop
- szyberdach wydaje z siebie potworne dźwięki

Podsumowanie:
SQ5, przy całej swej kuriozalności, pod wieloma względami jest po prostu bardzo dobre. Niewiele pali, chwilami brzmi jak milion dolców, jest dość praktyczne i wygląda nie najgorzej. No i jeszcze jeden szczegół: "setkę" robi szybciej niż pewien prezydent...