Ford Mondeo 2.0 TDCi Titanium Individual

Ponoć jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Tak mówi powiedzenie. A jakby jednak znalazł się taki samochód, który zadowoli wiele różnych grup? Podobno takie jest Audi RS6, ale na pewno nie znajdzie ono uznania w oczach ekologów i oszczędnych. Przyziemnie sprawdźmy więc Forda Mondeo.

Trzecia, zwana również czwartą, generacja "światowego" Forda klasy średniej musiała podążyć pełną sukcesu drogą "przodk2ów". I nawet problemy z silnikami diesla na początku produkcji poprzednika nie zwolniły zainteresowania samochodem z Kolonii. Obecna generacja była zapowiedzią nowej jakości, legendarnego prowadzenia i zmian stylistycznych. Od dwóch lat przekonuje nas już, że warto na niego postawić. W testach wypada pozytywnie, dwulitrowy diesel ma już być bezawaryjny, a zawieszenie wciąż tak samo dobre. Biorąc jednak pod uwagę, że większość egzemplarzy wyjeżdża z salonów na seryjnych felgach, w czarnym kolorze, a do tego często ma naklejki firmy, która go leasinguje, postanowiliśmy sprawdzić, czy da się wykrzesać z Mondeo nieco więcej. Stąd w teście specjalna wersja, w której każdy znajdzie coś dla siebie.

Dla estetów
Może i zwykłe Mondeo, które spotykamy zazwyczaj na ulicach, nie grzeszy zbytnim wdziękiem. Jest wielkie, napompowane, często w nijakim kolorze i na małych felgach. Nasz liftback to zupełnie inna bajka. Przede wszystkim, lakier został dobrany bardzo dobrze. Nazywa się Chill i jest szarozielony, zwany niekiedy szampańskim. Świetnie komponuje się z chromowanym grillem, dużymi tylnymi lampami i reflektorami zaprojektowanymi w stylu Kinetic Design. Optycznie samochód wciąż jest wielki, ale ubyło mu nieco ciężkości. Kompletem do tego są potężne, osiemnastocalowe felgi z pakietu Individual, które w końcu są odpowiednim rozmiarem dla Mondeo. Na nich Ford wygląda najlepiej i choć pogarszają nieco komfort jazdy, to warto zainwestować w taki detal. Dzięki temu mamy wrażenie posiadania samochodu aspirującego wyżej niż szaraczek z klasy średniej.

Skoro wspomniałem o pakiecie Individual... Z zewnątrz ostały się z niego tylko felgi, natomiast po otwarciu drzwi może nam zabraknąć tchu. Tak nie wygląda Mondeo. Kiedyś coś takiego byłoby do pomyślenia jedynie w Scorpio. Na progach znajdują się aluminiowe listwy z wygrawerowanym logo, które zostało także wytłoczone na oparciach foteli, obszytych kremową tapicerką z czarnymi wstawkami. Robi naprawdę wielkie wrażenie. Wszystko jest najwyższej jakości. Kremową skórę, przeszywaną grubą nitką, znajdziemy również na boczkach drzwi wraz z aluminiowymi inkrustacjami. Na podłodze leżą grube, czarne dywaniki, a na desce rozdzielczej znajdziemy - standardowe już dla wersji Titanium - wstawki z matowego aluminium. Jeśli chodzi o materiały, to naprawdę są poza zasięgiem. Faktem jest, że brzeg kubełkowego fotela po 500 km potrafi wydać jakiś dźwięk, jednak plastików takiej jakości, faktury i miękkości nie spotkałem w żadnym samochodzie tej klasy. Miękkie tworzywo okala nie tylko, standardowo, krawędzie drzwi oraz górę deski rozdzielczej, ale i dół, aż po tunel środkowy, obudowę dźwigni zmiany biegów i krawędzie foteli. I raczej pakiet Individual nie ma z tym nic wspólnego.

Dla podróżujących
Mówisz "Mondeo", myślisz "przestrzeń". I tak właśnie jest. Nie zabraknie miejsca dla nikogo. Zarówno z przodu, jak i z tyłu znajduje się sporo miejsca nawet dla największych użytkowników samochodów. W pięć dorosłych osób nie powinno być problemu z dłuższą podróżą, a w czwórkę luksus jest nieprzeciętny. Więcej miejsca na nogi w tej klasie ma tylko Skoda Superb. Tyle że nie wiem, czy jej kanapa jest aż tak wygodna. To, co można zarzucić fotelom Forda, to sposób ustawiania, który utrudnia zajęcie właściwej pozycji oraz zbytnia "kubełkowość" - dla osób o większych gabarytach może być minimalnie za wąski. Za to zarówno przód, jak i tylna kanapa mają własne podgrzewanie dla komfortu podróżujących.

Jeśli nie uda Wam się znaleźć miejsca w hotelu, ewentualnie możecie przespać się w bagażniku Waszego Forda. 540 litrów w liftbacku to wynik znów dostępny jedynie dla Skody. Klapa jest szeroka, unosi się bardzo wysoko, więc przewóz jakiegokolwiek towaru z tyłu jest niezmiernie łatwy.

Skoro bagaże są już zapakowane, a wszyscy przypięci pasami, to pora ruszać. Przed oczami kierowcy znajdują się zegary z dużym ciekłokrystalicznym wyświetlaczem systemu Convers+, który pozwala w prosty sposób obsługiwać najpotrzebniejsze funkcje bez odrywania wzroku od drogi. Poza komputerem pokładowym możemy więc obsłużyć telefon podpięty przy pomocy technologii bluetooth, ustawić radio czy zobaczyć wskazania nawigacji satelitarnej. Lekko, łatwo i przyjemnie, a do tego kolorowo i czytelnie. Oczywiście, na konsoli znajduje się całe centrum multimedialne Mondeo, w którego skład wchodzi nawigacja, odtwarzacz CD/MP3 (w schowku znajdują się wejścia AUX oraz USB), telefon oraz dwustrefowa klimatyzacja. Tu obsługa jest nieco trudniejsza, ale wciąż nie jest to powód do jakiegoś narzekania.

Z innych udogodnień oczywiście pełen komplet poduszek powietrznych, elektryka foteli, lusterek i szyb, czyli standard ułatwiający życie, który powinien znaleźć się w takim samochodzie, aby trasa nam się nie dłużyła. Zwłaszcza że fabryczne audio gra naprawdę dobrze i czas spędza się w Mondeo bardzo przyjemnie. Szkoda tylko, że testowany egzemplarz nie miał na wyposażeniu tak przydatnego drobiazgu, jak tempomat. Duży diesel na trasę coś takiego powinien mieć w standardzie.

Dla sportowców
Kierowca, który ma w sobie żyłkę sportowca, również nie będzie zawiedziony. Kierownica, którą trzyma w dłoni, jest co prawda wielka, ale gruba, mięsista i zachęca do tego, by wykorzystać ją jak najlepiej podczas ostro pokonywanych zakrętów. Dlatego dłoń od razu wędruje w kierunku drążka zmiany biegów. Po ruszeniu warto rzucić okiem na tunel środkowy, gdzie do dyspozycji są trzy przyciski systemu IVDC (Interactive Vehicle Dynamics Control). Trzy tryby pracy, trzy tryby tłumienia wstrząsów przez amortyzatory, trzy sposoby działania asystenta hamowania oraz systemów kontroli trakcji i stabilności. Żaden z nich Was nie zawiedzie.

"Comfort", jak sama nazwa wskazuje, to najbardziej przyjazna każdemu kierowcy opcja, w której Mondeo płynie po szosie, miękko tłumiąc nierówności. Oczywiście, "miękko" jest według definicji Forda, więc o francuskim bujaniu nie ma tu najmniejszej mowy - niektóre nierówności czuć wyraźnie. Układ kierowniczy pracuje lżej, choć zapewnia dobre czucie drogi. "Normal" to tryb na co dzień, aby się nie męczyć i nie rozleniwić. "Sport" to coś, co nas interesuje. Robi się sztywniej, pewniej i konkretniej. Samochód prowadzi się jak przyklejony i tylko koleiny mogą nieco wyprowadzić go z równowagi, z powodu opon o rozmiarze 235/40 R18. Przy równej nawierzchni zakręty pokonywane są pewnie nawet przy bardzo dużej prędkości, a my chcemy spróbować jeszcze więcej, gdyż tu uwydatniają swoje zalety sportowe fotele, trzymając nasze ciało w jednej pozycji.

Do sportowej rywalizacji zachęca również precyzyjna skrzynia. Tutaj redukcje przy wyprzedzaniu to czysta przyjemność. Drążek chodzi idealnie, ma krótki skok, a biegi zestopniowane są w sam raz do tego silnika. A jeśli zdarzy się awaryjna sytuacja, można liczyć na układ hamulcowy, który zatrzyma nas "w miejscu".

Dla spokojnych i oszczędnych
Mimo wielkich felg i reprezentacyjnego wyglądu, pod maską testowanego Forda znalazł się najpopularniejszy wybierany silnik, czyli dwulitrowy turbodiesel o mocy 140 KM. Jednostka ta, wspomagana przez sześciobiegową skrzynię manualną, to standard, zapewniający wystarczające, choć nie zwalające z nóg, osiągi. I takie też są subiektywne wrażenia. Silnikowi brakuje "iskry bożej", czegoś, co pozwoli się nim cieszyć. Zwłaszcza że na postoju mamy do czynienia z delikatną wibracją. Dużo lepiej wypada w trakcie jazdy, kiedy sprawnie przemieszcza nas do przodu. Od sprintu zdecydowanie woli długi dystans oraz próby elastyczności, gdzie 340 Nm sprawia, że wyprzedzanie nie należy do trudnych. Oczywiście, wszystko to jest wykonywane przy jedynie niewielkim szumie dobiegającym spod maski. Tu Mondeo jest bardzo kulturalne, a dźwięki, które do nas dochodzą, pochodzą głównie od opon i powietrza opływającego ciężkie nadwozie.

Dynamika jednak wraz z charakterem wnętrza pozostawia całkiem przyjemne wrażenia, pozwalając myśleć o wspólnej podróży gdzieś daleko przy pomocy dwulitrowego Mondeo. O ile oczywiście nie będzie to w górach, gdzie silnikowi może nieco zabraknąć "pary", zwłaszcza jeśli samochód będzie załadowany. Dlatego ideałem zdaje się być turbodiesel o mocy 175 KM osiąganych z 2,2 litra pojemności.

Ideał ideałem, jeździć będzie na pewno świetnie, ale na sto procent nie będzie jednak palił tyle, co "dwulitrówka". Jazda miejska pochłonie nam co prawda w okolicach 9 litrów, jednak w trasie, gdzie Mondeo czuje się jak ryba w wodzie, to już całkiem przyjemne średnie spalanie 6,2 l/100 km. Szybkie przejazdy autostradą raczej nie podniosą tego wyżej niż do 7 l, ale podczas spokojnej, nieprzekraczającej 100 km/h jazdy, komputer pokładowy pokaże wartości rzędu 5,4 l/100 km.

Dla księgowych
Ci nie będą co prawda zachwyceni, ale specjalnie dla nich i dla tych, którzy widzą się w którejś z powyższych ról, podajemy "cyferkologię", czyli ceny. 104 600 zł zapłacimy za Forda Mondeo Titanium z 2.0 TDCi o mocy 140 KM i ręczną skrzynią biegów. Następnie dodajemy biksenonowe skrętne reflektory, podgrzewaną kanapę, czujniki parkowania, system multimedialny DVD oraz lakier metaliczny i wychodzi nam, że musimy zapłacić 128 400 zł. Clou programu jednak jeszcze nie nastąpiło. Kolejne 2 900 zł za 18" felgi oraz 14 100 zł za pakiet Individual - w sumie daje nam to kwotę 145 400 zł. Dużo. Ostatnio testowany przeze mnie Passat wychodził taniej, porównując z wyposażeniem i silnikiem, jaki był dostępny. No cóż. Trzeba przyznać, że nie jest to najtańsza oferta, jednak klimat, jaki oferuje Mondeo Individual jest niespotykany.

Dla malkontentów
Tak, i dla nich coś się znajdzie. Jak już wspomniałem, silnik jest minimalnie za słaby. Po drugie, tempomat wymaga dopłaty. Po trzecie, w drzwiach kierowcy znajduje się dziurka od klucza, przypominająca tę, której używałem do otwierania swojej Granady z rocznika 1979. Osiemnastocalowe felgi to świetny wybór, jednak komfort jazdy nieco na tym cierpi. Obsługa mogłaby być nieco prostsza, a fotel móc łatwiej się ustawić. Dzięki temu pierwsze 500 km testu nie upłynęłoby mi na bólu ud. To, jak zwykle, drobiazgi, które powodują, że samochód nie jest idealny. Tylko czy samochód "prawie idealny" wciąż musi kosztować 150 tys. PLN?

Czyli jak to w końcu jest?
Co to za samochód, to Mondeo? Otóż miałem ostatnio do dyspozycji kilka aut klasy średniej. Mondeo mieści się bliżej tych najlepszych. To, czym przekonuje, to właściwości jezdne, przestronność oraz wyposażenie bogatych wersji. Ma pewne wady, ale na pewno nie więcej niż konkurencja. To naprawdę solidna konstrukcja, która sprawi, że polubimy długie dystanse, a i w mieście będzie uprzyjemniać drogę do pracy. Tylko trzeba go odpowiednio skonfigurować, bo można zrobić coś zupełnie przeciętnego.